czwartek, 27 grudnia 2012

Belgijska melancholia. Belgia dla nieprzekonanych - Marek Orzechowski




Podróżuję niemało. Kocham to. Jednak dopiero od pewnego czasu wyjeżdżam świadomie. Staram się "oczytać" w kraju, który zamierzam odwiedzić. Dowiedzieć co ludzie tam kochają, a czego nienawidzą. Gdybym przeczytała "Belgijską melancholię" przed swoją wizytą, odebrałabym go pewnie zupełnie inaczej niż kraj dobrobytu, totalnie zachodnioeuropejski, w którym wszystko jest przysłowiowo piękne i gładkie.

Książka Marka Orzechowskiego to nie reportaż, ani przewodnik turystyczny, a raczej dogłębny opis pozbawiony wartościowania. Wieloletni korespondent TVP stara się pokazać przede wszystkim tło, ocenę zostawiając czytelnikowi. Panoramę belgijskiej melancholii roztacza szeroko - poznajemy historię kraju, bez politycznej poprawności, zwyczaje, nałogi, codzienne życie. A wszystko to z perspektywy osoby z zewnątrz, która kraj poznała dogłębnie.

Przy próbie wyliczenia tematów z którymi rozprawia się autor, przed przeczytaniem książki, można odnieść wrażenie, że kluczem wyboru była kontrowersyjność. Nic bardziej mylnego - problem kolonii belgijskiej w Kongo, kolaboracja z nazistami, prześladowania Żydów, podział kraju na część walońską i flamandzką czy ignorancja wobec władzy zostały przedstawione rzetelnie, bez cienia sensacji. Wyważony ton wypowiedzi autora wydaje się być potwierdzeniem głębokiej obserwacji kraju, w którym przyszło mu pracować.

Powrócę w tym miejscu do myśli, którą rozpoczęłam tę notkę. W Belgii byłam z zerową świadomością tego, jak głęboki jest podział kraju na dwie części. Z jeszcze mniejszą wiedzą na temat belgijskiej krwawej przeszłości kolonialnej. I wielu, wielu innych aspektów, na które oczy otworzył mi Marek Orzechowski. Już bardzo dawno nie przeczytałam książki, która tak bardzo zainspirowałaby mnie do dalszych poszukiwań i pogłębiania wiedzy. Nastawiałam się na lekki reportażyk z opowiastkami kulinarnymi w tle -  lekko, łatwo, strawnie i kolorowo. Dostałam obuchem w łeb, bo zamiast komiksowej opowiastki zostałam zmuszona do myślenia i wytworzenia w sobie stanowiska. Uwielbiam takie zaskoczenia. I na tym właściwie zakończę moje zachęty - odkryjcie ten ląd sami. Warto!

Co za tym idzie - zachęcam gorąco do przeczytania "Belgijskiej melancholii". Warto poświęcić temu tytułowi uwagę, czas i myśli. Polecam gorąco wszystkim zainteresowanym historią, polityką, dziejami Europy, wszystkim, co dzieje się wokół nas. Nastawcie się na ostre buszowanie w internecie - Wasz głód wiedzy zostanie mocno niezaspokojony.

Kategoria: literatura faktu, reportaż
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA 2011, s. 288.
Moja ocena: 5/6

5 komentarzy:

  1. Jak tylko przeczytałam w tytule przymiotnik "belgijska", od razu pomyślałam o czekoladkach, a że na okładce są właśnie one to spodziewałabym się czegoś innego po tej książce. Reportaże raczej mnie nie pociągają, ale być może z tą pozycją si zapoznam przez ewentualnym wyjazdem do Belgii. Mimo wszystko lubię odwiedzać miejsce posiadając już o nim jakieś informacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnie to u mnie wyglądało, dlatego bardzo zachęcam do książki Marka Orzechowskiego :)
      Akurat ja reportaże uwielbiam, ale ten to taki nieco w starszym stylu.

      Usuń
  2. To ciekawe, bo byłam w Belgii kilka miesięcy temu i szczerze powiedziawszy moja wiedza na temat tego kraju nadal jest na bardzo niskim poziomie. Nie miałam pojęcia o kolonijnej przeszłości Belgów. Bardzo lubię reportaże, dlatego chętnie sięgnę po powyższą publikację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie jak ja. Jest sporo ciekawych książek na ten temat, chociażby ostatni Hochschild.

      Usuń
  3. O tym kraju nie wiem praktycznie nic. No poza czekoladkami oczywiście. Właściwie, to bardzo chętnie dowiedziałabym się czegoś nowego ;)

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC