Wstyd, nie-wstyd że dopiero teraz przeczytałam "Wichrowe Wzgórza"? Już kiedyś pisałam, że z klasykami tak właśnie bywa. Wszyscy znamy treść "skądś tam" i oryginału nie czytaliśmy. Wzięłam sobie jednak za punkt honoru nadrobienie zaległości i doczytanie szlagierowych klasyków.
No i co sobie myślę o "Wichrowych Wzgórzach". Mroczna historia. Postaci bardzo wyraziste, szczególnie postać Heathcliffa. Bardzo, ale to bardzo podobał mi się zabieg podwójnej narracji - opowiadał Lockwood - osoba zupełnie "z zewnątrz" w stosunku do opisywanych wydarzeń i opowiadała Ellen Dean. Jak na służąca - bardzo barwny język. I ona niemało namieszała w dziejach rodziny Earnshaw. Historia oryginalna? Tak. Do kanonu? Tak. Męczy mnie dlaczego w liceum nie czyta się takiej właśnie literatury, tylko męczono nas jakimiś bzdurami.
Moje spotkanie z klasyką oceniam na plus. Dobry plus.
Kategoria: literatura piękna klasyka
Wydawnictwo Zyska i S-ka 2005, s. 320
Biblionetka: 4,91/6
Lubimy czytać: 4,02/5
Moja ocena: 4+/6