Bałam się, że już nigdy nie napiszę dla Was o jakiejś książce. Tygodnie w myślnikach, przemyślenia o bankach - o wszystkim, tylko nie o czytaniu. Przyczyna była prozaiczna - utknęłam pomiędzy stronami. I nie mogłam ruszyć dalej ...
Twarz Steve'a Jobsa z intensywnym spojrzeniem jakiś czas temu spoglądała na mnie w wielu miejscach - na blogach, na stronach księgarni internetowych, w środkach komunikacji wszelakiej. Mówiąc krótko - była wszędzie. Co - dość naturalnie - sprawiało, że nie miałam zbyt dużej ochoty, aby ją przeczytać. A potem polecił mi ją Kot, a że Jemu się nie odmawia, to wrzuciłam ją na warsztat. W styczniu. I utknęłam. Jak nigdy.
Bardzo lubię biografie, przekonałam się do nich jakiś czas temu, kiedy okazało się, jak bardzo mogą być inspirujące i ciekawe. Stwierdzenie to może wydawać się truizmem, ale jeszcze nie tak całkiem dawno, byłam przekonana, że są nudne. Historia o życiu Steve'a Jobsa nie jest co prawda przepełniona dramatycznymi zwrotami akcji i wzniosłymi wydarzeniami, ale autor starał się pokazać, jak upór w dążeniu do celu i perfekcjonizm mogą zmienić oblicze technologii. Ta książka może również wpłynąć pozytywnie na osoby prowadzące własny biznes - Jobs pokazuje, jak tworzyć produkty, aby znaleźć na nie klienta i go nie rozczarować. I jak stworzyć jedno z większych przedsiębiorstw na świecie zaczynając od garażu własnego ojca ...
Jestem szczęśliwą właścicielką iPoda od wielu lat i bardzo przypadł mi do gustu fragment o pokazaniu jego zawartości komuś innemu. Porównano tę czynność do zezwolenia na zajrzenie w siebie niczym w otwartą książkę. "W ten sposób staje się jasne nie tylko to, co lubicie, ale i to, kim jesteście"*. W tej kwestii zmieniło się wiele - każdy znajomy może podejrzeć czego słuchamy dzięki Spotify czy Last.fm, ale jest w tych słowach sporo prawdy. I jest w nich również coś archaicznego. Wzruszył mnie ten właśnie fragment, bo to jedna z bardziej intymnych czynności podzielić się z kimś swoimi ulubionymi dźwiękami.
Największą jednak trudnością w odbiorze tekstu było dla mnie to, że zwyczajnie nie pałałam sympatią do twórcy iPhone'a. Jego styl zarządzania, sposób traktowania bliskich i współpracowników zwyczajnie mnie wkurzał. Przy moim problemie z zapamiętywaniem nazwisk przebrnięcie przez ponad siedmiusetstronicowe tomiszcze to również niemały problem.
Tyle miesięcy z jedną książką i tak mało do powiedzenia? Bo cóż można więcej powiedzieć niż to, że jest o Stevie Jobsie i produktach, które stworzył. Można dodać, że warto przeczytać, nawet jeśli nie jest się fanem applowskich produktów. Odnoszę wrażenie, że facetom książka spodoba się bardziej, jestem jednak przekonana, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
* W. Isaacson "Steve Jobs", Kraków 2011, s. 517.
kategoria: biografia
Wydawnictwo Insignis 2011, s. 732.
Moja ocena: 4+/6