Nie ominął mnie szał związany z Eleanor Catton, jednak jej "Wszystko, co lśni" nadal czeka na swoją kolej. Dało mi to jednak pewien dystans podczas czytania "Próby" - nie czułam się skażona zachwytem powieścią, która zdobyła Bookera. "Próbie" towarzyszyły z jednej strony bardzo zachowawcze opinie, z drugiej - entuzjastycznie - jak choćby ulubionego redaktora Nogasia z PR3. "Próba" to mocne wejście w nowy rok, murowany kandydat na polecanie i zachłystywanie się ciągłym powtarzaniem "musisz to przeczytać!".
Skrajnie imponuje fakt, że powieść została napisana przez autorkę jako praca na zaliczenie (bądź magisterska, zdania są podzielone). Bardzo fajnie odbiera się młody punkt widzenia, niedotknięty dorosłym zgorzknieniem i poczuciem wyższości - wyszła spod klawiatury dwudziestoczterolatki. To bardzo prawdziwe również dla bohaterów, którzy wchodzą w dorosłość, która jest bardzo żywa i pozbawiona literackiego przekłamania.
Tytułowa próba jest odmieniana przez wszystkie przypadki i znaczenia (polskie słowo daje dużo więcej znaczeń niż angielski odpowiednik). To również opowieść o młodości i wejściu w dorosłość. Przede wszystkim jednak jest to wysmakowana gra z czytelnikiem, mamienie go i dopuszczenie do swobodnej interpretacji. Pozbawienie opowieści chronologii i perspektywy różnych bohaterów wzmagają to przeświadczenie. Roi się od smaczków, niuansów i niedosłowności. Przedstawione postacie są bardzo wyraziste i charyzmatyczne. Te, które grają role mentorów są niemal karykaturalnie narysowane.
Niejednoznaczna i doskonale napisana. Wciągająca jak diabli, co jest chyba moim ulubionym przymiotem literatury. Mocno teatralna i jak mówi wspomniany wyżej ulubiony redaktor "to sztuka o sztuce w sztuce". Bardzo ambitna - strach pomyśleć, co dalej stworzy Eleanor Catton.
Kategoria: współczesna literatura piękna
Wydawnictwo Literackie 2015, s. 336.
Moja ocena: 5,5/6
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Woblink.