"Mężczyzna powinien szanować moją niezależność - uważała Ruth. Nigdy nie kryła się z tym, że jej stosunek do małżeństwa, a w jeszcze większym stopniu do macierzyństwa, nacechowany jest niepewnością. Ale mężczyźni, którzy uznawali jej tak zwaną niezależność, często wykazywali przy tym niemożliwy do przyjęcia brak zainteresowania trwałym związkiem."*
U Irvinga zawsze to samo. Motywy przeplatane i zestawiane ze sobą we wszelkich konfiguracjach. Tak samo, a jednak za każdym razem inaczej. Rozpoczynając lekturę wiem czego się spodziewać, jestem jednak każdorazowo zaskakiwana historią - doskonałą, dopracowaną, absurdalną. "Jednoroczna wdowa" to kolejny przykład. Paskudnie dobry przykład.
Dlaczego ze wszystkich powieści, które szczerzą się do Ciebie z półki wybrać właśnie "Jednoroczną wdowę"? Bohaterowie niedoskonali, potłuczeni przez życie - oto znak firmowy Johna Irvinga. Przeważnie wychowywani w niepełnej rodzinie (tu: Ruth opuszczona w wieku czterech lat przez matkę), który to fakt dość istotnie wpływa na ich dalsze losy. Często mniej lub bardziej skrzywieni seksualnie (tu: Eddie - obsesja na punkcie kontaktów seksualnych z kobietami znacznie starszymi od niego). Nierzadko niedoskonali, dziwni, budzący politowanie pomieszane z niedowierzaniem (tu: Ted - autor książek dla dzieci, lubujący się w pornograficznych portretach matek fanów swojego pisania). Postaci dopracowane, przerysowane w typowo irvingowski sposób, zapamiętywalne i mające wszelkie znamiona realizmu.
Irvinga warto poznać dla cudownych, absurdalnych scen, które tworzą klimat całej powieści i stają się kluczowe dla rozwoju fabuły. W przypadku "Jednorocznej wdowy" mistrzostwem absolutnym jest scena porzucenia Pani Vaughn. W skrajności i czarnym humorze dorównuje jedynie jasełkom z udziałem Owena. Teatralność, groteska, mocne gesty - tego właśnie należy się spodziewać. A jeśli komuś potrzeba mniej farsy, a więcej tragedii szczerze rekomenduję rozdziały z Amsterdamem w tle oraz naukę jazdy. Proza Irvinga składa się z wielu małych, pozornych epizodów, które robią efekt WOW.
Czytający Irvinga namiętnie i w nadmiarze z lubością doszukują się toposów, których jest niemało. W "Jednorocznej wdowie" znajdziecie więc fascynację seksualną kobietami starszymi od bohatera (to było również w "Hotelu New Hampshire", "W jednej osobie", "Czwartej ręce", "Ostatniej nocy w Twisted River"), motyw nagłego, śmiertelnego wypadku (podobnie jak dosłownie we wszystkich powieściach autorstwa Johna Irvinga). W każdej jego powieści któryś z bohaterów jest pisarzem - w przypadku "Jednorocznej wdowy" - cała rodzina Cole'ów uprawia pisarstwo. Fakt bohatera-pisarza ma swoje skutki w fabule - często jeden z rozdziałów to część fikcyjnej, pisanej przez bohatera książki. W rekomendowanej "Wdowie" są to bardzo dobre fragmenty, wprowadzające kolejne postaci, znacznie ożywiające fabułę. Co ciekawe, na bazie fikcyjnej historii dla dzieci, napisanej przez bohatera Teda Cole'a, John Irving napisał opowiastkę dla najmłodszych "Odgłos, jaki wydaje ktoś, kto stara się nie wydawać żadnych odgłosów".
Mówi się, że "Jednoroczna wdowa" to najbardziej emanująca erotyzmem powieść Irvinga. U tego autora "momentów" nigdy nie brakuje. Po przeczytaniu kilku jego książek, nie poczujecie się przytłoczeni tym tematem. Irving po prostu tak ma - w absurdalny, nieco odjechany sposób, pisze o tym, co dla niektórych naturalne. Ma to swój niezaprzeczalny urok. A wszyscy jesteśmy, jak pisał w "Hotelu New Hampshire", szajbnięci.
"To po prostu powieść. (...) nie jest "o czymś". To tylko ciekawa historia". ** Polecam nieco paradoksalnie, troszkę nachalnie, jak każdą powieść Irvinga. To niebanalny pisarz, świetnie łączący stałe motywy, układając je za każdym razem w inną historię. Niezmiennie fascynującą i nieszablonową.
* J. Irving, "Jednoroczna wdowa", Prószyński i S-ka 2001, s. 241.
** tamże, s. 245.
Kategoria: powieść obyczajowa
Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2001, s. 616.
Biblionetka: 4,58/6
Lubimy czytać: 6,71/10
Moja ocena: 5/6