(Westchnienie). No bo, co mogę napisać o najnowszej powieści Irvinga? Odkryłam go raptem dwa lata temu, nadrabiam zaległości, upajam się jego prozą i już nudne stają się peany na jego cześć. Oczywiście, że znowu się spodobało, poruszyło, dało po czaszce, wzruszyło. Mam podobnie jak Olga Majerska z portalu Oblicza Kultury - Irving najpierw wywołuje mój śmiech, potem powoduje refleksję, aby na końcu wbić mnie w stan, kiedy jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest się po babsku rozpłakać.
"W jednej osobie" to najnowsza, już trzynasta powieść. Nie przeczytałam wszystkich, jednak zauważyłam pewną prawidłowość - wcześniejsze były gawędami, historiami bez większej podbudowy polityczno-moralnej, za to z dużym ładunkiem absurdalności. Zarówno w "Ostaniej nocy w Twisted River", jak i "W jednej osobie" pisarz obrał sobie temat wokół którego opowiedział historię. Tematy trudne, ważne. W przypadku najnowszej powieści jest to kwestia poszukiwania własnego seksualnego "ja" oraz związane z tym konsekwencje, czyli AIDS.
Głównym bohaterem jest Billy Abbott, który opowiada o swoim dorastaniu i późniejszym życiu. Przyszło mu wychowywać się, jak wielu bohaterów Irvinga, bez jednego z rodziców. Ojciec i jego zniknięcie osnute tajemnicą, tematem tabu, dochodzącym niejednokrotnie do absurdalnego poziomu. Wsparciem dla chłopca jest dziadek Harry, właściciel lokalnego tartaku (kolejny powtarzający się motyw u Irvinga), który jest aktywnym uczestnikiem lokalnej trupy dramatycznej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż najczęściej odtwarza on role żeńskie i czerpie z tego tytułu niewysłowioną przyjemność. Jest matka - skryta, zamknięta i raczej naiwna, surowa, niemal aseksualna ciotka Muriel oraz jej mąż Bob. Wszystko zmienia się kiedy pewnego dnia adorator matki - Richard - zabiera chłopca do miejskiej biblioteki. Tam poznaje on Pannę Frost - kobietę o wielkich dłoniach i małych piersiach. Spotkanie z bibliotekarką okazuje się być znamienne w skutkach. Billy nie tylko zaczyna czytać i pragnie zostać pisarzem - doznaje swoistego olśnienia dotyczącego seksualności ...
To w gruncie rzeczy jedna ze smutniejszych powieści Irvinga - jest tu bardziej depresyjnie niż w "Hotelu New Hampshire". Bill poszukuje swojej tożsamości - tajemniczy ojciec okazuje się mieć większy wpływ na jego życie, niż mogłoby wynika z jego nieobecności. Romans z Panną Frost doprowadza do znacznych zmian w życiu Billa. Rozdarty w swojej seksualności - mało wiarygodny dla gejów, będący raczej maskotką niż poważnym partnerem dla kobiet heteroseksualnych, nie potrafi odnaleźć swojego miejsca. Tragizm i komizm, jak to u Irvinga, mieszają się wzajemnie. Mniej tutaj absurdalnych zaskoczeń rodem z wcześniejszych powieści - jest zdecydowanie spokojniej, nostalgiczniej. Znamienne są słowa Billa, który mówił, iż "jesteśmy kształtowani przez to, czego pragniemy". Nie sposób nie przyznać mu racji.
Niejednokrotnie powtarzam, że Irving to mieszanka stałych motywów, adaptowanych do coraz to nowszych historii. Nie inaczej jest w przypadku najnowszej powieści. Akcja "W jednej osobie" tradycyjnie już rozgrywa się na terenie Nowej Anglii. Co prawda niedźwiedzie występują tutaj w wyjątkowo kuriozalnej roli ("włochaci abnegaci, zbuntowani przeciwko wypieszczonym gogusiom z ogolonymi jajami i ciałami prosto z siłowni"), jednak nie brakuje stałych, takich jak inicjacja seksualna ze starszą od siebie kobietą, głównego bohatera parającego się pisaniem, zapasów (również z życiem), Wiednia, niespodziewanej śmierci w wyniku wypadku samochodowego (tym razem bez seksualnego tła), jak również wspomnianego wyżej motywu nieobecnego rodzica. To samo, a jednak inaczej. Naprawdę lubię to w prozie Irvinga.
"W jednej osobie" prowokuje pytania o granice własnej seksualności. Bohaterowi nie można odmówić braku odwagi w testowaniu własnych pragnień - próbował niemal wszystkiego. Jeśli szukacie jednak mocnych opisów a la porno - nie znajdziecie ich tutaj. Wszystko za literacką mgiełką, zasłoną niedomówień. Mamy tu jednak do czynienia z niemal każdą "opcją" seksualną - LGBT w pełnej krasie. Wynika to zapewne słów autoria, który powiedział, że empatia płynie po części z tego na ile pamiętamy swoje uczucia i przyznajemy się do dawnych pokus. Seksualna tolerancja płynie ze szczerości w kwestii własnych erotycznych fantazji. Nikt, tak jak on, nie potrafi znormalizować i niemal upowszednić największych wydziwaczeń. Dla Irvinga nie ma nienormalności, o czym zresztą pisze na ostatnich stronach powieści: "(...) czytałem pana książki i wiem, co pan w nich robi: przedstawia seksualne skrajności w zwykłym świetle. (...) Tworzy pan bohaterów, którzy według pana są "inni", a dla mnie są zwyczajnie porąbani. I oczekuje pan, że okażemy im sympatię, litość i "tak dalej". (...) Ale to, co pan spisuje, nie jest naturalne!"
Powieść podobała mi się mniej niż inne jego autorstwa. Nie jest to rozmach "Ostatniej nocy ..." , ani siła rażenia "Hotelu New Hampshire" czy "Modlitwy za Owena". Nadal jest to jednak bardzo wysoki poziom, wciągająca historia, zmuszająca do myślenia. Nieoswojonym z Irvingiem, sugeruję rozpocząć od starszych powieści i potem wrócić do najnowszego dzieła. Sympatycy na pewno sięgną po powieść i nie poczują się oszukani. Jednak wolę Irvinga z wcześniejszych powieści, ale i tak "wszyscy jesteśmy zaszajbowani na amen". Ja również i pewnie dlatego tak kocham to, co tworzy John Irving.
Wszystkie cytaty pochodzą z powieści.
Wszystkie cytaty pochodzą z powieści.
Kategoria: współczesna literatura piękna
Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2012, s. 528.
Biblionetka: 5,33/6
Lubimy czytać: 7/10
Moja ocena: 5-/6
Książka jest w moich planach, ale póki co czekają inne w kolejce.
OdpowiedzUsuńMam za sobą dwa spotkania z Irvingiem, oba udane, tak więc na nową powieść patrzę raczej pozytywnym okiem. Choć najpierw wolałabym jednak jeszcze parę starszych przeczytać.
OdpowiedzUsuń@pisany inaczej - polecam, nadal siedzi w głowie.
OdpowiedzUsuń@Karolina - ja czytam Irvinga starego, przeplatam z nowym. Fajnie to w sumie wypada. W jego przypadku chyba nie ma większych przeciwwskazań, żeby tak to właśnie realizować :)
Trochę niedobrze się składa, bo właśnie otrzymałam tę książkę do recenzji i będzie ona moim pierwszym kontaktem z tym autorem. Raczej nie zdążę nadrobić braków czy przyzwyczaić się do stylu Irvinga. Mam jednak nadzieję, że przypadnie mi ta książka do gustu - przedstawiłaś ją naprawdę szalenie ciekawie.
OdpowiedzUsuń@Futbolowa - Klaudyna, nie będziesz cierpieć, to na pewno. U "nowego" Irvinga jest tylko nieco więcej politykowania. Jeśli przypadnie Ci do gustu - koniecznie sięgnij po wcześniejsze!
OdpowiedzUsuńJeśli tylko lubicie czytać zapraszam na poczytaj.to
OdpowiedzUsuń