czwartek, 31 maja 2012

Ludzka skaza - Philip Roth




Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać autobiografię Philipa Rotha - nastąpiło wtedy wstydliwe wyznanie, iż jest to pierwsze dzieło autora, które mam okazję czytać. Minęło nieco czasu, sięgnęłam po powieść. Dość niefortunnie wybrałam tytuł, gdyż "Ludzka skaza" okazuje się być ostatnią częścią trylogii (co prawda nieformalnej, ale jednak!), ale przyznam szczerze - nie żałuję. Pozwolę sobie zacytować samą siebie:

"Jak wspomniałam wcześniej, powieść kończy się listem-recenzją napisaną przez jednego z bohaterów powieści Rotha - Nathana Zuckermana. Jest to atak na samego autora, swoiste wylanie wiadra z pomyjami i odbrązowienie wizerunku, który został misternie utkany w części właściwej autobiografii. Jeśli Philip Roth w tak smakowity sposób kończy większość swoich powieści - czuję, że moje czytelnicze serce bardzo go pokocha. Warto też wspomnieć, że "Fakty ..." reprezentują styl pisania, który bardzo lubię, a mianowicie pisanie o Ameryce lat 50., 60., 70. - o tym niepowtarzalnym klimacie, stylu tych lat. Dla mnie idealnych - w literaturze, filmie, sztuce. Wplatanie detali, opisów wydarzeń, które wtedy miały miejsce - chociażby w przypadku "Faktów" zamachu na Martina Luthera Kinga, czy rewolucji '68. 
Po lekturze "Ludzkiej skazy" podpisuję się rękoma, nogami i czym tam jeszcze można pod tym, co napisałam w październiku ubiegłego roku. Philip Roth jest doskonałym pisarzem i wiem, że w krótkim czasie stanie się jednym z moich ulubionych.

"Ludzka skaza" to historia Colemana Silka, siedemdziesięciojednoletniego, emerytowanego profesora filologii klasycznej. Poznajemy go w dwa lata po jego rezygnacji z funkcji dziekana, która była skutkiem niesłusznych (jego zdaniem) oskarżeń o rasizm - w trakcie wykładu miał użyć niefortunnego słowa "zmory" (gra słów w j. angielskim - "spooks" oznacza zmorę, ducha, jak również jest kolokwialnym i raczej obraźliwym określeniem Afroamerykanina). Coleman zwierza się sąsiadowi Nathanowiu Zuckermanowi, iż romansuje z dużo młodszą od siebie kobietą - Faunią, która jest zatrudniona jako sprzątaczka na pobliskim uniwersytecie. Faunia jest analfabetką prześladowaną przez byłego męża Lesa.  Ten, weteran wojny w Wietnamie, nie potrafi poradzić sobie z traumą i przemienia jej życie w piekło. 

Najmocniejszą stroną powieści są zdecydowanie postaci. Wyraziste, dopracowane, nieschematyczne - mówiąc krótko - godne zapamiętania. Narrator powieści - sąsiad Colemana, Nathan, charakteryzuje postaci, rozmawia z nimi, opowiada wiele faktów z ich życia. Nie otrzymujemy gotowego, łatwego do pojęcia obrazu bohaterów - czytając, wyrabiamy sobie o nich opinię, która kilkadziesiąt stron później zostaje zaburzona przez relację z perspektywy innej osoby. Właściwie żaden ze świadków nie może być dać wiarygodnej relacji - możemy równie dobrze uwierzyć jednemu z nich, co spróbować samemu wyciągnąć esencję. Coleman Silk został usunięty z uczelni z powodu rasistowskich poglądów, chociaż sam był ofiarą prześladowań rasowych. Urodził się jako Afroamerykanin i do czasu studiów na uniwersytecie w Waszyngtonie za takiego się uważał. Prześladowania, jakich doznał podczas krótkiego pobytu na uczelni, sprawiły, że do armii wstąpił już jako "biały" (miał karnację, która mogła uchodzić za ciemną - białą lub jasną-czarną). Odciął się od rodziny, nawet jego żona, z którą spędził całe późniejsze życie i miał czwórkę dzieci, nie wiedziała, że jest "czarny". Jedyną osobą, która poznała jego tajemnicę, była Faunia. 

Konstrukcja powieści jest na tyle finezyjna, że dosłownie ostatnie kilka stron doprowadza niemal do czytelniczej ekstazy. Wydaje się, że wszystko wiesz, że fabuła poukładała się w głowie, że już nic Cię nie zaskoczy i doczytasz w spokoju do końca i pojawia się wielkie uderzenie. Podobnie, jak w przypadku autobiografii, P. Roth zabawił się czytelnikiem i wywrócił powieść do góry nogami. Bardzo, ale to bardzo lubię takie zabiegi w powieściach. Właściwie wszystkiego w "Ludzkiej skazie" dowiadujemy się z retrospekcji, a wiarygodnym źródłem wydaje się być rozmowa Lesa z Nathanem na ostatnich stronach powieści. I ta właśnie pogawędka wywraca wszystko do góry nogami.

Tytułowa skaza to coś, co ma każdy z nas, nie da się tego uniknąć, czy ukryć. Skazy posiadają też bohaterowie - Coleman ukrywa kolor skóry i rasę, Fiona - jest analfabetką, molestowaną przez ojczyma, pogubioną w życiu, Les - nie może uporać się z traumą po służeniu podczas wojny w Wietnamie, Delfina - młoda i ambitna Francuzka, która robi karierę naukową w USA, nie potrafi znaleźć swojego miejsca pomiędzy byciem uznaną intelektualistką a "zwykłą" kobietą potrzebującą silnego i dominującego mężczyzny. Jak widać, Roth konfrontuje bohaterów ze skazami ducha i ciała. Ludzka skaza to piętno, domieszka czegoś niechcianego, błąd. 

Philip Roth w "Ludzkiej skazie" bardzo ostro krytykuje politykę Stanów Zjednoczonych wobec weteranów z Wietnamu. Trudno jest w literaturze amerykańskiej drugiej połowy XX. wieku uciec od tego tematu, jednak jest on zaznaczany mniej lub bardziej. Philip Roth w osobie Lesa pokazuje jak ogromne piętno odcisnęła służba na jego życiu. Powrót do normalności, odbywa się małymi krokami i przy dużym zaangażowaniu osób prywatnych. Pomoc polega m.in. na wspólnych wizytach w azjatyckich restauracjach, odszukiwania nazwisk kolegów, którzy zginęli na służbie na Vietnam Veterans Memorial, nazywanym Ścianą. Autor serwuje nam bardzo sugestywny i mocny obraz tego, co dzieje się w głowie osoby dotkniętej doświadczeniem wojny w Azji Południowo-Wschodniej. 

"Ludzka skaza" to wielopłaszczyznowa powieść o życiowych rozbitkach, ludziach napiętnowanych tytułową skazą. Konsekwencje dawno podjętych decyzji, kłamstwa, ciężar winy - to wszystko krąży wokół bohaterów. Wyraziste postaci, portretowane, jak w każdej dobrej powieści, poprzez banalne sytuacje i historie. Ludzie wmanewrowani w wielką historię, wszechobecne paralele - ta powieść jest naprawdę jedną z lepszych, które ostatnio czytałam. Polecam gorąco!

Kategoria: współczesna literatura piękna
Wydawnictwo CZYTELNIK 2004, s. 560.
Biblionetka: 5,08/6
Lubimy czytać: 8/10
Moja ocena: 5/6

środa, 23 maja 2012

Pijani Bogiem - Max Cegielski





Moje nieokiełznane zafascynowanie tematyką muzułmańską nie jest tajemnicą dla Czytelników tego bloga. W miarę możliwości staram się czytać sporo, a szczególną radość sprawiają mi książki autorstwa osób takich jak ja - zainteresowanych islamem, którzy obserwują, przyglądając się z boku, bez zamiaru zmiany religii. Mimo, że już dawno sprawiłam sobie "Oko świata" Maxa Cegielskiego, czeka ono na swoją kolej. Przypadkowo natrafiłam na "Pijanych Bogiem". I spotkanie okazało się nadzwyczaj pouczające.

Maxa Cegielskiego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Pisarz, dziennikarz, podróżnik, muzyk, animator kultury. Obecnie można go słuchać codziennie w Radiu Roxy i oglądać TVP Kultura. 11 września 2001 roku zastał go w miejscu najmniej odpowiednim w tamtym momencie. Gdzieś na pograniczu Afganistanu i Pakistanu, w samym centrum fundamentalizmu islamskiego, pojawia się człowiek z Zachodu - taki mamy obraz po owych wydarzeniach. To, co opisuje Max Cegielski łamie ten stereotyp. Chciałabym na wstępie zaznaczyć, że autor nie popada w zachwyt nad islamem, ani go nie demonizuje - w umiejętny sposób dobiera argumenty każdej ze stron, osąd pozostawiając czytelnikowi. Między innymi to składa się na dojrzałość "Pijanych Bogiem", reportażu, który moim zdaniem powinien być "must read" dla wszystkich islamofilów. 

Pakistan kojarzy się przede wszystkim ze sporem o Kaszmir, jednak wystarczy wymienić nazwy prowincji, aby przenieść się ze świata wojny do "Baśni z Tysiąca i Jednej Nocy" - Beludżystan, Chajber Pachtunchwa, Pendżab czy Sindh. I taki właśnie obraz islamskiego państwa otrzymujemy - daleki od Iraku Saddama, Iranu Chomeiniego czy Afganistanu z bin Ladenem w tle. Sam obraz islamu różni się znacznie od stereotypowego, którym jesteśmy faszerowani po wydarzeniach 11 września 2001 roku. Egzotyczny, wschodni, baśniowy wizerunek jednej z największych religii świata przedstawiany jest poprzez pryzmat sufizmu, mistycznego ruchu w islamie. Sufi nazywani również fakirami czy derwiszami, to bardzo religijni asceci, rodzaj wędrownych muzułmańskich mnichów. Sam sufizm za cel stawia sobie osiągnięcie jedności jedności z boskim Absolutem. Dzisiaj osiąga się ten stan poprzez regularne modlitwy, recytacja formuł religijnych, wymienianie boskich imion Allaha (których jest dziewięćdziesiąt dziewięć), studiowanie świętych pisma (Koran oraz sunny) czy grupowe śpiewy, jakimi są kawwali.

Wokół nurtu kawaali Max Cegielski snuje swoją opowieść. Pierwotnie były to pieśni wykonywane w sufickich świątyniach oraz dargah (w dużym uproszczeniu - świątyniach wybudowanych na grobach świętych muzułmańskich). Inspiracji należy poszukiwać w dźwiękach perskich i indyjskich, teksty chwalą Boga i sławią życie świętych. Współcześnie w dużej mierze gatunek ten ma charakter świecki, o czym świadczy niesłabnąca popularność, nieżyjącego już, Nusrata Fateha Ali Khana. W "Pijanych Bogiem" Max Cegielski wokół kawwali buduje opowieść. Jak dobry reportażysta świat obserwuje i opisuje przy udziale bohaterów, którzy są zwykłymi mieszkańcami - mamy tutaj komputerowca Musę, który sufizm postrzega przez pryzmat swojego ulubionego, do cna zachodniego,  filmu - "Matrix". Głównymi aktorami są jednak bracia Sain - Mittu i Gunga - popularni wykonawcy kawwali, którzy grają na bębnach nazywanych dhol. Współcześnie dhol utożsamiany jest najczęściej z bhangrą i jest rodzajem dwustronnego bębna. Gunga i Mittu Sainowie to obecnie "gwiazdy" kawwali. Wystukiwany na bębnie rytm, opary haszyszu, donośny śpiew - to wprowadza obecnych podczas rytuału w trans. Wszystkie koncerty odbywają się w dargah, którymi subkontynent indyjski jest przepełniony - występy muzyków na uroczystościach to niejednokrotnie jedyne ich źródło utrzymania.

Relacja Maxa Cegielskiego jest może i nieco chaotyczna, może i powodować domysły, że oparty substancji odurzających spowodowały lekki zamęt w piórze autora, jednak gawędziarski styl wprowadza czytelnika w luźne rozważania. Nie brakuje rzecz jasna fragmentów o charakterze naukowym - bibliografia, z której korzystał Max Cegielski jest doprawdy imponująca. Napięcie budowane wokół historii można przyrównać do stylu uprawianego przez wschodnich (chociażby irańskich) reżyserów - małymi, pozornie drobnymi migawkami jesteśmy doprowadzani do finału, który wbija w fotel i poraża. Podobnie jest u Maxa Cegielskiego - mimo, iż to reportaż, zakończenie zrobiło na mnie spore wrażenie. 

Wspomniałam, iż islamofile będą urzeczeni tym tytułem. Podkreślę to raz jeszcze - jest tu mnóstwo interesujących, niszowych informacji o muzułmanach, w szczególności o samym sufizmie. Przyznam szczerze, że ja z sufizmem spotkałam się przy okazji wizyty w Konyi (Turcja), która jest stolicą mistycznej, muzułmańskiej "sekty" (określenie mocno nieprecyzyjne) jaką są mewlewici, czyli wyznawcy zakonu założonego w XIII w. przez Calaleddina Rumiego. Najprostszym skojarzeniem będzie dla Was zakon wirujących derwiszy, którzy w swoim tańcu naśladują ruch ciał niebieskich, co ma pobudzić duszę do wzmożenia swojej miłości do Boga. Miałam okazję uczestniczyć w tym rytuale zwanym Semą, na który składała się intonacja modlitw z Koranu, podczas których do modlącego się hafiza (człowieka znającego cały Koran na pamięć) dołącza się flet, instrument umiłowany przez Rumiego. Siedemnastu derwiszy w tym czasie, zmienia pozycję ze skulonej na przykucniętą, stopniowo intensyfikując swoje poruszenie, aby w końcu utworzyć krąg i rozpocząć wirowanie po własnej osi. Obecnie w Turcji, odwiedzanej licznie przez turystów, można podziwiać ten rytuał w pełnej wersji (Konya oraz Kapadocja), jak również fragmentarycznie (najczęściej podczas tzw. "nocy tureckich" urządzanych w klubach i hotelach - wtedy obserwujemy sam finał, czyli wirowanie). Przyznam szczerze, że bez wiedzy na temat mewlewitów, jaką posiadam dzisiaj, był to dla mnie złośliwie nazywany rytuał "Senna", gdyż akompaniament fletu przy dość monotonnych recytacjach w języku arabskim, po kilkunastu godzinach podróży, uśpiłby każdego. Obraz Semy noszę jednak do dziś w swojej głowie i polecam to doświadczenie każdemu. Poniżej zdjęcie Muzeum Rumiego z meczetem, jedno ze świętych miejsc islamu w Turcji w mieście Konya (dawna stolica Sułtanatu Seldżuckiego).


zdjęcie pochodzi z serwisu:  trekearth.com

Podsumowując - polecam książkę Maxa Cegielskiego. To kawał dobrego reportażu poruszającego temat zupełnie niepopularny. Zalecam lekturę osobom zainteresowanym tematyką islamu, w tym również islamu mistycznego. Nadmienię jednak, iż osoby z elementarną wiedzą na temat muzułmanów mogą poczuć się nieco przytłoczone ilością trudnych sformułowań oraz cytatów z Koranu. Jednak Max Cegielski napisał wyważony reportaż gdzie mało jest polityki, a dużo ludzi i dialogu, co oznacza, że wzorował się na doskonałym Ryszardzie Kapuścińskim. I porównanie nie jest na wyrost.

Zainteresowanych kawwali odsyłam do twórczości Nusrata Fateh Ali Khana - jak wspomniałam, to co prawda świecka odmiana, ale oprawa muzyczna w niczym nie odbiega od sufickich śpiewów. Swojego czasu sporo NFAK było na kompilacjach sygnowanych przez Buddhę Bar, co oznacza, jak wiadomo, doskonałą muzykę etniczną.



Podczas pisania tekstu korzystałam z serwisu arabia.pl, Wikipedia  (wersje językowe polska, angielska oraz turecka) oraz wiedzy własnej.

Kategoria: literatura podróżniczo-reporterska
Wydawnictwo W.A.B. 2007, s. 260.
Biblionetka: 4,20/6
Lubimy czytać:7/10
Moja ocena: 4/6

niedziela, 20 maja 2012

Zamkowa majówka z książką



Kochani,

Już w najbliższy weekend wraz z Centrum Kultury Zamek, ja i Aneta, jako Projekt Czytelnisko organizujemy kolejne wydarzenie czytelnicze. Na weekend książki opanują największe centrum kultury w Poznaniu.

A oto i program:

26 maja 2012 r. (sobota)

15:00 - Spotkanie z autorami blogów o książkach, Hol Balkonowy
Prowadzenie: Anna Kubacka ze specjalnym udziałem dr. Krzysztofa Hoffmana z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu

Goście - autorki blogów:

Monika Długa - God Save the Book 
Michalina Jusik - Książki są jak towarzystwo 
Agnieszka Kalus - Czytam, bo lubię 
Anna Kubacka - Bazgradełko 
Izabela Lenartowicz - Bookerka, czyli pogotowie książkowe 
Aleksandra Świątkowiak - Balianna
Marika Żylińska - Kącik książki


16:00 - Akcja "POCZYTAM CI MAMO"
Zapraszamy wszystkich, którzy chcieliby zadedykować wybrany fragment książki swojej Mamom - książki będą czytane z balkonu Sali Kominkowej (będą słyszane na ul. Św. Marcin!)

16:30  - 18:30 - przyTARGaj KSIĄŻKI, sale 102, 103, 104 - po raz piąty będziemy wymieniać się książkami
rejestracja od  godz. 16:00


27 maja 2012 r. (niedziela)

11:00 - 15:00 - Kiermasz książki z zamkiem w tytule, Hol Kolumnowy

11:15 - Wykład Janusza Pazdera "Dawny zamek cesarski w literaturze pięknej", Hol Balkonowy - dowiemy się m.in. o tym jak poznańską rezydencję opisywali twórcy tacy jak Małgorzata Musierowicz oraz Jonathan Littell, autor światowego bestsellera "Łaskawe"

12:00 - Zwiedzanie Zamku z przewodnikiem Maciejem Szymaniakiem - start: Wieża Zegarowa

WARSZTAT ARTYSTYCZNY - prowadzenie Sylwia Chudy-Leśnik / przestrzenie I piętra
15:30 - 17:00 -  "Oglądane, dotykane, wykreowane ... tajemnicze ilustrowanie" - warsztaty artystyczne o książce  dla dzieci od 4 do 10 lat
17:15 - 18:45 - "Wyrwane, podoklejane i zamalowane ... magiczne ilustrowanie" - warsztaty artystyczne o książce dla dzieci od 7 do 12 lat

Zapraszamy również do wieży zegarowej (parter) na pokaz fotografii poznaniaków z ich ulubionymi książkami, które powstały w czasie Nocy Muzeów.

Zapraszam gorąco do udziału!

 


piątek, 18 maja 2012

Pozwólcie nam krzyczeć - Stanisława Fleszarowa-Muskat




I tym razem nie obędzie się bez wyznania - czuję się przytłoczona nowościami książkowymi. Każdy kolejny tydzień wprawia mnie w rosnący niepokój. Nie jestem w stanie nadążyć za kolejnymi świeżynkami, debiutami. Przy krzykliwych, kolorowych, bardzo zachęcających okładkach rzeczonych nowości, książka wydana w 1971 roku, na niezbyt dobrym papierze, wydrukowana niemiłosiernie drobną czcionką, nie miała prawa się obronić. Chyba, że autorką jest Stanisława Fleszarowa-Muskat do której pałam niesłabnącą od lat sympatią.

Jeśli pierwszy raz słyszycie jej nazwisko - odwołuję się do Waszego molowego rozsądku. Jest mnóstwo "must read'ów", ale pisarstwo pani Fleszarowej-Muskat jest czymś, czego absolutnie nie powinniście pomijać w Waszych wyborach czytelniczych. Nieżyjąca od 1989 roku autorka napisała ponad siedemset utworów wszelakiej maści - powieści, słuchowisk, dramatów, poezji czy publicystyki. Najbardziej znana jest jednak ze swojej prozy, opowiadającej o losach zwykłych ludzi, uwikłanych w różne zawiłości. Stanisławę Fleszarową-Muskat poznałam dzięki mojej mamie, która podsunęła mi jej cykl "Milionerzy". Było to sporo lat temu, gdyż byłam wtedy młodym i nieopierzonym dziewczęciem, które książki pochłaniało podczas drogi do szkoły. Niemało wody w Warcie od tego czasu upłynęło, ale nie zmieniło się jedno - nadal jestem pełna podziwu, sympatii i swoistego uwielbienia dla pióra tej autorki.

"Pozwólcie nam krzyczeć" jest jednym z jej pierwszych utworów, który został napisany w 1957 roku. Opowiada o losach Magdaleny, córki znanego i cenionego warszawskiego chirurga, która w wyniku łapanki trafia do Bawarii. Tam, jako przymusowy pracownik, styka się z Niemcami, cudzoziemcami, tak jak ona zesłanymi na prace, a także rodakami. Nie sposób streścić w tym miejscu chociażby części wątków - dzieje się sporo. Powieści Stanisławy Fleszarowej-Muskat mają to do siebie, że pochłania się je niemal jednym tchem. Nie wydają się być fałszywe, ani skażone "słuszną" polityką, mimo, że autorka działała przez wiele lat w PZPR. 

Jest to jedna z tych powieści, która przełamuje schemat myślenia o wojnie. Zupełnie naturalnie literatura polska skupiała się na tym, co nasi rodacy przeżyli w trakcie okupacji hitlerowskiej. U Fleszarowej-Muskat to często poruszany temat, jednak trzeba jej oddać jedno - patosu u niej nie znajdziemy. Wojna pokazywana jest z perspektywy losów zjadaczy chleba, codziennych, błahych spraw. Ważne słowa padają, ale nie czujemy w nich ani tonu sztuczności - wczytując się w losy bohaterów, odnosimy wrażenie, że pewne kwestie musiały zostać wypowiedziane. Fleszarowa-Muskat opisuje również Niemców, których mało w polskiej literaturze - odcinających się od propagandy hitlerowskiej, pomagających Polakom i innym jeńcom. Nie mamy jednak do czynienia z lukrowaną papką - są i Niemcy chytrzy, mściwi i kompletnie zapatrzeni w Fuhrera. 

Moim zdaniem najsilniejszą stroną powieści są bohaterowie drugoplanowi. Magdalena nieco drażniła naiwnością i infantylnością. Sprawiała wrażenie dziewczyny kompletnie nieprzygotowanej na to, co ją spotkało - a mimo tego jej życie, jak na przymusowego pracownika w Rzeszy, sprawiało wrażenie wygodnego. Klimat powieści tworzą jednak bohaterowie poboczni - chociażby cudzoziemcy z hotelu, w którym mieszka Magdalena.  Francuz - Dominique, który staje się sumieniem głównej bohaterki, czy Philomena - Belgijka, z wykształcenia pianistka, niezwykle cierpiąca z tytułu odcięcia jej od ukochanego instrumentu.  Niemcy, zamieszkujący wioskę - właściciel fabryki, w której pracuje Magdalena - Ernst Waldemar, który odgrywa niemałą rolę w losach bohaterki, czy jej oddana przyjaciółka - Erna. Wzruszające są wątki poboczne - chociażby historia niemieckiego stomatologa, który w wyniku małżeństwa z kobietą pochodzenia żydowskiego, zostaje oddelegowany do "podkrakowskiej wioski - Auschwitz - w której rodziny żydowskie będą mogły spokojnie żyć". To, jak wielka była nieświadomość Niemców na temat tego, co dzieje się w Polsce, Stanisława Fleszarowa-Muskat przedstawia w tak łagodny i nienachalny sposób, że wierzcie mi - za serce i gardło chwyta niebywale. 

"Pozwólcie nam krzyczeć" to doskonała powieść obyczajowa, pisana językiem i stylem, jakiego darmo szukać we współczesnych utworach. Jeśli lubicie dobrą książkę, która w delikatny sposób skłania do myślenia, wypełnioną pełnokrwistymi bohaterami - zdecydowanie sięgnijcie po powieści Stanisławy Fleszarowej-Muskat. "Pozwólcie nam krzyczeć" może być pierwszą z tych, które wciągną Was w jej pisarstwo. Zdecydowanie i gorąco - polecam!

Kategoria: literatura współczesna polska
Wydawnictwo Morskie 1971, s. 428
Biblionetka: 5,01/6
Lubimy czytać: 7,52/10
Moja ocena: 5/6

Książka była omawiana podczas majowego spotkania poznańskiego Klubu z Kawą nad Książką. Spotykamy się raz w miesiącu w przemiłym gronie i dyskutujemy o wybranej lekturze. Jeśli chcesz do nas dołączyć - napisz: anna.kubacka@miastoslow.pl . Jeśli nie jesteś z Poznania - nic straconego, być może w Twoim mieście znajduje się oddział Klubu z Kawą nad Książką - sprawdź na www.miastoslow.pl 

środa, 9 maja 2012

Białe zęby - Zadie Smith




O Zadie Smith słyszał każdy. Opinie o jej powieściach pojawiły i nadal pojawiają się niemal na wszystkich blogach. Nie będę oryginalna, jeśli przyznam się, jak sceptycznie podchodzę do powieści, które podobają się każdemu. Postanowiłam jednak, po raz kolejny, zmierzyć się ze swoimi (niejednokrotnie błędnymi) przekonaniami. Efekt taki, jak zawsze - jestem zachwycona! Ale po kolei, po kolei ...

Zadie Smith przedstawia losy dwóch przyjaciół, którzy przyjaźnią się ze sobą od czasów II wojny światowej. Akcja toczy się w latach 1975 - 1999. Archie - życiowy nieudacznik, rozwodnik, próbujący popełnić samobójstwo  siedząc w samochodzie wypełnionym oparami spalin, wtłaczanymi przy pomocy rury odkurzacza, podejmujący każdą życiową decyzję przy pomocy dziesięciopensowej monety. Jego jedynym życiowym sukcesem było 13. miejsce na olimpiadzie - niestety w wyniku nieuwagi sekretarki, nieodnotowane w żadnym miejscu. Podczas II wojny światowej poznaje Samada - Bengalczyka, studenta biologii, potomka powstańca odnotowanego w annałach. Koniec wojny zaskakuje ich gdzieś głęboko w Bułgarii, zostają wplątani w dziwne wydarzenie, które łączy ich na resztę życia. W miarę rozwijania się fabuły poznajemy ich żony, dzieci, przyjaciół. 

Lubię, kiedy autor miesza różne konwencje - tutaj patos miesza się z groteską, pozornie odległa przeszłość ma ogromny wpływ na "tu i teraz" bohaterów. Język Zadie Smith jest tak niebywale świeży, elastyczny i żywy, że nie sposób nie dać się wciągnąć w jej prozę. Bezpardonowo, nieco bezczelnie, kpiarsko. Obrywa się tutaj, jak w popularnym serialu "Mała Brytania" - wszystkim - muzułmanom, żydom, katolikom, Brytyjczykom, imigrantom. Wszystko zostało jednak podane w bardzo strawnej mieszance i mimo nagromadzenia ogromu wątków - wszystko zdaje się mieć sens, swoje miejsce. I nawet nieco przerysowana scena finałowa w kontekście całości ma sens i wypełnia ten koszyk różności. 

Autorka wzbraniała się przed szufladkowaniem tematycznym powieści, jednak zdecydowanie jest to saga o imigrantach i ich próbach asymilacji w Wielkiej Brytanii. Zadie Smith ukazała dylematy osób skonfrontowanych z nowymi warunkami społecznymi, dotąd ich nieznanymi. Zupełnie naturalny konflikt pomiędzy próbą wtopienia się w kulturę Zachodu, a próbą zachowania swojej tradycji, powoduje frustrację. Pierwsze pokolenie jest konfrontowane z brytyjską kulturą, co wywiera na nich swoistą presję, próbują jednak nadal kultywować tradycję. Tygiel narodów, jakim jest Wielka Brytania - ewidentny skutek pozostawiania przez kilka wieków Imperium,  nad którym nigdy nie zachodzi słońce, jest dla nas - Polaków trudny do zrozumienia. Mimo, że nasza kultura - poniekąd spójna - jest również wypadkową wielu wpływów ze Wschodu i Zachodu. Imigranci, opisywani przez Zadie Smith, mieli problemy z odnalezieniem się w środowisku, nawet w drugim pokoleniu - dzieci, mimo że urodzone na terenie Zjednoczonego Królestwa, nie są bardziej zżyte z tą kulturą. W "Białych zębach" dotyczyło to chociażby syna Samada - Milleta, czy córki Archiego - Irie, która intensywnie poszukiwała swoich korzeni. Powieść pomaga zrozumieć, jak osoba mająca wschodnie korzenie, może nienawidzić zachodniego stylu życia, w którym wzrastała.

Moim zdaniem największą siłą powieści są pełnokrwiste postaci. Już bardzo dawno nie zdarzyło mi się tak mocno zżyć z bohaterami, że celowo przedłużałam czytanie, aby nie skończyć powieści zbyt szybko. Co ciekawe - bohaterowie to mocno paskudne typy, raczej antypatyczni ludzie odcięci od rzeczywistości. Nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, ale większość bohaterów przypominała mi tych, tworzonych przez G.G. Marqueza. Chociażby żona Samada - Alsana, która w odpowiedzi na wysłanie syna do Indii (ukradkiem), postanawia nie używać wobec męża słów "tak" i "nie". Na każde jego pytanie, przez osiem lat, odpowiadała "może tak, a może nie". 

W powieści mnóstwo jest odniesień do przeszłości - doskonale obrazuje to sentencja będąca swoistym lejtmotywem - "Past tense, future perfect", czyli przeszłość pełna napięć, przyszłość niedoskonała. Autorka żongluje różnymi konwencjami - raz jest poważna, naukowa, innym razem bohaterowie mówią językiem fundamentalizmu islamskiego. Innym razem niemal ocierają się o absurd. Dowcip przeplata się z powagą i nie czuć w tym żadnego fałszu - pióro Zadie Smith jest po prostu lekkie i sprawne. 

Jeśli lubicie powieści, w których fabuła determinowana jest przez przypadek i przeznaczenie, gdzie bohaterowie są tak prawdziwi, że macie wrażenie, że za chwilę spotkacie ich na ulicy, a język tak doskonały, że masz ochotę wynotować pół książki - "Białe zęby" są zdecydowanie dla Was. Wielowątkowa, multitematyczna, multikulturowa, pełna, doskonała. Tyle w kwestii "Białych zębów". Gorąco polecam!

Kategoria: współczesna literatura piękna
Wydawnictwo ZNAK 2002, s. 504.
Biblionetka: 4,53/6
Lubimy czytać: 6,38/10
Moja ocena: 5+/6

niedziela, 6 maja 2012

1001 książek, które musisz przeczytać przed śmiercią część 5 (lata 60. XX-go wieku)




Po dłuższej przerwie wracam do cyklu, w którym prezentuję książki wymienione przez Petera Boxalla w zestawieniu 1001 książek, które należy przeczytać przed śmiercią.

Zachęcam Was przy okazji do przeglądania mojego bloga, gdyż regularnie recenzuję książki, które na tej liście się pojawiły (są podlinkowane w zestawieniach). 

Dzisiaj zaprezentuję powieści napisane w latach sześćdziesiątych XX. wieku.


Lata 60. 
















Wiem dlaczego ptak w klatce śpiewa - Maya Angelou (PIW 1996)
Mercier et Camier  - Samuel Beckett (brak polskiego wydania)
Niepokoje - James Gordon Farrell (Czytelnik 1981)
Jahrestage - Uwe Johnson (brak polskiego wydania)
The Atrocity Exhibition - James Graham Ballard (brak polskiego wydania)
Tent of Miracles - Jorge Amado (brak polskiego wydania)
Pricksongs and Descants - Robert Coover (brak polskiego wydania)
Blind man with a Pistol - Chester Himes (brak polskiego wydania)
Rzeźnia numer pięć - Kurt Vonnegut (Zysk i S-ka 2003)
Kochanica Francuza - John Fowles (Rebis 1996)
















Zielony człowiek - Amis Kingsley (Rebis 2000)
Kompleks Portnoya - Philip Roth (Czytelnik 2008)
Ojciec chrzestny - Mario Puzo (Albatros 2007)
Ada albo Żar - Vladimir Nabokov (MUZA 2009)
Oni - Joyce Carol Oates (PIW 1974)
A Void/Avoid - Georges Perec (brak polskiego wydania)
Eva Trout - Elizabeth Bowen (brak polskiego wydania)
Myra Breckinridge - Gore Vidal (Obserwator 1992)
Miły i dobry - Iris Murdoch (Atext 1994)
Oblubienica Pana - Albert Cohen (Wyd. Krakowskie 2001)
















Oddział chorych na raka - Aleksander Sołżenicyn (Rebis 2010)
Krąg pierwszy - Aleksander Sołżenicyn (Czytelnik 1996)
2001: odyseja kosmiczna - Arthur C. Clarke (Vis a vis/Etiuda 2008)
Blade Runner. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach? - Philip K. Dick (Rebis 2011)
Ciemny jak grób, w którym spoczywa mój przyjaciel - Malcolm Lowry (Przedświt 1994)
Lekcja niemieckiego - Siegfried Lenz (INTERART 1994)
In Watermelon Sugar - Richard Brautigan (brak polskiego wydania)
Kes - Barry Hines (Zysk i S-ka 1996)
Rozmyślania nad Christą T. - Christa Wolf (Wyd. Poznańskie 1986)
Chocky - John Wyndham (GEA 1994)
















Próba kwasu w elektrycznej oranżadzie - Tom Wolfe (ISKRY 1995)
Wyzwanie. Szczeniaki - Mario Vargas Llosa (ZNAK 2011)
Sto lat samotności - Gabriel Garcia Marquez (MUZA 1996)
Mistrz i Małgorzata - Michaił Bułhakow (MUZA 2009)
Pilgrimage - Dorothy Richardson (brak polskiego wydania)
Żart - Milan Kundera (PIW 1999)
No Laughing Matter - Angus Wilson (brak polskiego wydania)
Trzeci policjant - Flann O'Brien (Zyska i S-ka 2001)
Człowiek, który śpi - Georges Perec (Lokator 2011)
The Birds Fall Down - Rebecca West (brak polskiego wydania)
















Trawl - B.S. Johnson (brak polskiego wydania)
Z zimną krwią - Truman Capote (Rebis 2005)
Mag - John Fowles (Rebis 1992)
The Vice-Consul - Marguerite Duras (brak polskiego wydania)
Szerokie Morze Sargassowe - Jean Rhys (Wyd. Literackie 1987)
Giles Goat-Boy - John Barth (brak polskiego wydania)
49 idzie pod młotek - Thomas Pynchon (Wyd. Literackie 2009)
Rzeczy - Georges Perec (Książka i Wiedza 1982)
The River Between - Ngugi wa Thiong'o (brak polskiego wydania)
August is a Wicked Month - Edna O'Brien (brak polskiego wydania)
















Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater - Kurt Vonnegut (Zysk i S-ka 2005)
Everything That Rises Must Converge - Flannery O'Connor (brak polskiego wydania)
The Passion According to G.H.  - Clarice Lispector (brak polskiego wydania)
Czasami wielka chętka - Ken Kesey (Rebis 2003)
Come back, Dr. Caligari - Donald Bartholme (brak polskiego wydania)
Alberto Angelo - B.S. Johnson (brak polskiego wydania)
Boża strzała - Chinua Achebe (PAX 1966)
The Ravishing of Lol Stein - Marguerite Duras (brak polskiego wydania)
Herzog - Saul Bellow (TMM 2007)
V  - Thomas Pynchon (brak polskiego wydania)
















Kocia kołyska - Kurt Vonnegut (Zysk i S-ka 2004)
Absolwent - Charles Webb (Proinfo-Atut 1991)
Manon des Sources - Marcel Pagnol (brak polskiego wydania)
Z przejmującego zimna - John le Carre (Świat Książki 2008)
The Girl of Slender Means - Muriel Spark (brak polskiego wydania)
Inside Mr. Enderby - Anthony Burgess (brak polskiego wydania)
Szklany klosz - Sylvia Plath (Zysk i S-ka 1995)
Jeden dzień  Iwana Denisowicza - Aleksander Sołżenicyn (ISKRY 1989)
Kolekcjoner - John Fowles (Zysk i S-ka 1996)
Lot nad kukułczym gniazdem - Ken Kesey (Da Capo 1994)
















Mechaniczna pomarańcza - Anthony Burgess (Vis a vis/Etiuda 2007)
Blady ogień - Vladimir Nabokov (MUZA 2011)
Zatopiony świat - James Graham Ballard (Rachocki i S-ka 1998)
Złoty notes - Doris Lessing (Świat Książki 2009)
Labyrinths - Jorge Luis Borges (brak polskiego wydania)
Dziewczyna o zielonych oczach - Edna O'Brien (Książka i Wiedza 1978)
Ogród rodziny Finzi-Continich - Giorgio Bassani (PIW 1964)
Obcy w obcym kraju - Robert Heinlein (Solaris 2006)
Franny i Zooey - Jerome David Salinger (Albatros 2007)
A Severed Head - Iris Murdoch (brak polskiego wydania)
















Twarze w wodzie - Janet Frame (Zysk i S-ka 2000)
Solaris - Stanisław Lem (Wyd. Literackie 2012)
Kot i mysz - Gunter Grass (Polnord 1996)
Pełnia życia panny Brodie - Muriel Spark (PIW 1972)
Paragraf 22 - Joseph Heller (Albatros 2008)
Mądrość krwi. Gwałtownicy je porywają - Flannery O'Connor (PIW 1997)
How it is - Samuel Beckett (brak polskiego wydania)
Cykl "Nasi przodkowie": Baron drzewołaz, Rycerz nieistniejący, Wicehrabia przepołowiony - Italo Calvino (Cyklady 2004)




















The Country Girls - Edna O'Brien (brak polskiego wydania)
Zabić drozda - Harper Lee (Rebis 2006)
Uciekaj, Króliku! - John Updike (PIW 1988)
Obietnica poranka - Romain Gary (Mediasat 2004)

Pozostałe części cyklu "1001 książek, które musisz przeczytać":
część 1. - książki wydane po 2000 roku
część 2. - lata 90. XX-go wieku
część 3. - lata 80. XX-go wieku
część 4. - lata 70. XX-go wieku

środa, 2 maja 2012

Furia - Salman Rushdie




Pojęcia nie mam, czy wyznanie to będzie wstydliwe - "Furia" jest pierwszą powieścią Salmana Rushdiego, którą przeczytałam. Fakt, że sięgnęłam po niego dopiero teraz jest najlepszą ilustracją dla od dawna stawianej przeze mnie hipotezy, że do pisarzy znanych i książek z własnej półki zawsze najdalej. O ile "Furia" na mojej półce nie stała, o tyle Salman Rushdie jest jednym z bardziej znanych współczesnych pisarzy. I po lekturze jego powieści, zaczynam rozumieć dlaczego.

Malik Solanka, główny bohater "Furii" to pochodzący z Indii absolwent Cambridge, który ucieka całe życie. Jego pierwsza ucieczka miała miejsce w momencie zrezygnowania z posady wykładowcy akademickiego na rzecz świata miniaturowych lalek. Jego twór - lalka Rozumka (ang. Little Brain) to bardzo popularna postać telewizyjna rozprawiająca ze swadą o filozofii i z samymi filozofami. Kiedy Rozumka zaczyna żyć swoim - pop-życiem, rosnące rozczarowanie Malika swoim "dzieckiem" powoduje jego zatracanie się w demonach przeszłości. Pewnej nocy, kiedy staje nad śpiącymi żoną i synem z nożem w ręku, następuje kumulacja. Przerażony, tym do czego mógł doprowadzić, niemal bez słowa opuszcza rodzinę i wyrusza poszukiwać spokoju umysłu w Nowym Jorku. Miasto, które miało natchnąć go spokojem okazuje się być miastem szalejących furii. W mieście grasuje seryjny morderca, który w przebraniach postaci z kreskówek Disney'a morduje młode, zdolne, piękne i bogate dziewczyny. Jako, że Malik miewa ciemne plamy na pamięci, spowodowane maratonami alkoholowymi, zaczyna podejrzewać siebie o zbrodnie. Na jego drodze staje Mila Milo, która sama o sobie mówi, że "naprawia ludzi" (Ustami. Dosłownie) oraz Nila Mahendra - nadzwyczaj piękna Hinduska, którą obdarza miłością. Powieść kończy się kompletnie futurystycznie, odjazdowo i na haju.

Przyznam szczerze - podczas czytania miałam mętlik w głowie. Totalny i skrajny momentami. Wszystko się układa, dociera, dopasowuje. Im więcej czasu mija od skończenia lektury, tym mocniej jestem przekonana o tym, że najzwyczajniej bardzo mi się ona spodobała. Przeglądając różne opinie o pisarstwie Rushdiego, niejednokrotnie spotkałam się z opinią, że "Furia" jest jego najsłabszą powieścią. Rushdie postrzegany jest jako pisarz trudny, poważny, pretensjonalny, a "Furia" jest jego "najprostszą" powieścią. Być może. Przyznam się do jednego - dawno żadna lektura nie sprowokowała mnie do tak wielu przemyśleń. Moje myśli wędrowały tak krętymi ścieżkami, jak fabuła "Furii".

Mnóstwo tutaj odniesień do pop-kultury - filmów, seriali, celebrytów. Czuje się mocno, że Rushdie nie jest odcięty od całego pop-blichtru i w jego prozie urasta do rangi pełnoprawnego składnika kultury (co nie jest powszechne w literaturze wyższych lotów). Główny bohater zastanawia się, czy podobnie jak bohater serialu - Tony Soprano, nie udać się do psychiatry. Odpowiada sobie: "Fuck him, he was fictional". I to najlepszy przykład na specyficzne poczucie humoru, które funduje nam autor. Nie szczędzi ponadto wątków autobiograficznych - Malik Solanka jest w podobnym wieku, również pochodzenia hinduskiego (to samo miasto - Bombaj), odebrali wykształcenie na tym samym uniwersytecie, dwukrotnie żonaci, piękna i inspirująca kochanka pochodzenia hinduskiego. Krzysztof Mroziewicz z Gazety Wyborczej zarzucił, że zarówno Salman Rushdie, jak i Mario Vargas Llosa popadają w nadmierne epatowanie wątkami autobiograficznymi, jak popisują się oczytaniem i obyciem kulturalnym. Mi - szarej czytelniczce - nie przeszkadzało to, wręcz przeciwnie - znacznie ułatwiało odbiór. 

Sporo jest w "Furii" polskich wątków. Jeden z przyjaciół Solanki nosi nazwisko Wajda i jest synem polskich emigrantów. Solanka namiętnie ogląda Kieślowskiego, czytuje Miłosza, jego kochanka ma na swojej półce Herberta, a służąca nosi imię Wisława. Co do ostatniego - złośliwi twierdzą, że w ten sposób Rushdie wyładował swoją frustrację spowodowaną nieotrzymaniem Nagrody Nobla, nadając takie imię leniwej, grubej i niechlujnej służącej - Polce. 

Salman Rushdie stawia tezy, które - jak wcześniej pisałam - doprowadzały mnie do bardzo zawiłych przemyśleń. Jest prawdziwą kopalnią takich "myślonaprowadzaczy". Chociażby to: "Każde małżeństwo, które się rozpada zasiewa niepewność w tych, które nadal trwają. (...) zdawał sobie sprawę, że zainicjował reakcję łańcuchową wypowiedzianych i niewypowiedzianych pytań przy kuchennych stołach w całym mieście, w sypialniach, a także w innych miastach: Wciąż dobrze nam ze sobą? OK, jak dobrze? Jest coś, o czym mi nie mówisz? Czy obudzę się któregoś dnia, a ty powiesz coś, co uświadomi, że dzielę łóżko z kimś obcym? Jak jutro zrewiduję wczoraj, jak następny tydzień zniweluje ostatnie pięć, dziesięć, piętnaście lat? Nudzisz się? To moja wina? Masz mniej siły niż mi się wydawało? Chodzi o niego? O nią? Chodzi o seks? Dzieci? Chcesz to naprawić? Jest co naprawiać? Kochasz mnie? Wciąż mnie kochasz? O Jezu, Jezu, czy ja wciąż kocham ciebie?" *

Tytuł jest wieloznaczny. W opisie okładkowym wymienione są furie, których obraz Rushdie przedstawia w powieści. Nie należy zapominać, kim w mitologii były furie czy ich greckie siostry - erynie. Boginie zemsty, uosobienia kary, gniewu, ugłaskiwane przydomkami. John Sutherland z Guardiana przywołał ponadto znane z platońskiej teorii aktu twórczego określenie "furor poeticus". Pojęcie, utożsamiane przez niektórych badaczy z natchnieniem, mówi o szale poetyckim, niezwykłym stanie umysłu twórcy, które wiąże się z ingerencją sił nadprzyrodzonych, które umożliwia tworzenie dzieł bez znajomości zasad poetyki i reguł kreowania rzeczywistości literackiej. Furia u bohatera pojawia się znikąd, jest nieświadoma i jakby odklejona od Solanki. Nie wiedział, kiedy zwolnił swoją służącą, skrzyczał kelnera czy kochankę. Furia pojawiała się nagle, a stan przywracania normalności był długotrwały i wymagał ogromnego poświęcenia. Furia jest postrzegana przez Rushdiego bardziej jako szał, pęd - naturalny, instynktowny, niemal zwierzęcy i takie jest moje rozumienie tytułu.

Mnóstwo u niego historii w historii, niektóre wątki nie znalazły mojego zrozumienia (szczególnie te mocno uderzające w rytmy science-fiction), jednak mogę z czystym sumieniem powiedzieć - to bardzo dobra powieść. Jest to dla mnie taki typ literatury, która sprawia satysfakcję po przeczytaniu, zostawia refleksję i ślad po sobie. Mam mnóstwo przemyśleń, świeżych myśli i ... naprawdę podobało mi się. Nie było łatwo, ale warto. Polecam gorąco!

* S. Rushdie "Furia", Poznań 2002, s. 81.

Kategoria: współczesna literatura piękna
Dom Wydawniczy REBIS 2002, s. 256.
Biblionetka: 4,62/6
Lubimy czytać: 6,08/10
Moja ocena: 5/6
.
.
Template developed by Confluent Forms LLC