wtorek, 14 lipca 2015

Lucynka, Macoszka i ja - Martin Reiner



Czesi, naród czterokrotnie mniej liczny niż Polacy i czytający trzy razy więcej niż my. Zawsze bardzo chciałam poznać ich literaturę, jednak okazało się, że swój debiut w tym temacie miałam raptem trzy miesiące temu. "Lucynka, Macoszka i ja" zauroczyła mnie. To naprawdę kawał dobrej literatury, świetnie przetłumaczonej i bardzo poruszającej.

Tytułowy "ja" to Tomasz, który zostaje uwikłany w swoisty trójkąt pomiędzy kilkuletnią Lucynką, a poetą Jerzym Macoszką. Poznając dorobek literacki zapomnianego poety, o którym nie wiadomo czy jeszcze żyje, zostaje z dnia na dzień ojcem Lucynki. To opowieść o poszukiwaniu, nie tylko faktów, ale i swojej tożsamości. To historia przywiązywania się do osób i miejsc. Proza intymna, powolna, ale wciągająca i przykuwająca uwagę. Fabuła toczy się swoim tempem, język powieści jest bogaty w porównania, jednak nie przytłacza. Powieść jest przepełniona subtelnościami i wrażliwością. 

Trudno mi zebrać myśli w zgrabną całość. Powieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie, szczególnie swoim nasyceniem emocjami, skromnością i siłą rażenia. Nie potrafię porównać jej do niczego, co wcześniej czytałam i jestem głęboko przekonana o jej ogromnym potencjale literackim. Zlepek zwykłych emocji, które większość z nas zna, opisana przez Martina Reinera i wpleciona w fabułę, gdzie wszystkie fakty wzajemnie się łączą i kleją w całość, sprawia, że mam wrażenie, że przeczytałam jedną z lepszych powieści ostatnich lat. Polecam gorąco!

Kategoria: współczesna literatura czeska
Wydawnictwo Stara Szkoła, s. 224.
Moja ocena: 5/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Stara Szkoła.

sobota, 11 lipca 2015

Amerykaana - Chimamanda Ngozi Adichie



Znalazłam kiedyś listę książek, które każdy powinien przeczytać przed trzydziestką. Wiem, że tych list jest mnóstwo, często propagują określony rodzaj literatury, jednak zupełnie szczerze - uwielbiam je. Polecają przeważnie ciekawe i warte przeczytania tytuły, nadają jasny kierunek czytaniu. Do 30. urodzin brakuje  mi nieco ponad dwóch miesięcy - dobry więc czas na realizowanie list lektur. I tak właśnie trafiłam na "Amerykaanę", której - obawiam się - mogłabym w innym przypadku nie wybrać na lekturę.

Zaskoczenie. Kompletne. Spodziewałam się, że książka będzie dobra, ale nie aż tak. To powieść o uprzedzeniach rasowych, o emigracji, o byciu czarną w Ameryce. Świetna proza, która mnie zaskoczyła prostotą i dojrzałością. Nie ma tutaj zabawy językiem, brylowania finezją - pozornie mało znaczące wydarzenia, codzienność to składniki, które budują doskonałą fabułę. To także interesujący portret Nigerii i Nigeryjczyków, jakże dla mnie niespodziewany, bo co my wiemy o tym kraju i jego mieszkańcach? Niemal nic. Dla takich samych jak ja ignorantów - must-read!

To również świetna lekcja o Afrykańczykach. Mamy zerową wiedzę o problemach codziennych dziewczyn z czarnego kontynentu, o tym, że mają problemy ze swoimi włosami, że będąc w tzw. zachodnim świecie nie mogą kupić kosmetyków przeznaczonych dla swojego koloru skóry. Niczego nie wiemy też o nowoczesnej Afryce, poziomie wykształcenia i stylu życia.

Świetna, świetna i po raz trzeci powtórzę - świetna! Kilkaset stron mikroobrazów składa się na spójną i mocną fabułę. Absolutnie polecam - okładka i liczne nagrody nie kłamią!

Kategoria: współczesna literatura piękna
Wydawnictwo Zysk i S-ka 2014, s. 766.
Moja ocena: 5,5/6

czwartek, 9 lipca 2015

Przyjdzie Mordor i nas zje - Ziemowit Szczerek




Dobrze dzieje się w literaturze polskiej. Nie zaskakuje mnie bynajmniej ta sytuacja, czasami odnoszę jednak wrażenie, że cały czas czytam tylko polskie powieści, nie poświęcając odpowiedniej uwagi nowościom zagranicznym. Ziemowita Szczerka przeczytałam spory czas temu, zdążył nieco sfermentować w głowie, a nawet nieco z niej wywietrzeć. Pomyślałam jednak, że warto odświeżyć ją sobie i podzielić się z Wami moją opinią.

"Przyjdzie Mordor i nas zje" to powieść o charakterze reportażu lub odwrotnie, bo nie mamy pewności, jak to do końca mogło być. Rzecz dzieje się na Ukrainie przedstawionej niemal apokaliptycznie, na pewno delirycznie i bardzo nawiązując do klimatu prozy Bruna Schulza. On sam jest również poszukiwany, a miejscowość z której pochodził nie jest tak magiczna, jakbyśmy się spodziewali. Nasi wschodni sąsiedzi wydają się być jak z horroru lub przynajmniej złego snu. Jest tu nieco zmyślenia, naciągania faktów, wszystko wydaje się być dziennikarstwem w klimacie gonzo, gdzie nie ma miejsca na bierne obserwowanie.

Język powieści jest dosadny, prosty w jak najlepszym tego słowa znaczeniu, słowa wyznaczają rytm i pędzą. Nie brakuje odbrązowienia mitu Polaka - władcy i "lepszego" (bo bogatszego i bardziej ukulturalnionego) sąsiada, który na ukraińskiej ziemi zachowuje się jak zdobywca. Wędruje z plecakiem, pije Wigor i szukają potwierdzenia, że w Polsce to jednak lepiej.

To nie jest lekka i łatwa proza, sporo tu gorzkich przemyśleń i mocnych zdań. Nie zachwyciła mnie, bo czytałam ją podczas wakacji, także nieco nie dopasowałam stylu wypoczywania do lektury. Zachęcam jednak do przeczytania, bo to unikat w naszej literaturze, sprawnie napisany i zostawiający sporo przemyśleń w głowie.

Kategoria: polska literatura współczesna
Wydawnictwo Ha!art 2013, s. 222.
Moja ocena: 4/6

wtorek, 7 lipca 2015

Małżeństwo we troje - Éric-Emmanuel Schmitt




To miejsce prowadzę z krótkimi przerwami od ośmiu lat. Przez ten czas na blogach literacko-książkowych pojawiło się pewnie niemal wszystko. Są jednak tacy autorzy, którzy będą się pojawiać zawsze w rekomendacjach. Jednym z nich jest właśnie Eric-Emmanuel Schmitt. Jest wiele bardziej oczywistych tytułów jego autorstwa , ja jednak rozpoczęłam od zbioru opowiadań.

Ta forma literacka bywa bardzo zdradziecka - trzeba być nie lada mistrzem słowa, aby pokazać swoje umiejętności w tak krótkim utworze. Mało jest czasu na wciągnięcie czytelnika w intrygę i przekonanie go do historii. Nie bronię się przed opowiadaniami, bo potrafią być świetne (przykład: Etgar Keret), jednak długo miałam z nimi problem. Bo bardzo lubię opasłe tomiszcza, które zapowiadają długą ucztę literacką, a krótkie historie zostawiają mnie z pewnym takim nienasyceniem...

Temat łączący pięć opowieści w "Małżeństwie we troje" jest banalny - miłość. Ale został on ujęty w sposób nieoczywisty, jakby przykryty lekką mgiełką podtekstu. Tytułowe opowiadanie niepotrzebnie sugeruje, że tłem opowiadania będzie trójkąt. Historie traktują o homoseksualistach, o przyjaźni człowieka z psem, badaniach prenatalnych, jednak tak naprawdę łącznikiem jest obecność tej trzeciej jednostki, która tworzy układ pomiędzy pozostałym dwojgiem. I nigdy nie jest to kochanka. 

Pochłania się błyskawicznie, zostaje mały kac w głowie. Czy stałam się fanką Schmitta? Trudno powiedzieć. Zachwytu nie wzbudziło, ale uruchomiło wrażliwość i przypomniało, jak bardzo ciekawe są historie po prostu o ludziach. I jak pięknie można pisać o zwykłych rzeczach, jak wiele można znaleźć wśród otaczających nas. Piękny talent, chętnie sięgnę po inne powieści.

Kategoria: zbiór opowiadań
Wydawnictwo ZNAK Literanova, s. 320.
Moja ocena: 4,5/6


niedziela, 5 lipca 2015

Saturn: Czarne obrazy z życia mężczyzn z rodziny Goya - Jacek Dehnel



Twórczości Jacka Dehnela wcześniej nie znałam, ale nie sposób było o nim nie słyszeć. Niezwykle interesująca osobowość, ambitne teksty, tłumy fanów. I dobry temat, bo Francisco de Goya i jego intymne relacje rodzinne to nie lada gratka dla wielbicieli malarstwa i biografii.

To przede wszystkim historia ojców i synów o odmiennych usposobieniach, to opowieść o oczekiwaniach, trudnej relacji geniusza z jego mniej uzdolnionym potomkiem. Francisco jest tu przedstawiony wielowarstwowo - to człowiek o wielu intensywnych cechach charakteru, które budziły we mnie sprzeczne uczucia. Trudno jednoznacznie ocenić tę postać - jest despotą, nieprzyzwoicie jurnym, krytycznym wobec syna. 

Styl pisania Jacka Dehnela jest bardzo pompatyczny i barokowy, jednak pasuje to bardzo do klimatu powieści i nie przeszkadza. Wręcz wprowadza w nastrój i lepiej osadza w czasach współczesnych bohaterom. Nie jest to powieść stricte biograficzna, ale raczej podsumowanie dotychczasowej wiedzy i badań osoby de Goyi. Dehnel wplata w fabułę wiele nieznanych (bądź niepotwierdzonych) wcześniej faktów na temat malarza, robiąc z tego świetną kanwę dla powieści.

Polecam bardzo - ja słuchałam audiobooka, jednak jestem przekonana, że książkę czyta się świetnie. Sprawnie napisana, ciekawa i wciągająca, zarówno dla miłośników sztuki, jak i literatury.

Kategoria: współczesna literatura piękna
Nagranie na podstawie edycji książkowej, W.A.B. 2011.
Moja ocena: 5/6

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC