piątek, 26 czerwca 2015

Hotel na dachu świata - Alec Le Sueur



Wszelkiej maści literatura podróżnicza i niby-reporterska zawsze cieszy moje czytelnicze oko. Lubię, wręcz uwielbiam! Mam ulubione regiony o których czytam (raczej jestem ukierunkowana na Europę + kraje byłego ZSRR), ale chętnie sięgam po tytuły, które opisują regiony, o których wiem mało lub prawie nic.

I tak było z przezabawną książką Aleca le Sueur'a. O Tybecie wiadomo niemało, ale czy wiedzieliście, że znajduje się tam hotel sieci Holiday Inn? Autor spędził tam kilka lat, jako pracownik tego przybytku i podzielił się perypetiami. 

Książka jest przezabawna - autor nie szczędzi mieszkańcom Lhasy ironii, krytyki i czasem gorzkich słów. Liczba kataklizmów, jaka przetoczyła się przez ten hotel jest niemała, a poziom zarządzania dość żałosny. Zarząd europejskiej sieci hoteli nie zdawał sobie sprawy z trudności, jakie czekały ekipę na miejscu. W połowie lat 80. ChRL otworzyła się na turystykę zagraniczną, co spowodowało powstanie hoteli m.in. w Lhasie, ponad 120 tys. mieście położonym  na wysokości 3630 m n.p.m. Sam autor nie poświęcił ani zdania polityce władz kraju ani ówczesnej sytuacji Tybetu. Skupił się jedynie na działalności hotelu znanej międzynarodowej sieci i ogromnych trudnościach we wprowadzeniu jej standardów w takim miejscu.

Polecam bardzo zainteresowanym tematyką Tybetu, bo to źródło wiedzy o tym regionie. Zainteresowanych światem też, bo jest ciekawa. A już szczególnie tym, którzy lubią śmieszne książki - poczucie humoru jest w brytyjskim klimacie, więc nie będziecie zawiedzeni.

kategoria: literatura podróżnicza
Nagranie na podstawie edycji książkowej, Wydawnictwo Dolnośląskie 1999.
Moja ocena: 5/6 



czwartek, 25 czerwca 2015

Karaluchy - Jo Nesbø




Tak, tak... literackiej Ameryki zapewne nie odkryję polecając Wam Jo Nesbo. Mam jednak swoje nowe (trwa od dwóch lat ;) ) zafiksowanie, kiedy to podczas dojazdów samochodem do pracy, słucham audiobooków. Pozwalam sobie wtedy na najprzeróżniejsze gatunki literackie i czasem nieco ryzykuję. Z Norwegiem piszącym kryminały też obawiałam się, że nieco "wtopię". Bo to jednak taki mainstream gatunkowy, a ja ich nie czytam wcale aż tak dużo, bo wszystkie takie same i ach ci Skandynawowie. No ale czy chcę, czy nie chcę, codziennie półtorej godziny w samochodzie spędzam, więc czegoś słuchać trzeba...

"Karaluchy" jako audiobook superprodukcja to naprawdę świetna rozrywka. Lektorzy na najwyższym poziomie, świetnie wyreżyserowana audycja - to prawdziwa przyjemność słuchać właśnie takiego wykonania. Nie miałam świadomości, że takie przedsięwzięcia funkcjonują w świecie książki "słuchanej", ale to naprawdę niezły wabik dla tych, którzy boją się z audiobookami spróbować. Fabuła też niezła, wciągająca, sporo zwrotów akcji. A jednocześnie nie na tyle absorbująca, że można z powodzeniem i słuchać i prowadzić samochód. 

Harry Hole (w jego roli Borys Szyc) to niezły cwaniak i raczej irytujący typ, ale to właśnie stanowi o jego skuteczności w roli śledczego. Zresztą to chyba cecha gatunku - depresyjny cham znający się na swojej robocie. Słuchałam drugiej części jego przygód, ale raczej nie stanowiło to problemu - chyba nawet nie zwróciłam uwagi na odwołania do pierwszej części cyklu. Rzecz dzieje się w Tajlandii, więc dla Europejczyka jest za gorąco, za wilgotno i ... za azjatycko. Skandal dyplomatyczny i społeczny w tle, wielu wyrazistych bohaterów i sprawne tempo akcji. Mało szczegółów związanych z używaną bronią, noszonymi ciuchami i samochodami, którymi jeżdżą bohaterowie (nie znoszę tego jak cholera w innych kryminałach, tej całej upierdliwości w opisywaniu wszystkiego). Po prostu dobry tekst.

Polecam jako audiobook, trudno ocenić mi czy książka w papierze wciągnęłaby mnie w podobnym tempie. Nadal czekam na super kryminał (polecicie coś?), który sprawi, że padnę na kolana i ukocham sobie gatunek. Póki co - kolejny przyzwoity, który polecam, ale raczej z letnim entuzjazmem. 

kategoria: kryminał
Nagranie na podstawie edycji książkowej, Wydawnictwo Dolnośląskie 2013.
Moja ocena: 5/6

sobota, 6 czerwca 2015

Więcej niż możesz zjeść. Felietony parakulinarne - Dorota Masłowska



Przepis na udaną podróż służbową  do Berlina:
  • 1 wagon PKP Intercity, nieco starty i przykurzony
  • Amerykanie w podróży po Europie Środkowo-Wschodniej zdziwieni systemem numerowania siedzeń okno-korytarz i rozwojem regionu
  • rodzina 2+1+tablet zmierzająca na Schonefeld celem udania się na Islandię, co wielokrotnie podkreśla
  • wielka dziura pomiędzy peronem a wagonem, strasząca dzieci i starsze panie
  • Hauptbahnhof obiecujący przygodę i wielkie wyprawy


Początki z Masłowską miałam trudne i wyboiste. Za smarkata może byłam, a może więcej trzeba było poczytać papki literackiej, aby docenić soczystość Doroty. Potem zabiłam z nią koty, piekłam chleb i poszłam na chrzciny. I zostałam jej psychofanką. Bo uwielbiam jej sposób widzenia świata, zlepki słów i miksowanie tego w jedno. Dlatego jej felietony parakulinarne niemal doprowadziły mnie do ekstazy. 

Kto Masłowską zna, ten wie czego się spodziewać i dokładnie to dostanie. 130 stron poetyckiej prozy z symbolicznym jedzeniem w tle. O wielkości porcji w Stanach, o gotujących mężczyznach, o sobotnich popołudniach w blokowisku, all inclusivie na Kanarach. Wszystko i nic, ale jak podane. Szczerze uwielbiam i polecam. A po przeczytaniu zachęcam do stworzenia swojego przepisu na Masłowskiej czytanie. To tyle.

Kategoria: eseje, felietony
Noir Sur Blanc 2015, s. 132.
Moja ocena: 6/6

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC