Jest taka tradycja w recenzowaniu książek Doroty Masłowskiej. Pisana-niepisana. Należy zacząć od zdania "Czytelnicy opowiadają się po dwóch stronach - jedni nienawidzą Masłowskiej, drudzy ją uwielbiają". I ironizując mniej lub bardziej - nie sposób nie zgodzić się z tym twierdzeniem. Ja zdecydowanie zaliczałam się do tej pierwszej grupy. Czas przeszły nie pojawia się przypadkowo. Prawdopodobnie stanęłam na rozdrożu i nie wiem czy już lubię Masłowską, czy jeszcze się nieco waham. Bo zaiste, TO było dobre.
Nie sięgnęłabym po tę powieść. Nigdy nigdy. Bo się jej pisanie nie podobało wcześniej (ni trochę!), bo wszyscy czytali (a ja lubię w niszę iść, jednak!), bo to Masłowska, bo faktycznie niemal z lodówki wyskakuje. Ale na takie uparte gadziny jak ja są sposoby. Wystarczy polecić książkę w nietypowy i ujmujący sposób, wysyłając na tenże przykład Niegodnej skan bardzo dobrego fragmentu, nieco ją opisujący (gadzinę opisujący). Kotu z tego miejsca dziękuję, bo gdyby nie ten miły gest - tych wypocin tutaj by nie było ;)
Sięgam stosunkowo mało po polską literaturę tak zwanych lotów wysokich. Doznałam olśnienia i zachwytu i książkoorgazmu po przeczytaniu "Piaskowej Góry" Joanny Bator. Dlaczego w tym miejscu ją wspominam? Bo klimatem pisania, zabawą słowem i językiem polskim w "Kochanie ..." nieco mi Dorota Masłowska swoją koleżankę po fachu przypomina. Jest podobnie onirycznie, może nieco mniej magicznie, a bardziej w klimacie senno-alkoholowego majaku, z którego chciałoby się jak najszybciej obudzić. Bohaterkami są również kobiety mocno przeciętne, nie wymagające od życia zbyt wiele. U Doroty Masłowskiej bohaterki są trzy, wszystkie w okolicach osławionej trzydziestki. Podstawą ich współistnienia była z założenia awersja do płci przeciwnej. Nieszczęśliwie (sic!) jedna z nich poznaje absolwenta hungarystyki i wpada w sidła związku. I w przyjaźni kobiecej w ujęciu Masłowkiej nic już nie jest takie samo.
To tak naprawdę powieść o niczym. To dla mnie, osoby początkującej i onieśmielonej na tym gruncie, jedna z cech charakterystycznych współczesnej polskiej literatury. Byłam nieco oblepiana i mamiona słowami, zgrabnymi i wyjątkowo trafnymi tworami językowymi. I przy całej ich doskonałości, zgubiłam jednak gdzieś fabułę, co niekoniecznie poczytuję za coś złego. Doskonale bawiłam się zaznaczając co lepsze zabiegi językotwórcze autorki. Trzeba oddać, że zmysł obserwacyjny jest u niej wyostrzony, a w połączeniu z odpowiednią mieszanką ironii, złośliwości i wyczucia leksykalnego tworzy autentyczną ucztę literacką.
Zamiast wypisywać akapity zakręconych i mało logicznych zdań pozwolę sobie zacytować dwa fragmenty. Moje zdecydowanie ulubione.
"Znacie te charakterystyczny momenty, kiedy trzymacie się histerycznie jakiejś chwili, nie chcąc wypuścić jej w przeszłość: chcecie sobie ją nagrać, zabrać, puszczać w kółko, nieważne, że wasz magnetofon lada chwili zamieni się w dynię, kaseta w kalarepę, a wasza szpanerska koszulka z Sex Pistols w poplamioną łojem ścierkę do naczyń." *
A poniższy fragment zachęcił mnie do przełamania wewnętrznego oporu i sięgnięcia po najnowszą powieść Masłowskiej.
"Nigdy nie wiążcie się z piszącymi, to nieznośne. Wybuchają histeriami, urządzają kaźnie, strzelają na chybił trafił, łoją kogo popadnie. Tłoczą słowa masowo i beztrosko, jakby dziergali ubrania z powietrza, dla samego dziergania, dla samego składania ich w jakże udatne kształty, efektowne, przekładane żółcią i dziegciem torty. Zaś położywszy na nich ostatnią warstwę azbestowego icingu, ostatnią kroplę jadu i wisienkę z cyjanku, truchleją, zastygają przerażeni, zdruzgotani sobą, własną nikczemnością." **
Tak, poczułam się bardzo rozczarowana Masłowską. Rozczarowana w najlepszym tego słowa znaczeniu. Autorka dojrzała, pisze wyśmienicie. Nie jest więźniem własnej przewidywalności, zaskakuje czytelnika i to takiego, który spodziewał się po niej najgorszego (piję do siebie ;) ). Bardzo dobra rzecz, którą Wam niniejszym szczerze polecam.
* D. Masłowska "Kochanie zabiłam nasze koty", Warszawa 2012, s. 90-91.
** tamże, s. 103-104.
Kategoria: współczesna literatura polska
Wydawnictwo Noir Sur Blanc 2012, s. 160.
Moja ocena: 5/6
Też czytałem, też polecam, choć wnioski mam po niej ponure.
OdpowiedzUsuńTę całą naszą Zachodnią cywilizację należałoby zbombardować...
Wnioski ponure też są.
UsuńZalać. Potopem. Czy czymś.
Nie wszyscy czytali, o!
OdpowiedzUsuńNa Masłowską zostawiam sobie swoją starość.
"Kochanie ..." krzywdy nie zrobi. Po poprzednie powieści chyba tak szybko nie sięgnę ...
Usuń...no nie wiem, probowalam, bardzo chcialam ja polubic, ale ona za bardzo sie wysila...na razie do szuflady...
OdpowiedzUsuńFakt. "Kochanie ..." jest diablo dopracowane. to się czuje w każdym zdaniu. Ale i tak dobra rzecz. I polecam wydobycie z szuflady.
UsuńJa Masłowską mam na półce. Kolejne próby podejście spalają na panewce póki co :-(
OdpowiedzUsuńMoże czas nie ten?
UsuńI to jest pierwsza recenzja Masłowskiej, która mnie szczerze zainteresowała. A co najgorsze (w dobrym tego słowa znaczeniu) poczułam nawet ochotę i ciekawość, aby zapoznać się z tym tworem.Trochę się boję, że będę rzucać książką po ścianach, albo ugryzę się w rękę, ale co tam ryzyko musi być. Pozdrawiam i dziękuję za tą świeżą recenzję.
OdpowiedzUsuńDziękuję, miło mi niezmiernie.
UsuńKsiążki do rzucania po ścianach też bywają inspirujące. Warto spróbować.
Dzięki dzięki dzięki za dobre słowa!
Masłowska intrygowała mnie od dawna, ale dopiero, kiedy wydano "Kochanie, zabiłam nasze koty" odważyłam się zatopić w jej twórczości. Podobał mi się cięty język i ta oniryczna atmosfera, o której wspominasz. Właściwie "Kochanie..." to książka o niczym. Ale i tak ma coś w sobie.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod książkoorgazmem spowodowanym "Piaskową Górą". To moja ulubiona powieść polska. Ale moim zdaniem Bator pisze w innym klimacie niż Masłowska. Widać co prawda jakieś elementy podobieństwa, choćby magię i baśniowość, ale to podobieństwo zdecydowanie bardziej uwydatnia się w "Chmurdalii". Czytałaś?
Pozdrawiam :)
O, proszę, uwagi może trochę inne, ale ostateczne zdanie mamy zaskakująco podobne:) W takim razie popodgladam sobie jeszcze trochę Bazgradełko:)
OdpowiedzUsuń