środa, 23 kwietnia 2014

Olvido znaczy zapomnienie - María Dueñas



Jak to jest, że pomimo złych doświadczeń z tego rodzaju literaturą, nadal sięgam po kolejne tytuły? Nie wiem. Tym razem chciałam opróżnić głowę ze złych myśli, zapewnić sobie rozrywkę, przeczytać coś ciekawego. I pojawił się ten sam co zawsze konflikt. Z jednej strony książkę czytało się bardzo dobrze, ale po zakończeniu lektury nie czułam ani grama satysfakcji.

Być może moje tempo czytania było spowodowane tym, że chciałam się wreszcie dowiedzieć do czego zmierza autorka. Ta wiedza nie była mi dana - brakowało swoistego punktu zwrotnego, kopa, czegokolwiek, co sprawi, że  fabuła nabierze sensu i nie będzie czymś więcej niż tylko gładką historyjką o porzuconej kobiecie. Autorka nie gubiła się w perypetiach i wszystkie fakty były ze sobą powiązane. Ciekawie wypadała również retrospektywna opowieść o Hiszpanii lat 70., co sprawiło, że książka w tym aspekcie bardzo przypominała mi "Szmaragdową tablicę".

Oberwie się również wydawcy za nieziemsko nieatrakcyjną okładkę. Jestem autentycznie rozczarowana powieścią Marii Duenas. Nie spodziewałam się fajerwerków, ale kompletnej, ciekawej i wciągającej historii. O czymś. Nie o niczym. Szkoda.

Kategoria: współczesna literatura obca
MUZA 2014, s. 432.
Moja ocena: 3/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Muza. 


niedziela, 6 kwietnia 2014

Dlaczego wybrać właśnie Kindle'a?



źródło: theguardian.com


Nie raz i nie dwa już o tym pisałam, ale dojrzałam do opowieści o najfajniejszym (bo najbardziej wymarzonym!) prezencie, jaki sprawił mi Kot. O Kindlu marudziłam już czas jakiś, gdyż mój poprzedni czytnik e-booków, mimo, że fajny i spełniający swoje zadanie, znudził mi się. Był nieco za duży, nieco za wolny, książki nie zawsze wyglądały na nim tak fantastycznie jak miały. Nieistotne jaka to marka, kupowałam go ponad cztery lata temu, zabierałam wszędzie i uwielbiałam. Nadal dzielnie służy i spełnia doskonale swoje podstawowe zadanie.

Zanim kupiłam czytnik, intuicja podpowiadała mi, że powinien służyć on tylko do jednego - rzecz oczywista - czytania. Nie ma być tabletem, netbookiem czy czymkolwiek, ma być czytnikiem. Tylko. Uparłam się na papier e-ink, który te lata temu wcale nie był popularny. Strzał w dziesiątkę, bo to największa zaleta czytnika i właśnie ta jego właściwość przekonuje niezdecydowanych bądź opornych. Wtedy istotne były również formaty, jakie łykało urządzonko, bo właściwie i oficjalnie istniały tylko dwa, a chciało się machnąć jakiegoś PDFa czy DOCa to należało bardzo kombinować. I tak oto przyplątał się do mnie mój pierwszy czytnik. Doceniłam go bardzo, kiedy zamiast zwyczajowego nadbagażu książek, na wakacje wrzuciłam ważące 500 gramów urządzenie z wieloma lekturami w środku. Kiedy ulokowałam się z książką na plaży, okazało się, że odwieczny problem odbijającego się od kartek światła nie istnieje. Bo w pełnym słońcu czyta się po prostu doskonale.




Jednak technika postępowała, czytnik był zbyt wolny, Kindle opanowywał świat, podbił i moje serce. Zobaczywszy kilka razy zapragnęłam go mieć. Tak po prostu. W porównaniu ze starym czytnikiem jest lżejszy, bardziej funkcjonalny, prostszy w obsłudze. Odnoszę również wrażenie (być może subiektywne), że jakość papieru e-ink też jest lepsza niż w poprzednim. Ostatnio bardzo spopularyzowały się wersje ebookowe książek (według rankingu sprzedaży książek przygotowanego przez GFK ponad 80% tytułów z zestawienia jest dostępnych w formie elektronicznej). Najczęściej kupując jakiś tytuł możemy wybrać po zakupie format odpowiedni dla naszego czytnika, co jest dość istotne dla osób, które zmieniają urządzenia na którym czytają. Co więcej, kupowanie e-książek jest znacznie tańsze niż ich papierowych odpowiedników. A jako, że miejsca na biblioteczkę coraz mniej, a czytnik i chmura mieszczą wiele, i tego argumentu nie można pominąć. 




Sam Kundelek jest śliczny, lekki i gotowy do współpracy. Jak wiadomo zamawia się go ze Stanów i jest to jedyna droga do posiadania go i jednoczesnej gwarancji na ten sprzęt (niedowiarków odsyłam do artykułu w Świecie Czytników). Po zainstalowaniu mikroprogramiku, możemy każdy plik (w formacie odczytywanym przez Kindle) wysłać na swoje urządzenie dosłownie dwoma kliknięciami. Zdecydowana większość sklepów z ebookami pozwala na automatyczne przesłanie pliku po jego zakupie - zapomnijcie zatem o kablach! A samo czytanie to już czysta przyjemność - dobranie odpowiedniego wyglądu i wielkości czcionki zajmuje chwilkę. Kindle jest przygotowany zarówno dla osób prawo- i leworęcznych, został również zaprojektowany w taki sposób, aby trzymając czytnik nie móc przypadkowo nacisnąć niepożądanego przycisku.




Do kundelkowego wpisu zbierałam się już czas jakiś, a zostałam zainspirowana tekstem na LubimyCzytać.pl będącym pierwszym w cyklu, które mają na celu zachęcić do e-czytania. Sama od dłuższego czasu do tego nakłaniam, między innymi w tym tekście. Warto zainwestować w dobry czytnik, aby potem w pełni korzystać z jego możliwości.

A Wy na czym czytacie ebooki?


.
.
Template developed by Confluent Forms LLC