Dałam się wciągnąć w szpony promocji. Tak, dokładnie tak! I jestem teraz na siebie bardzo zła. Gdybym była bardziej książkowo asertywna (Kot wie, o czym ja mówię) to primo - ta powieść nie pojawiłaby się na moim nocnym stoliku, secondo - przestałabym ją czytać po kilkudziesięciu stronach. Pisałam, no pisałam czas temu, że powieści w stylu/klimacie Dana Browna nie znoszę. Bo przegadane, nadmuchane, ale człowiek brnie, bo jak już tyle przeczytał to już chociaż chce wiedzieć, jak się skończy. A jak już szczęśliwie i w bólach dobrnie do finału to rzecz jasna żałuje, bo wszystko co do punktu przewidział. Inteligencja? Zmysł literacki? Nie rozpieszczajmy swojego ego ...
Blurb na okładce "Szmaragdowej tablicy" usilnie stara się zasugerować czytelnikowi, że ma do czynienia z powieścią - wielką, zakazaną, tajemniczą, przerażającą i Bóg wie co jeszcze. Przez chwilę pomyślałam, że natrafiłam na kolejny brownopodobny wytwór, jednak te piękne przymiotniki odwiodły mnie od tego. No bo przecież wielka i zakazana miłość, wojna i współczesność. Błąd! Ufajmy intuicji - oczywiście, że to kolejna powieść napisana według schematu zagadka + możliwość panowania nad światem przy pomocy jakiegoś przedmiotu + bohaterowie, którzy nigdy nie są przypadkowi + sekta o jakiej Wam się nie śniło. Obawiam się, że formuła została wyczerpna dobrych kilka lat temu. Skoro już wywołałam słynnego symobololuba przed szereg to nie sposób nie porównać pisania pani Montero do jego powieści. O ile Dan Brown przygotowywał się doskonale i pod względem merytorycznym fabuła była prawdziwie dopieszczona, o tyle Carla Montero poległa na całej linii. Myli się ten, kto czeka na rozwikłanie lub nawet wprowadzenie do tematu tytułowej "Szmaragdowej tablicy". Nic, ani zdania. Czytelniku - radź sobie sam!
Dialogi. (Załamuje ręce). Są po prostu dramatyczne. Kwadratowe, sztuczne, nieudolne. A w momencie, kiedy do głosu dochodzą emocje to pojawia się literacki kabaret - wulgaryzmy mające podkręcić atmosferę są najzwyczajniej śmieszne i moim zdaniem niepotrzebne. Boli mnie schematyczność fabuły. Pisałam we wstępie o rozpieszczaniu swojego ego - bo jak się uda trafnie przewidzieć rozwój akcji to się pewnie miło na duszy powinno zrobić, prawda? Otóż nie! Jeśli średnio oczytany w powieściach z dreszczykiem czytelnik (czyt. ja, Anka) w połowie książki zaczyna podejrzewać zakończenie to jest źle. Ale jeszcze gorzej jest, jeśli okażą się to podejrzenia słuszne. Szanujmy czytelników, nam NAPRAWDĘ zdarza się myśleć. I źle mi z myślą, że ktoś traktuje mnie jak półgłówka. Naprawdę.
Co dostajemy w zamian? Nie ma aż takiego dramatu, bo powieść - zupełnie szczerze i bez ironii - czyta się dobrze. Owszem, momentami barwne i rozwlekłe opisy wszystkiego przytłaczają i nudzą. Zawsze szydzę z lokowania produktu w literaturze i tutaj również każdy pachnie Diorem, ubiera się u Versace, jeździ Ashtonem czy dzwoni BlackBerry. To dość uciążliwe natręctwo, bo się człowiekowi zwyczajnie miesza i w główce zatyka. Ja mam to nieszczęście, że takie drobiazgi mój mózg złośliwie zapamiętuje. Nie lubię i już. Tempo powieści jest jednak na tyle sprawne, że zwyczajnie dałam się omamić i wciągnąć. Bardzo ciekawie wypada wątek z przeszłości, osadzony w okupowanym przez nazistów Paryżu. Nie mam pojęcia jak ta część powieści jest najzwyczajniej ciekawa, soczysta i barwna, a współczesna aż chrzęści między zębami swoją nieporadnością. Dobrnęłam jednak do końca, nieco ukontentowana historią miłosną, która jest pozytywna (co nie jest standardem w literaturze, jak się ostatnio okazało). Bardzo podobał mi się wojenny Paryż - ta część fabuły jest naprawdę interesująca i ratuje całość.
Polecam jako wiosenno-letnie czytadło. Takie do pociągu, na plażę, leżaczek, czy kilka wizyt w parku. I zupełnie serio - nie spodziewajcie się niczego więcej. Klasyczne książkowe "one night stand" - przeczytasz, zapomnisz. Tak sobie jednak coraz częściej myślę, że szkoda czasu na takie lektury. Niemal siedmiusetstronicowe tomiszcze i poczucie zmarnowanego czasu to nie jest dobre połączenie. Okładka piękna, ale to nie ona czyni powieść. Szkoda.
Kategoria: thriller/sensacja/kryminał
Dom Wydawniczy REBIS 2013, s. 672.
Moja ocena: 3/6
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmość DW REBIS.
Książkę można kupić w formie ebooka na stronie KOOBE.pl
Książkę można kupić w formie ebooka na stronie KOOBE.pl
Też kupiłam pod wpływem promocji, ale i pochlebnych recenzji na blogach. Zobaczymy...
OdpowiedzUsuńPodobno moja recenzja jest pierwszą i jedyną negatywną. Cóż - takie uroki gustu posiadania. Przeczytaj i oceń sama. Na szczęście nie wszyscy lubimy w literaturze to samo!
UsuńToż to moja ukochana, cudowne chwile przy niej spędziłam, i normalnie czuje się wezwana do tablicy, by bronić tej powieści :) Moje odczucia były zgoła odmienne, dialogi kwadratowe? ani trochę, choć wolałam opisy, lubię tę szczegółowość i drobiazgowość w pisaniu, tak charakterystyczną dla Montero. A i zgadzam się, że wątek romansowy wypadł wyjątkowo dobrze, nienachalnie i smacznie :) jasne przysłonił trochę ową tajemnicę. CO mi się jeszcze bardzo podobało, to fakt że autorka nad wszystkim panowała. No generalnie dla mnie cudowna powieść :):):) Miłego słonecznego dnia :)
OdpowiedzUsuńJusssi z całym i ogromnym szacunkiem - czytałam całe naręcza lepszych książek. Ale chętnie przystąpię do dyskusji:
Usuń- dialogi + opisy - no akurat ja w takim natężeniu mam na to alergię. Opisy są potrzebne, takoż i dialogi. Ale Montero (albo tłumacz) spaprali sprawę. Tyle egzaltacji i niepotrzebnych słów nie ma nawet - moim zdaniem (!) - w telenowelach rodem z Ameryki Płd.
- tajemnicy nie było. upieram się przy tym. Ani słowa o Szmaragdowej tablicy. Tytułowej. Taka tajemnicza, że aż sama autorka jej nie pojęła ;)
- faktem jest, że nie pogubiła się i nie było wtop, co przy tak rozbudowanej fabule mogło się przytrafić. Tak, tu masz rację, to zdecydowanie na plus. Ale to niestety powieści w moich oczach nie ratuje.
Wielkie dzięki za głos, to miłe kiedy ma się odmienne zdanie i potrafi racjonalnie to stanowisko wyłożyć. Również pozdrawiam - słonecznie i wiosennie!
Jakoś nigdy mnie nie interesowały "brownowskie" klimaty. Ba, nawet tego typu filmy nie wydawały się jakoś "pociągające". Urok okładki działa, bo zwróciła moją uwagę. Na szczęście przeczytałem recenzję... ;)
OdpowiedzUsuńOkładka jest przepiękna. Ale niestety powieści nie czyni.
UsuńA wczoraj przeczytałam na jednym z blogów, że to "najpiękniejsza" książka. Już nawet wrzuciłam do koszyka na allegro, ale mówię sobie- poczekam, bo ja w tym stylu zagadkowym nie za bardzo - i dobrze zrobiłam. Dzięki za rzetelną opinię!
OdpowiedzUsuńJak pisałam wyżej - podobno moja opinia to (na razie) jedyny negatyw. Zależy o czym lubisz czytać. Starałam się dość jasno wyłożyć, co nie przypadło mi do gustu. Na szczęście każdemu z nas podoba się coś innego, więc może Tobie się spodoba, podobnie jak Jusssi.
UsuńPozdrawiam ciepło!
Oto, co znaczy nie zgadzać się fundamentalnie. "Szmaragdowa tablica" pewnie nie trafi do kanonu lektur szkolnych, ale moim zdaniem to literacka rozrywka na najwyższym poziomie. Nieprawdopodobieństwo? A czy ożywione dinozaury w Jurassic Park są prawdopodobne?
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie zgadzam się też z oceną dialogów. To moim zdaniem mocniejsza strona książki.
Ale w jednym jesteśmy zgodni - wątek wojenny jest lepiej napisany od współczesnego.
Według mnie "Szmaragdowa tablica" to bodaj najlepsza książka rozrywkowa na polskim rynku.
och...dobrze ze tu jestem...okladka zacheca niezwykle...
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, że jest ktoś, kto ma podobne odczucia do mnie :)
OdpowiedzUsuńPo książkę sięgnęłam teraz, gdy emocje premiery opadły i też się nie zachwyciłam. Historię (dla mnie mocno przewidywalną)jeszcze trawię, ale język mnie nie zachwycił, a wulgaryzmy dobiły (pal licho, że jest ich za dużo i niczemu nie służą, ale dlaczego ten samym rynsztokowym językiem mówi szeregowiec, oficer SS i żyjący współcześnie naukowiec?) . Dziękuję za rzeczową recenzję!
OdpowiedzUsuń