No i znowu dałam się złapać w szpony Dana Browna. Jak dostałam tę książkę w prezencie od mamy - skrzywiłam się. Nie lubię, nie lubię, nie lubię. Książki, które krzyczą do mnie z okładki "bestseller" odstręczają mnie wprost niebywale. Nooo, ale postanowiłam dać szansę .... "autorowi "Kodu Leonarda da Vinci" " ...No i co?
No i chce się odpowiedzieć "g...o". Fabuła jak zawsze - naszpikowane symbolami coś i wszechwiedzący Robert Langdon. Tutaj bawimy się w rozwikłanie zagadki masonów. Jak zwykle mnóstwo rozbudowanych, przegadanych wypowiedzi spowalniających akcję, naciąganych faktów. I mniej więcej od 3/4 książki chcemy rzucać nią o ścianę i patrzeć jak się rozpada.
Jednego Danowi Brownowi nie można odebrać - merytorycznego przygotowania do pisania. Oczytał się, naprzygotował... ale dużo wszystkiego nie czyni dobrej lektury. Najgorsze i najbardziej przykre jest to, że Dan Brown ma tylu naśladowców. No i czytelników również. Ja sama dałam się teraz złapać "nowej książce". Czytałam ją w podróży - jadąc dolmuszem, a to potem lecąc samolotem ... no i wciągała mnie jak nic. Ale jest zbyt przewidywalna, sensacja to może i jest ale raczej drugiej klasy... za dużo informacji, za mało wartkiej akcji... lektura ciągnie się i ciągnie... a finał baaardzo rozczarowuje. Panie Brown, słabiutko ...
Kategoria: thriller/sensacja/kryminał
Wydawnictwo Albatros 2010, s. 604
Biblionetka: 4,28/6
Lubimy czytać: 3,19/5
Moja ocena: 2/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz