Nie cierpię bohaterów u
Bukowskiego. Jakoś tak mam, że odnoszę to, co czytam do swojego życia. I nie
potrafiłam powstrzymać przy czytaniu „Kobiet” od wycieczek osobistych. Początkowo
nie chciałam dzielić się opinią na temat tej książki. Kot zapytał czy
dlatego, że wstyd mi czytania Bukowskiego. To zupełnie nie tak – troszkę bałam
się tych słów, które mogłyby popłynąć. Trudność dzielenia się myślami o
"Kobietach" polega na rozdźwięku, jaki może powstać pomiędzy tym, co
podoba mi się w literaturze, a
tym, czego pragnę w życiu.
Z bohaterami
literackimi typu Hank mam pewien problem. Uwielbiam ich literacko - są
soczyści, wulgarni, niedoskonali, lubieżni, napaleni, pełni sprzeczności.
Czytając mam wrażenie, że niemal wyskoczą z powieści. Życiowo jednak fascynacja
takim osobnikiem mnie boli. Bo to człowiek, który krzywdzi kobiety i sposób, w
jaki wyrządza krzywdę boli mnie podwójnie. On tak naprawdę nie chce ich ranić,
to wychodzi mimowolnie i jakby poza jego świadomością. Przy moich naturalnych
odniesieniach do siebie, czuję niefajnie z tą świadomością.
"Californication"
uwielbiam, postać Hanka (sic!) również. Nie sposób po przeczytaniu
"Kobiet" nie odnaleźć totalnej inspiracji bohaterami Bukowskiego przy
tworzeniu portety psychologicznego Hanka Moody'ego. Pierwowzór powieściowy jest
zdecydowanie bardziej surowy, totalny i bezkompromisowy od wersji serialowej.
Hank Moody jest spektakularny – Kalifornia w jego wydaniu to pomimo
wewnętrznych rozterek kraina mlekiem i miodem płynąca. Chinaskiemu nie jest już
tak łatwo.
Bukowski przy całym
swoim naturalizmie potrafi trafnie ująć kwintesencję natury człowieka. Bywa
trudno, bywa wulgarnie, czasami zbyt dosadnie. Nikt nie jest równy, stały i
nieugięty. Czytając go czułam się jednak jak uczestniczka karuzeli – każdy kolejny
rozdział to gonitwa za cipką, ocieranie się kutasem, pustka, pustka, pustka. Ordynarna,
bezpruderyjna rzeczywistość, jednak w dość poetycko prostackim wydaniu.
Literacko – fantastycznie. Ale kiedy odnoszę to do życia – najzwyczajniej jest
mi źle …
I troszkę mi przykro,
że właśnie taką książkę sprezentowałam Kotu. Chciałabym być dla Niego lepszą
kobietą niż „Kobiety” Bukowskiego. I nie chciałabym, żeby był dla mnie
Chinaskim. Ale z drugiej strony napisał, gdzieś na ostatnich stronach, że łatwo
pisze się tylko o dziwkach, a pisanie o wartościowej kobiecie to już nie taka
prosta sprawa. I może dlatego chciałabym bardzo napisać coś fajnego o powieści, ale
zwyczajnie jest mi trudno. Bo to zawsze będzie za mało, za płytko, za
osobiście.
Kategoria: literatura współczesna zagraniczna
Wydawnictwo Noir Sur Blanc 2010, s. 430.
Moja ocena: 5/6
Czytałam, ale bardzo dawno. W czasach licealnych, chyba czas wrócić do tej lektury i sprawdzić jak ją teraz odbiorę. Kiedyś twórczość Bukowskiego ubóstwiałam.. Ciekawe jak po latach. :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że w czasach licealnych coś mi Bukowskiego w łapkę wpadło. Powrót do latach, z tzw. "bagażem doświadczeń" to już coś innego. Ale nadal ma to "COŚ" w sobie.
UsuńCzytać nie będę, ale opinia znakomita. Jestem pełna podziwu.)
OdpowiedzUsuńA ja mimo wszystko zachęcam. Bukowski to pisanie zupełnie unikatowe :)
UsuńBukowskiego czytałam "Hollywood", które bardzo mi się podobało, "Kobiety" i parę innych tytułów już czekają na półce. U mnie pojawia się ten sam rozdźwięk między tym, czego szukam w życiu, a tym, czego oczekuję od wycieczek literackich. Jednak na razie udaje mi się zachować granicę między realnością a światem książek nienaruszoną. ;)
OdpowiedzUsuńHa! Czyli nie tylko ja tak mam. Troszkę mi lepiej. Moja granica również nietknięta ;)
UsuńJa również nie jestem fanka Hanka:)
OdpowiedzUsuńOglądać to ja tego dupka lubię. Spotkać bym go w życiu nie chciała ;)
Usuń