Nie lubię oglądać ekranizacji. Nienawidzę czytać książek po uprzednim obejrzeniu filmowego odpowiednika. Tak miałam dopóki w moje łapencje nie trafił "Poradnika pozytywnego myślenia". Film oglądałam z Kociego polecenia, zatem poświęciłam temu sporo uwagi i zaangażowania. Pewnie nawet zbyt dużo, bo odchorowałam oglądanie mocno. Bo podobał się, ale wkurzył, zdenerwował, wzruszył. Znaczy dobry był. Dlatego do książki podchodziłam z pewną taką nieśmiałością i powątpiewaniem. Jak się okazało zupełnie niepotrzebnie.
Nie sposób w mojej opinii odciąć się od filmu, a w nim interpretacji powieści. Porównywać jedno z drugim to zadanie karkołomne i raczej mało sensowne. Pierwszy raz zdarzyło mi się nie czuć przesytu treścią po obejrzeniu filmu i przeczytaniu książki. Obie formy są komplementarne, a położenie akcentów na inne kwestie dodaje uroku i sensu. W filmie nieco lżej i romantyczniej, w powieści nieco poważniej i dogłębniej. Dlatego jeśli coś powstrzymywało Was, aby zapoznać się z pakietem film plus książka, mówię zupełnie szczerze - kolejność nie ma znaczenia, a w komplecie warto.
Ostatnio pojawiło się tak wiele opinii dotyczących powieści, że pewnie będzie trudno napisać coś odkrywczego. Zatem krótko i konkretnie, bo na cóż język (czyt. klawiaturę) strzępić. Bardzo spodobał mi się pomysł na powieść - narratorem jest Pat, główny bohater. To sprawia, że jest mocno subiektywnie, a przez to ciekawiej. O ile w filmie dość szybko jesteśmy wprowadzeni w ciąg przyczynowo-skutkowy wydarzeń, o tyle w książce dzieje się to wolniej. I właśnie to sprawia, że błyskawicznie ją pochłaniamy. Stan ten potęguje zagubienie głównego bohatera, który - moim zdaniem - w filmie pokazany był nieco inaczej, pewniej, może stabilniej. W przypadku powieści nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z osobą z poważnymi problemami psychicznymi. Łagodniej w książce jawi się Tiffany. W filmie to mocno wyrazista osoba, momentami niemal nachalna. W wersji papierowej jest nieco łagodniejsza, czuła i przez to bardziej prawdziwa. Bardzo interesująco autor potraktował kwestię ojca w życiu Pata. Zostało to ujęte znacznie ciekawiej niż w filmie.
Zawsze mile widziane są dla mnie fragmenty literatury w literaturze. W "Poradniku ..." jest ich sporo, jako, że Pat nadrabia zaległości w klasyce. Doskonałe są jego reakcje, wściekłość na autora, który poprowadził akcję w nieodpowiedni według niego sposób. Pat czytający "Szkarłatną literę", "Buszującego w zbożu" czy "Wielkiego Gatsby" chce zaimponować swojej (byłej) żonie, którą pragnie odzyskać. Walka Pata o powrót do Nikki jest wzruszająca, rozdzierająca serce i swoiście beznadziejna. I to chyba te fragmenty - na ekranie, jak i na papierze - narobiły najwięcej zamieszania w mojej głowie.
"Poradnik pozytywnego myślenia" polecam bardzo. Nie tylko dlatego, że czułam mocno, iż pojawiające się wątki są dla mnie mocno aktualne. Nie przez to, że mocno osobiście odbierałam walkę Pata o powrót do normalności i jego otwieranie się na Tiffany. Przeczytajcie przede wszystkim dlatego, że to kawał fajne i lekkiej literatury. Takiej, w której warto zatopić się na kilka godzin, a która nie zrobi krzywdy mentalnej. Takiej, która nie krztusi się swoją mądrością i nie jest nadęta. Koniecznie w pakiecie z filmem.
Kategoria: współczesna literatura obyczajowa
Wydawnictwo Otwarte 2013, s. 380.
Moja ocena: 5/6
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwarte.
Poradnik pozytywnego myślenia w wersji filmowej zupełnie mnie oczarował, dlatego natychmiast po premierze książki nabyłam własny egzemplarz. Powieść odczekała już swoje na półce, a po tak zachęcającej opinii, z pewnością przybliżę w czasie jej lekturę
OdpowiedzUsuńCzekam zatem ze zniecierpliwieniem na opinię :)
UsuńCieszę się że Ci się spodobało... taka jest pogoda za oknem, ze tego by tylko brakowało, żeby książki rozczarowywały
OdpowiedzUsuńHa! odpowiadając po tak absurdalnym czasie na Twój komentarz mogę tylko powiedzieć - na szczęście pogoda nam się zmieniła. A książki chyba nigdy nie będą rozczarowywać. Pozdrawiam!
UsuńPodobały mi się obie wersje, chociaż książkowej brakuje spojrzenia Bradleya Coopera :D
OdpowiedzUsuńNa szczęście jest okładka ...
UsuńFilmu jeszcze nie widziałam, bo gdy dowiedziałam się, że jest na podstawie książki to odruchowo stwierdziłam, że książka ma pierwszeństwo. Skoro jednak twierdzisz, że kolejność nie ma znaczenia to może najpierw zapoznam się z ekranizacją, bo książek na półce stoi sporo.
OdpowiedzUsuńTo ten rzadki przypadek, kiedy kolejność nie ma znaczenia. Zaczęłabym jednak od książki. Większa przyjemność :)
Usuń