Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać autobiografię Philipa Rotha - nastąpiło wtedy wstydliwe wyznanie, iż jest to pierwsze dzieło autora, które mam okazję czytać. Minęło nieco czasu, sięgnęłam po powieść. Dość niefortunnie wybrałam tytuł, gdyż "Ludzka skaza" okazuje się być ostatnią częścią trylogii (co prawda nieformalnej, ale jednak!), ale przyznam szczerze - nie żałuję. Pozwolę sobie zacytować samą siebie:
"Jak wspomniałam wcześniej, powieść kończy się listem-recenzją napisaną przez jednego z bohaterów powieści Rotha - Nathana Zuckermana. Jest to atak na samego autora, swoiste wylanie wiadra z pomyjami i odbrązowienie wizerunku, który został misternie utkany w części właściwej autobiografii. Jeśli Philip Roth w tak smakowity sposób kończy większość swoich powieści - czuję, że moje czytelnicze serce bardzo go pokocha. Warto też wspomnieć, że "Fakty ..." reprezentują styl pisania, który bardzo lubię, a mianowicie pisanie o Ameryce lat 50., 60., 70. - o tym niepowtarzalnym klimacie, stylu tych lat. Dla mnie idealnych - w literaturze, filmie, sztuce. Wplatanie detali, opisów wydarzeń, które wtedy miały miejsce - chociażby w przypadku "Faktów" zamachu na Martina Luthera Kinga, czy rewolucji '68.
Po lekturze "Ludzkiej skazy" podpisuję się rękoma, nogami i czym tam jeszcze można pod tym, co napisałam w październiku ubiegłego roku. Philip Roth jest doskonałym pisarzem i wiem, że w krótkim czasie stanie się jednym z moich ulubionych.
"Ludzka skaza" to historia Colemana Silka, siedemdziesięciojednoletniego, emerytowanego profesora filologii klasycznej. Poznajemy go w dwa lata po jego rezygnacji z funkcji dziekana, która była skutkiem niesłusznych (jego zdaniem) oskarżeń o rasizm - w trakcie wykładu miał użyć niefortunnego słowa "zmory" (gra słów w j. angielskim - "spooks" oznacza zmorę, ducha, jak również jest kolokwialnym i raczej obraźliwym określeniem Afroamerykanina). Coleman zwierza się sąsiadowi Nathanowiu Zuckermanowi, iż romansuje z dużo młodszą od siebie kobietą - Faunią, która jest zatrudniona jako sprzątaczka na pobliskim uniwersytecie. Faunia jest analfabetką prześladowaną przez byłego męża Lesa. Ten, weteran wojny w Wietnamie, nie potrafi poradzić sobie z traumą i przemienia jej życie w piekło.
Najmocniejszą stroną powieści są zdecydowanie postaci. Wyraziste, dopracowane, nieschematyczne - mówiąc krótko - godne zapamiętania. Narrator powieści - sąsiad Colemana, Nathan, charakteryzuje postaci, rozmawia z nimi, opowiada wiele faktów z ich życia. Nie otrzymujemy gotowego, łatwego do pojęcia obrazu bohaterów - czytając, wyrabiamy sobie o nich opinię, która kilkadziesiąt stron później zostaje zaburzona przez relację z perspektywy innej osoby. Właściwie żaden ze świadków nie może być dać wiarygodnej relacji - możemy równie dobrze uwierzyć jednemu z nich, co spróbować samemu wyciągnąć esencję. Coleman Silk został usunięty z uczelni z powodu rasistowskich poglądów, chociaż sam był ofiarą prześladowań rasowych. Urodził się jako Afroamerykanin i do czasu studiów na uniwersytecie w Waszyngtonie za takiego się uważał. Prześladowania, jakich doznał podczas krótkiego pobytu na uczelni, sprawiły, że do armii wstąpił już jako "biały" (miał karnację, która mogła uchodzić za ciemną - białą lub jasną-czarną). Odciął się od rodziny, nawet jego żona, z którą spędził całe późniejsze życie i miał czwórkę dzieci, nie wiedziała, że jest "czarny". Jedyną osobą, która poznała jego tajemnicę, była Faunia.
Konstrukcja powieści jest na tyle finezyjna, że dosłownie ostatnie kilka stron doprowadza niemal do czytelniczej ekstazy. Wydaje się, że wszystko wiesz, że fabuła poukładała się w głowie, że już nic Cię nie zaskoczy i doczytasz w spokoju do końca i pojawia się wielkie uderzenie. Podobnie, jak w przypadku autobiografii, P. Roth zabawił się czytelnikiem i wywrócił powieść do góry nogami. Bardzo, ale to bardzo lubię takie zabiegi w powieściach. Właściwie wszystkiego w "Ludzkiej skazie" dowiadujemy się z retrospekcji, a wiarygodnym źródłem wydaje się być rozmowa Lesa z Nathanem na ostatnich stronach powieści. I ta właśnie pogawędka wywraca wszystko do góry nogami.
Tytułowa skaza to coś, co ma każdy z nas, nie da się tego uniknąć, czy ukryć. Skazy posiadają też bohaterowie - Coleman ukrywa kolor skóry i rasę, Fiona - jest analfabetką, molestowaną przez ojczyma, pogubioną w życiu, Les - nie może uporać się z traumą po służeniu podczas wojny w Wietnamie, Delfina - młoda i ambitna Francuzka, która robi karierę naukową w USA, nie potrafi znaleźć swojego miejsca pomiędzy byciem uznaną intelektualistką a "zwykłą" kobietą potrzebującą silnego i dominującego mężczyzny. Jak widać, Roth konfrontuje bohaterów ze skazami ducha i ciała. Ludzka skaza to piętno, domieszka czegoś niechcianego, błąd.
Philip Roth w "Ludzkiej skazie" bardzo ostro krytykuje politykę Stanów Zjednoczonych wobec weteranów z Wietnamu. Trudno jest w literaturze amerykańskiej drugiej połowy XX. wieku uciec od tego tematu, jednak jest on zaznaczany mniej lub bardziej. Philip Roth w osobie Lesa pokazuje jak ogromne piętno odcisnęła służba na jego życiu. Powrót do normalności, odbywa się małymi krokami i przy dużym zaangażowaniu osób prywatnych. Pomoc polega m.in. na wspólnych wizytach w azjatyckich restauracjach, odszukiwania nazwisk kolegów, którzy zginęli na służbie na Vietnam Veterans Memorial, nazywanym Ścianą. Autor serwuje nam bardzo sugestywny i mocny obraz tego, co dzieje się w głowie osoby dotkniętej doświadczeniem wojny w Azji Południowo-Wschodniej.
"Ludzka skaza" to wielopłaszczyznowa powieść o życiowych rozbitkach, ludziach napiętnowanych tytułową skazą. Konsekwencje dawno podjętych decyzji, kłamstwa, ciężar winy - to wszystko krąży wokół bohaterów. Wyraziste postaci, portretowane, jak w każdej dobrej powieści, poprzez banalne sytuacje i historie. Ludzie wmanewrowani w wielką historię, wszechobecne paralele - ta powieść jest naprawdę jedną z lepszych, które ostatnio czytałam. Polecam gorąco!
"Ludzka skaza" to historia Colemana Silka, siedemdziesięciojednoletniego, emerytowanego profesora filologii klasycznej. Poznajemy go w dwa lata po jego rezygnacji z funkcji dziekana, która była skutkiem niesłusznych (jego zdaniem) oskarżeń o rasizm - w trakcie wykładu miał użyć niefortunnego słowa "zmory" (gra słów w j. angielskim - "spooks" oznacza zmorę, ducha, jak również jest kolokwialnym i raczej obraźliwym określeniem Afroamerykanina). Coleman zwierza się sąsiadowi Nathanowiu Zuckermanowi, iż romansuje z dużo młodszą od siebie kobietą - Faunią, która jest zatrudniona jako sprzątaczka na pobliskim uniwersytecie. Faunia jest analfabetką prześladowaną przez byłego męża Lesa. Ten, weteran wojny w Wietnamie, nie potrafi poradzić sobie z traumą i przemienia jej życie w piekło.
Najmocniejszą stroną powieści są zdecydowanie postaci. Wyraziste, dopracowane, nieschematyczne - mówiąc krótko - godne zapamiętania. Narrator powieści - sąsiad Colemana, Nathan, charakteryzuje postaci, rozmawia z nimi, opowiada wiele faktów z ich życia. Nie otrzymujemy gotowego, łatwego do pojęcia obrazu bohaterów - czytając, wyrabiamy sobie o nich opinię, która kilkadziesiąt stron później zostaje zaburzona przez relację z perspektywy innej osoby. Właściwie żaden ze świadków nie może być dać wiarygodnej relacji - możemy równie dobrze uwierzyć jednemu z nich, co spróbować samemu wyciągnąć esencję. Coleman Silk został usunięty z uczelni z powodu rasistowskich poglądów, chociaż sam był ofiarą prześladowań rasowych. Urodził się jako Afroamerykanin i do czasu studiów na uniwersytecie w Waszyngtonie za takiego się uważał. Prześladowania, jakich doznał podczas krótkiego pobytu na uczelni, sprawiły, że do armii wstąpił już jako "biały" (miał karnację, która mogła uchodzić za ciemną - białą lub jasną-czarną). Odciął się od rodziny, nawet jego żona, z którą spędził całe późniejsze życie i miał czwórkę dzieci, nie wiedziała, że jest "czarny". Jedyną osobą, która poznała jego tajemnicę, była Faunia.
Konstrukcja powieści jest na tyle finezyjna, że dosłownie ostatnie kilka stron doprowadza niemal do czytelniczej ekstazy. Wydaje się, że wszystko wiesz, że fabuła poukładała się w głowie, że już nic Cię nie zaskoczy i doczytasz w spokoju do końca i pojawia się wielkie uderzenie. Podobnie, jak w przypadku autobiografii, P. Roth zabawił się czytelnikiem i wywrócił powieść do góry nogami. Bardzo, ale to bardzo lubię takie zabiegi w powieściach. Właściwie wszystkiego w "Ludzkiej skazie" dowiadujemy się z retrospekcji, a wiarygodnym źródłem wydaje się być rozmowa Lesa z Nathanem na ostatnich stronach powieści. I ta właśnie pogawędka wywraca wszystko do góry nogami.
Tytułowa skaza to coś, co ma każdy z nas, nie da się tego uniknąć, czy ukryć. Skazy posiadają też bohaterowie - Coleman ukrywa kolor skóry i rasę, Fiona - jest analfabetką, molestowaną przez ojczyma, pogubioną w życiu, Les - nie może uporać się z traumą po służeniu podczas wojny w Wietnamie, Delfina - młoda i ambitna Francuzka, która robi karierę naukową w USA, nie potrafi znaleźć swojego miejsca pomiędzy byciem uznaną intelektualistką a "zwykłą" kobietą potrzebującą silnego i dominującego mężczyzny. Jak widać, Roth konfrontuje bohaterów ze skazami ducha i ciała. Ludzka skaza to piętno, domieszka czegoś niechcianego, błąd.
Philip Roth w "Ludzkiej skazie" bardzo ostro krytykuje politykę Stanów Zjednoczonych wobec weteranów z Wietnamu. Trudno jest w literaturze amerykańskiej drugiej połowy XX. wieku uciec od tego tematu, jednak jest on zaznaczany mniej lub bardziej. Philip Roth w osobie Lesa pokazuje jak ogromne piętno odcisnęła służba na jego życiu. Powrót do normalności, odbywa się małymi krokami i przy dużym zaangażowaniu osób prywatnych. Pomoc polega m.in. na wspólnych wizytach w azjatyckich restauracjach, odszukiwania nazwisk kolegów, którzy zginęli na służbie na Vietnam Veterans Memorial, nazywanym Ścianą. Autor serwuje nam bardzo sugestywny i mocny obraz tego, co dzieje się w głowie osoby dotkniętej doświadczeniem wojny w Azji Południowo-Wschodniej.
"Ludzka skaza" to wielopłaszczyznowa powieść o życiowych rozbitkach, ludziach napiętnowanych tytułową skazą. Konsekwencje dawno podjętych decyzji, kłamstwa, ciężar winy - to wszystko krąży wokół bohaterów. Wyraziste postaci, portretowane, jak w każdej dobrej powieści, poprzez banalne sytuacje i historie. Ludzie wmanewrowani w wielką historię, wszechobecne paralele - ta powieść jest naprawdę jedną z lepszych, które ostatnio czytałam. Polecam gorąco!
Kategoria: współczesna literatura piękna
Wydawnictwo CZYTELNIK 2004, s. 560.
Biblionetka: 5,08/6
Lubimy czytać: 8/10
Moja ocena: 5/6
Oglądałam film, ale film w zasadzie nigdy nie jest w stanie oddać wnętrza bohaterów .Warto więc przeczytać książkę i chyba sięgnę po tę nieformalna trylogię.
OdpowiedzUsuńAle mnie zachęciłaś! Philipa Rotha jeszcze w ogóle nie czytałam i od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem naprawienia tej sytuacji. No a po takiej recenzji, zwłaszcza po tej zapowiedzi "czytelniczej eksatzy" mam ochotę rzucić wszystko i oddać się lekturze. Też lubię w książach nieschematyczność - inaczej byśmy się wszyscy zanudzili. No cóż, dopisuję do listy. Ciekawe czy poprzednie "tomy" też są takie nadzwyczajne?
OdpowiedzUsuń@natanna - zastanawiam się właśnie, czy psuć sobie wrażenia po książce filmem. Tym bardziej, że z tego co prześledziłam, jest to dość luźna adaptacja. A pozostałe dwie części trylogii przeczytam na pewno!
OdpowiedzUsuń@Kreskowa - z Rothem zaczęłam kompletnie nietypowo, bo od jego autobiografii. I dopiero po przeczytaniu "Ludzkiej skazy" otworzyły mi się szufladki pewne - wiele spraw się rozjaśniło. Niesamowity autor, naprawdę kupił moje czytelnicze serce. Czekam zatem na Twoją opinię:) Pozdrawiam ciepło!
@Patrycja - dziękuję pięknie za ciepłe słowa. Twój blog oczywiście ląduje w obserwowanych. Pozdrawiam ciepło!