Pojęcia nie mam, czy wyznanie to będzie wstydliwe - "Furia" jest pierwszą powieścią Salmana Rushdiego, którą przeczytałam. Fakt, że sięgnęłam po niego dopiero teraz jest najlepszą ilustracją dla od dawna stawianej przeze mnie hipotezy, że do pisarzy znanych i książek z własnej półki zawsze najdalej. O ile "Furia" na mojej półce nie stała, o tyle Salman Rushdie jest jednym z bardziej znanych współczesnych pisarzy. I po lekturze jego powieści, zaczynam rozumieć dlaczego.
Malik Solanka, główny bohater "Furii" to pochodzący z Indii absolwent Cambridge, który ucieka całe życie. Jego pierwsza ucieczka miała miejsce w momencie zrezygnowania z posady wykładowcy akademickiego na rzecz świata miniaturowych lalek. Jego twór - lalka Rozumka (ang. Little Brain) to bardzo popularna postać telewizyjna rozprawiająca ze swadą o filozofii i z samymi filozofami. Kiedy Rozumka zaczyna żyć swoim - pop-życiem, rosnące rozczarowanie Malika swoim "dzieckiem" powoduje jego zatracanie się w demonach przeszłości. Pewnej nocy, kiedy staje nad śpiącymi żoną i synem z nożem w ręku, następuje kumulacja. Przerażony, tym do czego mógł doprowadzić, niemal bez słowa opuszcza rodzinę i wyrusza poszukiwać spokoju umysłu w Nowym Jorku. Miasto, które miało natchnąć go spokojem okazuje się być miastem szalejących furii. W mieście grasuje seryjny morderca, który w przebraniach postaci z kreskówek Disney'a morduje młode, zdolne, piękne i bogate dziewczyny. Jako, że Malik miewa ciemne plamy na pamięci, spowodowane maratonami alkoholowymi, zaczyna podejrzewać siebie o zbrodnie. Na jego drodze staje Mila Milo, która sama o sobie mówi, że "naprawia ludzi" (Ustami. Dosłownie) oraz Nila Mahendra - nadzwyczaj piękna Hinduska, którą obdarza miłością. Powieść kończy się kompletnie futurystycznie, odjazdowo i na haju.
Przyznam szczerze - podczas czytania miałam mętlik w głowie. Totalny i skrajny momentami. Wszystko się układa, dociera, dopasowuje. Im więcej czasu mija od skończenia lektury, tym mocniej jestem przekonana o tym, że najzwyczajniej bardzo mi się ona spodobała. Przeglądając różne opinie o pisarstwie Rushdiego, niejednokrotnie spotkałam się z opinią, że "Furia" jest jego najsłabszą powieścią. Rushdie postrzegany jest jako pisarz trudny, poważny, pretensjonalny, a "Furia" jest jego "najprostszą" powieścią. Być może. Przyznam się do jednego - dawno żadna lektura nie sprowokowała mnie do tak wielu przemyśleń. Moje myśli wędrowały tak krętymi ścieżkami, jak fabuła "Furii".
Mnóstwo tutaj odniesień do pop-kultury - filmów, seriali, celebrytów. Czuje się mocno, że Rushdie nie jest odcięty od całego pop-blichtru i w jego prozie urasta do rangi pełnoprawnego składnika kultury (co nie jest powszechne w literaturze wyższych lotów). Główny bohater zastanawia się, czy podobnie jak bohater serialu - Tony Soprano, nie udać się do psychiatry. Odpowiada sobie: "Fuck him, he was fictional". I to najlepszy przykład na specyficzne poczucie humoru, które funduje nam autor. Nie szczędzi ponadto wątków autobiograficznych - Malik Solanka jest w podobnym wieku, również pochodzenia hinduskiego (to samo miasto - Bombaj), odebrali wykształcenie na tym samym uniwersytecie, dwukrotnie żonaci, piękna i inspirująca kochanka pochodzenia hinduskiego. Krzysztof Mroziewicz z Gazety Wyborczej zarzucił, że zarówno Salman Rushdie, jak i Mario Vargas Llosa popadają w nadmierne epatowanie wątkami autobiograficznymi, jak popisują się oczytaniem i obyciem kulturalnym. Mi - szarej czytelniczce - nie przeszkadzało to, wręcz przeciwnie - znacznie ułatwiało odbiór.
Sporo jest w "Furii" polskich wątków. Jeden z przyjaciół Solanki nosi nazwisko Wajda i jest synem polskich emigrantów. Solanka namiętnie ogląda Kieślowskiego, czytuje Miłosza, jego kochanka ma na swojej półce Herberta, a służąca nosi imię Wisława. Co do ostatniego - złośliwi twierdzą, że w ten sposób Rushdie wyładował swoją frustrację spowodowaną nieotrzymaniem Nagrody Nobla, nadając takie imię leniwej, grubej i niechlujnej służącej - Polce.
Salman Rushdie stawia tezy, które - jak wcześniej pisałam - doprowadzały mnie do bardzo zawiłych przemyśleń. Jest prawdziwą kopalnią takich "myślonaprowadzaczy". Chociażby to: "Każde małżeństwo, które się rozpada zasiewa niepewność w tych, które nadal trwają. (...) zdawał sobie sprawę, że zainicjował reakcję łańcuchową wypowiedzianych i niewypowiedzianych pytań przy kuchennych stołach w całym mieście, w sypialniach, a także w innych miastach: Wciąż dobrze nam ze sobą? OK, jak dobrze? Jest coś, o czym mi nie mówisz? Czy obudzę się któregoś dnia, a ty powiesz coś, co uświadomi, że dzielę łóżko z kimś obcym? Jak jutro zrewiduję wczoraj, jak następny tydzień zniweluje ostatnie pięć, dziesięć, piętnaście lat? Nudzisz się? To moja wina? Masz mniej siły niż mi się wydawało? Chodzi o niego? O nią? Chodzi o seks? Dzieci? Chcesz to naprawić? Jest co naprawiać? Kochasz mnie? Wciąż mnie kochasz? O Jezu, Jezu, czy ja wciąż kocham ciebie?" *
Tytuł jest wieloznaczny. W opisie okładkowym wymienione są furie, których obraz Rushdie przedstawia w powieści. Nie należy zapominać, kim w mitologii były furie czy ich greckie siostry - erynie. Boginie zemsty, uosobienia kary, gniewu, ugłaskiwane przydomkami. John Sutherland z Guardiana przywołał ponadto znane z platońskiej teorii aktu twórczego określenie "furor poeticus". Pojęcie, utożsamiane przez niektórych badaczy z natchnieniem, mówi o szale poetyckim, niezwykłym stanie umysłu twórcy, które wiąże się z ingerencją sił nadprzyrodzonych, które umożliwia tworzenie dzieł bez znajomości zasad poetyki i reguł kreowania rzeczywistości literackiej. Furia u bohatera pojawia się znikąd, jest nieświadoma i jakby odklejona od Solanki. Nie wiedział, kiedy zwolnił swoją służącą, skrzyczał kelnera czy kochankę. Furia pojawiała się nagle, a stan przywracania normalności był długotrwały i wymagał ogromnego poświęcenia. Furia jest postrzegana przez Rushdiego bardziej jako szał, pęd - naturalny, instynktowny, niemal zwierzęcy i takie jest moje rozumienie tytułu.
Mnóstwo u niego historii w historii, niektóre wątki nie znalazły mojego zrozumienia (szczególnie te mocno uderzające w rytmy science-fiction), jednak mogę z czystym sumieniem powiedzieć - to bardzo dobra powieść. Jest to dla mnie taki typ literatury, która sprawia satysfakcję po przeczytaniu, zostawia refleksję i ślad po sobie. Mam mnóstwo przemyśleń, świeżych myśli i ... naprawdę podobało mi się. Nie było łatwo, ale warto. Polecam gorąco!
* S. Rushdie "Furia", Poznań 2002, s. 81.
Kategoria: współczesna literatura piękna
Dom Wydawniczy REBIS 2002, s. 256.
Biblionetka: 4,62/6
Lubimy czytać: 6,08/10
Moja ocena: 5/6
chyba mimo wszystko nie sięgnęłabym po tę książkę
OdpowiedzUsuńjakoś tak do mnie, nie wiem, nie przemawia
pozdrawiam!
Swietna recenzja.
OdpowiedzUsuńJa czytalam chyba wiekszosc ksiazek Rushdiego i "Furie" uwazam za najlepsza z nich (a przynajmniej najbardziej mi sie podobala :-) ).
Pamietam, ze jeszcze "Szatanskie wersety" wydaly mi sie swietne - ale czytalam je tak dawno, ze koniecznie musze powtorzyc.
Rushdie napisal tez kilka ksiazek, ktorych jakos nie moglam zmeczyc - ostatnio np. porzucilam "Salimara klauna", chociaz naprawde nie byl tragiczny... ale zanudzal mnie, a to grzech smiertelny ;-)).
Bardzo wnikliwa recenzja, dzięki.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, ze wstydem lekkim również, że autora nie czytałam. Zaczęłam jego "Czarodziejkę z Florencji", ale jakoś nie skończyłam...
@Miłośniczka Książek - przyznam, że łatwa nie była i zaczęła mi się podobać dopiero po skończeniu. Została jednak w głowie, narobiła szumu i chociażby dlatego ją polecam.
OdpowiedzUsuń@czas-odnaleziony - Dziękuję pięknie :) Jak się przyznałam powyżej - Rushdiego poznałam dopiero przy "Furii", mimo, że poczułam się nieco wymęczona po lekturze, to chyba nie ma takiej siły, która powstrzymałaby mnie od sięgnięcia po kolejne jego powieści.
@rzeczoksiazkach.pl - To ja dziękuję za opinię. "Czarodziejka..." na półce czeka i czeka ...