Trudno, niezwykle trudno jest powstrzymać się od zgryźliwości, złośliwości i paskudności po przeczytaniu książki Janusza L. Wiśniewskiego. O tym, że za panem, delikatnie mówiąc, średnio przepadam, pisałam przy okazji "Bikini". Pojawiła się okazja przeczytania jego najnowszej "powieści" i pomyślałam, że może warto zmierzyć się, raz kolejny, ze swoimi uprzedzeniami. Jednak, jak to z owymi bywa, wiecie pewnie sami najlepiej - jak się je już nabyło, to niezwykle trudno jest się ich pozbyć.
"Na fejsie z moim synem" to według okładkowego opisu rozmowa syna z matką, która pisze do niego za pośrednictwem portalu społecznościowego. Pisze nie z byle jakiego miejsca, bo z samego Piekła. Wiele się tam dzieje, skazani na wieczne potępienie nieźle się bawią, mając do dyspozycji szeroki zakres kanałów telewizyjnych, stacji radiowych oraz dostęp do Internetu - nieco zmodyfikowanego oraz cenzurowanego. I przyznam się od razu - taka wizja Piekła zapracowała na ocenę, którą wystawiłam powieści.
Irena Wiśniewska, zmarła w 1977 roku, dwukrotna rozwódka, matka dwóch nieślubnych synów, do Piekła trafiła, według niej samej (a właściwiej według jej syna) zasłużenie. Narratorem wydaje się być sama Irena Wiśniewska, jednak - nie dajmy się zwieść - to tylko przysłowiowa "przykrywka". Od pierwszego do ostatniego zdania nie mamy wątpliwości, że jest to Janusz L. Wiśniewski. "Matka" porusza wszelkie tematy - jak na osobę, która mało czym się za życia interesowała, Piekło wzbudziło w niej nie lada intelektualizm. Pisze do "Nuszki" o Bogu, wierze, przeznaczeniu, samobójstwach, miłości, poezji, sztuce, fizyce, chemii, genetyce. Tak, tak - dosłownie o wszystkim. A jak ktoś pisze o wszystkim, to najczęściej pisze o ... niczym.
Na okładce umieszczono szumne zdanie, iż jest to najbardziej osobista powieść autora "S@amotności w sieci". Prawda - jest. Jednak autor, który i w poprzednich powieściach, nie krył się ze swoimi skłonnościami do literackiego ekshibicjonizmu, tym razem postawił sobie poprzeczkę wysoko. I o zgrozo, przeskoczył ją, gdyż "Na fejsie..." to tak naprawdę nic innego jak wyrzucenie z siebie szerokim strumieniem, wszystkiego (!!!), co mu na wątrobie i innych częściach ciała leżało. Szkoda, że wykorzystał do tego swoją matkę, wkładając jej w usta słowa i sformułowania, których pewnie by się powstydziła. Czytanie tej powieści, jak napisał słusznie Artur na portalu Lubimy czytać, przypominało czytanie Pudelka czy wpisów na Facebooku niezbyt rozgarniętej znajomej czy znajomego. Pytanie jednak, kto powinien być tym faktem bardziej zażenowany - ja jako czytająca czy "pisarz", który to stworzył?
Bardzo długo brnęłam przez tę powieść - ewidentnym utrudnieniem była skrajna wielowątkowość i gadatliwość Ireny Wiśniewskiej. Będę jednak szczera - "Na fejsie ..." jest idealnym usypiaczem, a żaden z ogromnej liczby wątków tak naprawdę mnie nie zainteresował. Rzekoma rozmowa zapowiadana na okładce to jednak monolog - długi, mało ciekawy, usypiający. Przyznam, że przez całe ponad czterysta stron czekałam na odpowiedź "synusia". Nie doczekałam się, co wzmogło jedynie moje zniecierpliwienie.
Bardzo, ale to bardzo u JLW drażni mnie wymądrzanie się na temat kobiet - jak zawsze przemyślenia te wkładane są w usta bohaterek płci żeńskiej. I znowu - uogólnianie, upraszczanie, robienie z nas - kobiet - seksualnych idiotek, zachowujących się niczym kotki podczas rui. Dorzućmy do tego popisywanie się wiedzą z zakresu chemii, fizyki, co kompletnie nic nie wnosi w powieść, nudzi, nuży. Tego typu tyrady udowadniają jedynie jak wielkim ego obdarzony jest JLW. Wpisał się on ponadto, w dość ostatnio popularny trend, rozprawiania się z krytyką swoich dzieł. JLW jest przewidujący i już w treści powieści odniósł się do ewentualnych późniejszych zarzutów. "Budujące".
Aby jednak nie przesadzić z żółcią, chciałabym również zwrócić uwagę na kilka kwestii, które spodobały mi się w powieści. O pierwszej - wizji Piekła - już wspominałam. JLW wplótł ponadto kilka ciekawych, sentymentalnych wątków, które romantykom mogą się spodobać. Jednak historie w klimacie pokazania kobiecie swojego DNA czy opowieści o Greku pijącym krew menstruacyjną swojej kochanki - to już dokładnie coś, co mnie od JLW odrzuca. Ciekawie wypadały wątki stricte rodzinne - i to jest moim zdaniem najmocniejsza strona powieści.
Janusz L. Wiśniewski wzbudza skrajne emocje - albo się go uwielbia, albo nienawidzi. Ja raczej przypisałabym się do drugiej grupy - za dużo mnie w jego pisarstwie nie ujmuje, wręcz drażni, wkurza i zniesmacza. "Na fejsie z moim synem" to kolejny przykład grafomaństwa i raczej tandetnej literatury. Szkoda, bo tytuł niósł w sobie jakiś potencjał. A tak wyszło, moim zdaniem, jak zawsze - górnolotnie, ckliwie i nijako. I miejmy nadzieję, że "synuś" nie posłucha rady swojej matki zawartej w ostatnim zdaniu powieści:
"P.S. A jak czas, synuś, znajdziesz, to napisz kiedyś ..."
Kategoria: współczesna literatura polska
Wydawnictwo Wielka Litera 2012, s. 448.
Biblionetka: 3,43/6
Lubimy czytać: 5,27/10
Moja ocena: 2 z malutkim plusem/6
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wielka Litera.
Twoja puenta mnie rozwaliła. :D Niestety mam takie przeczucie, że synuś odpisze, a później do synusia napisze tatuś i synuś znowu odpisze.
OdpowiedzUsuńW gruncie rzeczy zgadzam się z Tobą całkowicie, były opowieści którymi JLW mnie porwał, ale giną one w gąszczu mędrkowania, dogmatów które autor każe wierzyć i sugeruje, że każdy kto podejdzie do nich ze sceptycyzmem jest ciemnogrodzianinem i niedoukiem.
Kolejna ksiażka na jedno kopyto, kolejny zmarnowany potencjał.
Ale wiadro obelg na recenzentów negatywnych wylane, male, oj maluśkie.
W niczym sie autor nie popisał :P
Ja powiem tak odkąd miałam okazje zobaczyć kawałek filmu Samotność w sieci, wiedziałam już, ze z tym panem tj. J.L. Wiśniewskim nie będzie mi po drodze :)
OdpowiedzUsuńann to też nie do końca tak. Film jest fatalny. Gorszej ekranizacji ciężko szukać. Byłam na premierze - ile to już lat?- z sześć? i wtedy ta ksiażka mi sie bardzo, bardzo podobała. A film był koszmarny!!
OdpowiedzUsuń@Kasiek - dzięki za prześwietny komentarz :) Synuś się nie popisał i szczerze - jak już bym lała pomyje na (pseudo)recenzentów to bym sobie ulżyła. No ale ktoś książki kupować musi przecież - nieco uszanować nas trzeba ;)
OdpowiedzUsuńAle słabo Pani, ojj słabo :)
@ann - "S@amotność ..." czytałam tak dawno i byłam wtedy tak młodziutka, że odbiór miałam zaburzony. To, co ostatnio JLW wypisuje mocno mnie drażni i mierzi i "Na fejsie .." mnie przekonało ostatecznie - po nic więcej tego autora nie sięgnę!
Faktycznie zgryźliwa recenzja ;) Ale bardzo konkretna i ja też już jestem pewna, że autor nie wzbudzi mojej sympatii.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce, ale od początku nie budziła mojego zainteresowania. I nie sądzę, żebym po nią sięgnęła.
OdpowiedzUsuńMi tam recenzja się podobała. I zgadam się -"A jak ktoś pisze o wszystkim, to najczęściej pisze o ... niczym."
Pozdrawiam!
Książkozaur, ta recenzja nie jest zgryźliwa, jest po prostu szczera i prawdziwa, sama też wylałam kubeł pomyj, nie dlatego, że sluchałam jej w pracy i musiałam wyładować flustracje, ale dlatego, że w mym odczuciu inaczej się nie dało...
OdpowiedzUsuńJ.L.Wiśniewski kiedyś mi się podobał, ale byłam wtedy zagubioną nastolatką szukającą drogowskazu. A teraz albo Wiśniewski się zepsuł, ale moje gusta i potrzeby czytelnicze ewoluowały;) Nie ciągnie mnie do niego, wręcz omijam szerokim łukiem;>
OdpowiedzUsuń@Książkozaur - rzadko zdarza mi się napisać aż tak mocno zgryźliwą recenzję. Poczułam mocno, że mój czas został zmarnowany. Oczywiście, rozumiem i szanuję osoby, które lubią jego pisarstwo. Ja do nich zdecydowanie nie należę - starałam się wyartykułować co nie przypadło mi do gustu, także mam nadzieję, że nikogo nie urażę. A fajnie, że w komentarzach dyskusja wykwitła. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuń@Grafogirl - no tak właśnie myślę, a bardzo lubię jak powieść jest o Czymś. Dziękuję i pozdrawiam!
@Kasiek - Czytałam Twoją recenzję - no cóż, "Synuś" troszkę sobie zasłużył. Już nie ma sensu przytaczać, co lepszych fragmentów - smaków całe mnóstwo. Zastanawia mnie cały czas, na czym polega jego fenomen. Szczerze mam nadzieję, że "Na fejsie ..." czy "Bikini" to tylko wypadki przy pracy.
@Karolka - Mam dokładnie to samo. Może nie był dla mnie drogowskazem, ale tę dekadę temu "S@motność" zrobiła na mnie wrażenie. Obawiam się, że teraz byłaby dla mnie niestrawna. Stare słowiańskie przysłowie "co za dużo ..."
Bolesne ;-))))))).
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja, konkretna i od razu wiadomo, co w tej powieści jest nie tak. Nie czytałam żadnej książki tego autora, ale jakoś w ogóle mnie do nich nie ciągnie. Mam przeczucie, że jego pisarstwo do mnie nie trafi. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA przecież odradzałam czytanie tej książki! Miałam bardzo podobne odczucia do Twoich przy czytaniu Na fejsie i recenzja też podobna ;) Mam takie wrażenie, że ta książka powstała tylko ku podreperowaniu finansów autora i czuję się, jako czytelniczka, zrobiona w trąbę.
OdpowiedzUsuńOrchiss -rozbawiałaś mnie tym zaburzonym odbiorem w czasach młodości hehe :) Ale co prawda to prawda, teraz już nic nie jest takie same i bajek się tak łatwo nie kupuje ;p
OdpowiedzUsuńKasiek - a ja myślalałam, ze to ze mna jest coś nie tak, a nie z filmem... ten film wydał mi się tak niewarty uwagi i mojego czasu, że nigdy o nim nic nie przeczytałam, żadnej opinii ...
Kolejna negatywna ocena tej książki. Chyba jednak sobie ją daruję.
OdpowiedzUsuń@czas-odnaleziony - też cierpiałam czytając ;)
OdpowiedzUsuń@Dosiak - Dziękuję za Twoją opinię. JLW czytałam raptem trzy powieści, ale nie trafił, zraził, odstraszył. Starałam się nazwać i określić, bo na mnie nie działało. No i tyle, po prostu pisarz nie dla mnie.
@joly_fh - przyznam się bez bicia, że ja bez odradzania i odstraszania podchodziłam do niej jak do jeża. Nie lubię jego pisania i już z góry ustawiłam się w pozycji "czepliwa". Ale bądźmy szczerzy - trudnego zadania nie miałam, powieść (powieść??) niestety dość kiepskawa.
@ann - wiesz hormony, wiosna życia, liceum te sprawy. Mija. Bezpowrotnie. Gładkie słówka to za mało.
@barwinka - jeśli już - tylko z biblioteki. Jeśli już!