W świąteczny weekend, zupełnie przypadkowo natrafiłam na artykuł Olgi Święcickiej "10 książek, których powinieneś unikać, jeśli chcesz zostać wielkim pisarzem". Autorka przedstawia propozycję dziesięciu lektur, które jej zdaniem mogą zdominować myślenie przyszłego pisarza - "granica między inspiracją a imitacją bywa bardzo cienka". Artykuł inspirowany był podobnym eksperymentem, jaki poczyniła redakcja kanadyjskiego magazynu The Tyee. Olga Święcica, jako pierwszą z polskich propozycji wymienia opowiadania Marka Hłaski "Pierwszy krok w chmurach". Jako, że na półce od dawien dawna (czyt. od matury, czyli bardzo bardzo dawno temu) stał zbiorek dwóch jego opowiadań, idealny objętościowo na leniwe świąteczne popołudnie, postanowiłam nadrobić swoją rażącą ignorancję i doczytać. I na wstępie przyznam się do jednego - czytając opowiadania Marka Hłaski poczułam się wtłoczona w ławkę szkolną i automatycznie włączyło mi się w głowie analizowanie lektur. Zresztą ... sami przeczytacie.
Na zbiorek, mocno pachnący przeszłością (nieco tylko młodszy ode mnie, bo rocznik 1988) składają się dwa opowiadania - "Baza Sokołowska" oraz "Pierwszy krok w chmurach". W moim wydaniu odnalazłam adnotację, iż książka ta została zatwierdzona przez ówczesnego Ministra Oświaty i Wychowania jako lektura uzupełniająca dla klas pierwszych liceów i techników. Już sama ta informacja wprowadziła mnie w wiadomy klimat. Zastanawiałam się dlaczego dwa tak odmienne stylistycznie, tematycznie i ideologicznie opowiadania zostały ujęte w jeden mini-zbiór. I chyba sama sobie odpowiedziałam na to pytanie - właśnie z tego powodu.
Pierwsze opowiadanie - "Baza Sokołowska" - zostało opublikowane w 1954 roku. Odkrywcze nie będzie, że jest to utwór skonstruowany zgodnie z zasadami panującego ówcześnie socrealizmu - bohaterowie w sporym stopniu identyfikują się z wykonywaną przez siebie pracą, oczywiście są robotnikami. Są przedstawiani jako kolektyw, a jeśli pojawiają się jednostkowo, to tylko jako część większej całości. Wiara w idee komunizmu pozwala owym bohaterom przezwyciężyć słabości, czujemy jak hartuje się stal, widzimy pot spływający po umięśnionych ciałach robotników, a wszystko dobrze się kończy. Nasi rodzice i dziadkowie doskonale mogli by nam wymienić szereg tego typu tworów.
Rzecz dzieje się w bazie transportowej w stolicy. Głównym bohaterem opowiadania jest Michał Kosewski - Student, najmłodszy wiekiem i stażem pracownik bazy, uważany przez starszych pracowników za nieudacznika, gamonia i niezdarę. Pomiatany przez wszystkich, a doceniony przez jednego z brygadzistów, zostaje wysłany w daleką trasę. Podczas podróży samochód psuje się, ale Student na mrozie, z pełną ofiarnością naprawia auto i wraca triumfalnie do bazy. Historia banalna, jednak mocno czuć ducha socrealizmu. Praca dominuje nad wszystkim, w tym nad ludzkimi sprawami. Czujemy, że ekipa z Sokołowskiej spędza w pracy cały czas - nawet czas wolny spędzają razem, rozmawiając o pracy, o budowaniu wspólnej przyszłości. Nie brakuje akcentów agitacyjnych - jest pięknie opisane zebranie, na którym to brygadziści licytują się w przebijaniu norm do wyrobienia. Odniosłam ponadto wrażenie, że robotnicy poddawani są tutaj swoistej nobilitacji - praca ich uszlachetnia, czyni wręcz marmurowymi. Sam Marek Hłasko pracował długo jako kierowca, znał więc to środowisko nieźle. Pisanie stało się dla nim odskocznią od trudów codziennej pracy.
Zupełnie odmienne jest drugie opowiadanie - "Pierwszy krok w chmurach". Liczy ono zaledwie kilkanaście stron, a robi o wiele większe wrażenie, jest również bardziej dojrzałe literacko. Historia jest błaha - dwoje młodych, zakochanych w sobie ludzi zostaje przyłapanych na miłosnej schadzce przez trójkę osobników, którym można przykleić plakietkę "elementu".
I tutaj warto zatrzymać się na chwilę, aby przybliżyć nieco sylwetkę Marka Hłaski i styl jego pisania. Jego bohaterowie (późniejsi, "Pierwszy krok w chmurach" to jedynie zapowiedź) to romantyczni, twardzi outsiderzy. Dla jego pokolenia tacy ludzie byli symbolem rozczarowania latami 50. Do swoich idoli Marek Hłasko zaliczał m.in. Humphrey'a Bogarta czy Fiodora Dostojewskiego, sam często był nazywany polskim Jamesem Deanem (wiele jego fotografii jest stylizowanych na ów aktora). Marek Hłasko często brał na warsztat bohaterów z nizin społecznych, opisywał wszechobecną tam beznadzieję i cynizm, pokazywał czarną, parszywą stronę życia. To właśnie TO sprawiło, że Marek Hłasko został zauważony przez czytelników i krytyków, gdyż stanowił odmianę od literatury socrealizmu - z uśmiechniętymi, umięśnionymi robotnikami.
Mistrzowski jest opis miasta w sobotnie popołudnie - opustoszałe ulice, wyludnione parki, ale za to tętniące życiem bary i knajpy, tonące w oparach alkoholu i tytoniu. "W sobotę centrum miasta wygląda tak samo jak i w każdy inny dzień tygodnia. Jest tylko więcej pijanych" * czy " (...) w sobotę miasto traci swoją pracowitą twarz - w sobotę miasto ma pijaną mordę" **. Przyznam szczerze - słowa te od ponad pięćdziesięciu lat niemal nic nie straciły ze swojej aktualności. A wszystko to przepełnione atmosferą bylejakości, ludźmi wegetującymi w ciągu tygodnia, aby pić, siedzących sobotnim popołudniem przed swoimi domami, patrzących w pustkę.
Słowem kluczem dla tego opowiadania jest jednak "rozczarowanie". Zło, uosobione w postaciach trzech pijaczków, unicestwia tutaj wartości moralne. Marek Hłasko kompromituje nieco ciemną stronę rzeczywistości, szydzi ze złudzeń. Jednak, co ważne, ironia nie trafia w marzenia i tęsknoty - to one ocalają od wszechogarniającej czerni i zepsucia. Młodzi bohaterowie ponoszą tutaj klęskę - klęskę miłosną i wobec własnej osobowości. Natykają się na osobników kierujących się prymitywnymi instynktami, którzy są wulgarni i brutalnie przerywają akt miłosny młodych (prawdopodobnie ich "pierwszy raz"), biją chłopaka, a dziewczynę wyzywają. Uczucie młodych zostało tym samym splugawione, ośmieszone, stało się czymś brudnym i ohydnym. Tytułowy "pierwszy krok w chmurach" przynosi nic więcej ponad niesmak i gorycz.
Gieniek, jeden z trójki pijaczków, malarz pokojowy, burzy marmurowy pomnik nieskazitelnego robotnika socrealistycznego. Jest prymitywny, ograniczony umysłowo, chamski - autor ukazuje to wulgarnym językiem, zachowaniami pozbawionymi moralności. Z nudów wraz z sąsiadem i szwagrem unicestwiają to, co piękne, szlachetne i kruche. Nie kieruje nim żadna szlachetna motywacja, a za odrobinę wątpliwej "rozrywki" zdolni są do najokropniejszych rzeczy. Stracone, rozczarowane latami 50. pokolenie to para zakochanych. Brutalna rzeczywistość odebrała im nadzieję na zbudowanie własnego szczęścia oraz niewinność młodzieńczych ideałów.
Jak widzicie adnotacja o przeznaczeniu opowiadania jako lektury dla klas licealny wzbudziła we mnie głód interpretacji. Mocno żałuję, że nie mogłam poznać twórczości Marka Hłaski w liceum, gdyż wtedy pewnie byłabym bardziej podatna na "deanowskie" klimaty. Mocno polecam te dwa króciutkie opowiadania, dokładnie w takim zestawieniu. Chętnie zapoznam się z tym, co Marek Hłasko tworzył w późniejszych latach, bo szkoda, że został troszkę zakurzony w szkołach i trzeba się do niego dokopywać "po latach". A ciekawe swoją drogą, ilu tak unikalnych twórców pominęłam w swojej edukacji.
* M. Hłasko "Baza Sokołowska. Pierwszy krok w chmurach", Katowice 1988, s. 64.
Kategoria: literatura współczesna polska - opowiadania
Krajowa Agencja Wydawnicza 1988, s. 80.
Biblionetka: 4,59/6
Lubimy czytać: 6,7/10
Moja ocena: 4,5/6
Jak widzicie adnotacja o przeznaczeniu opowiadania jako lektury dla klas licealny wzbudziła we mnie głód interpretacji. Mocno żałuję, że nie mogłam poznać twórczości Marka Hłaski w liceum, gdyż wtedy pewnie byłabym bardziej podatna na "deanowskie" klimaty. Mocno polecam te dwa króciutkie opowiadania, dokładnie w takim zestawieniu. Chętnie zapoznam się z tym, co Marek Hłasko tworzył w późniejszych latach, bo szkoda, że został troszkę zakurzony w szkołach i trzeba się do niego dokopywać "po latach". A ciekawe swoją drogą, ilu tak unikalnych twórców pominęłam w swojej edukacji.
* M. Hłasko "Baza Sokołowska. Pierwszy krok w chmurach", Katowice 1988, s. 64.
** tamże, s. 64.
Kategoria: literatura współczesna polska - opowiadania
Krajowa Agencja Wydawnicza 1988, s. 80.
Biblionetka: 4,59/6
Lubimy czytać: 6,7/10
Moja ocena: 4,5/6
Kilka miesięcy temu też miałem okazję czytać to wydanie. I tak, jak nie mogę znieść zbiorów opowiadań, tak Hłasko świetnie się spisał i mam zamiar jeszcze pogrzebać się w jego twórczości. Wcześniej nic innego nie czytałem, więc całkowicie ominęły mnie jego dzieła, zarówno w wolnym czasie, jak i w szkole (polonistka stwierdziła, że "Cyberiada" Lema jest nudna, z tego powodu oglądaliśmy Gwiezdne Wojny: Mroczne Widmo...).
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałem ten zbiorek. Nie pomnę już jak się nazywało to opowiadanie, ale najbardziej utkwiło mi w pamięci takie, w którym dwoje młodych ludzi siedzi na ławce w parku, a oboje wyglądają tak pięknie, że przechodzący obok ludzie są nimi zachwyceni. Gdy jednak słyszymy, o czym rozmawiają, okazuje się, że zewnętrzne piękno jest strasznie złudne... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrzeczytane wiele lat temu, ale wciąż je pamiętam. Hłasko pobudza wyobraźnię i dobrze się go czyta.
OdpowiedzUsuń@MajinFox - czytałam Twoją recenzję (bardzo trafna!). Sporo zależy od polonisty, to prawda. Uważam, że akurat kogo jak kogo, ale Hłaskę powinno się czytać. Mam nieodparte wrażenie, że spodoba się szczególnie chłopakom. Na pewno sięgnę i po inne utwory Marka Hłaski.
OdpowiedzUsuń@Piotr Bolc - pokryta sporą warstwą kurzu twórczość Marka Hłaski, odgrzebywana pewnie tylko przez studentów polonistyki, zasługuje na powrót do łask. Ja na pewno będę szukać dalej - opowiadanie o którym piszesz musi być równie mocne i esencjonalne jak "Pierwszy krok w chmurach".
@Przemek Opłocki - dopiero stawiam pierwsze kroki z Hłaską - przeleżał swoje na półce, zginął niemal pod natłokiem kolorowych, krzyczących okładek. I obronił się swoją zażółconą, przestarzałą okładką.