sobota, 25 grudnia 2010

Belcanto - Ann Patchett





O syndromie sztokholmskim słyszeli chyba wszyscy. Pojawia się on u ofiar porwania, które zaczynają sympatyzować z osobami je przetrzymującymi. A czym jest syndrom limski? Ano właśnie sytuacją odwrotną - to przetrzymujący współczują swoim zakładnikom.
Między innymi o tym jest książka "Belcanto" Ann Patchett. Moje odczucia? Dziwnie mi strasznie po przeczytaniu tej książki. Bo nie wiem co napisać. I podobała mi się i nie podobała. Dziwna, nierealna. Nieprzystająca zupełnie do tego co dzieje się wokół nas. Rzekomo inspirowana wydarzeniami autentycznymi - zainteresowanych odsyłam tu. Autorka otrzymała za nią nagrodę Orange Prize w 2002 roku. Z nagrodami jak jest każdy wie. Zaskakujące jest to, że książka zaczęła mnie serio wciągać dopiero pod samiuśki koniec [sic!] - stąd moja zasada, że każdej książce daję szansę do końca.
Co na plus? Postaci - ciekawe portrety ciekawych ludzi. Każdy jest tam Kimś. I nie jest postacią papierową. Na plus leniwa atmosfera książki, która totalnie wytrąca nas z przeświadczenia, że czytamy książkę o porwaniu, zakładnikach, o brutalności. Jest leniwie, błogo.
Polecam? Nie polecam? Nie wiem. Naprawdę trudno jest mi się jednoznacznie odnieść do tej książki. Nie czuję, że zmarnowałam czas, ale nie czuję też, że wniosła ona coś fajnego w moje jestestwo. Stąd pewnie i taka ocena.

Kategoria: współczesna literatura piękna
Wydawnictwo REBIS 2008, s. 410
Biblionetka: 4,41/6
Moja ocena: 3+/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC