poniedziałek, 23 stycznia 2012

Przemiana - Jodi Picoult




Ta recenzja nie powstała na fali boomu na Jodi Picoult. W ciągu ostatnich dwóch tygodni miała miejsce premiera jej najnowszej książki, a "Przemiana" czekała na mnie od paru dobrych miesięcy (błogosławione niech będą zaprzyjaźnione bibliotekarki). Lata świetlne temu po raz pierwszy sięgnęłam po bardzo popularną na blogach recenzyjnych autorkę. Spodobało się. Było inaczej, nieschematycznie, skłaniało do myślenia. W trakcie i po przeczytaniu powieści. Z racji wdrażania w życie planu "przeczytam swój stolik nocny" przyszedł czas na kolejną Picoult.

Już w trakcie lektury drugiej jej powieści można pokusić się o sprecyzowanie schematu na bazie, którego Jodi Picoult tworzy swoje powieści. Trudny, kontrowersyjny temat, pozornie winny Ktoś (zabójca, gwałciciel etc.), opisany do bólu drobiazgowo proces sądowy, narracja pierwszoosobowa przedstawiania z perspektywy kilku postaci. Było tak w "Czarownicach z Salem Falls", jest i tak w "Przemianie". Jestem ciekawa, czy i w kolejnych powieściach ten schemat się powtarza? Swoją drogą czuję lekki niesmak w kwestii tłumaczenia tytułu - w oryginale brzmi on "Change of Heart", co w języku polskim nie zostało wystarczająco uwypuklone. No, ale - nie to jakby należy do meritum mojej opinii.

Cóż zaserwowała nam autorka tym razem? June - dwukrotnie owdowiała kobieta. Pierwszy mąż zginął w wypadku samochodowym, drugiego poznała wkrótce po śmierci pierwszego. Pewnego dnia pojawia się w drzwiach jej domu Shay Bourne, który oferuje swoje usługi ciesielskie. Kilka miesięcy później Shay dopuszcza się podwójnego morderstwa - strzela do męża June i jej córki Elizabeth. Shay zostaje decyzją ławy przysięgłych skazany na karę śmierci. Pośród ławników, którzy podjęli taką decyzję jest Michael, który w przyszłości zostanie katolickim księdzem. Po 11 latach sąd stanowy podejmuje decyzję o terminie wykonania egzekucji. Córka June, Claire cierpi na chorobę serca i bezzwłocznie potrzebuje przeszczepu. Dawcą dla niej chce zostać ... Shay. Problem stanowi sposób wykonania wyroku - iniekcja wyklucza oddanie organów do transplantacji. Na "pomoc" o walkę innej formy pozbawienia życia przybywa Magie Bloom - ambitna prawniczka. Sami przyznacie - nagromadzenie dramatyzmów spore. Dorzućmy do tego, że wokół 33-letniego Shay'a zaczynają dziać się niewytłumaczalne zjawiska - zamienia wodę w celi w wino, częstuje współwięźniów gumą balonową, której starcza dla wszystkich (vide: rozmnożenie pokarmów na pustyni), wskrzesza ptaka i człowieka, uzdrawia współwięźnia - Luciusa, chorego na AIDS. I nie można tego wytłumaczyć naukowo.

Ot, cała Picoult. Powieść czyta się absolutnie jednym tchem. Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się zarwać nockę, żeby doczytać. Troszkę rozczarowało mnie to, że rozwikłania pewnych kwestii domyśliłam się niemal na początku (to świadczy albo o oczytaniu, albo o patologicznych skłonnościach mojego mózgu). Schematyczność, którą zauważyłam już przy drugiej książce autorki również nie przeszkadza w odbiorze. Nazwanie jej książek czytadłami jest i prawdą i nadużyciem. Owszem - technicznie się je pochłania, jednak żadne czytadło nie zagości w naszej głowie na tak długo, jak książki Picoult. W "Przemianie" znów mamy kontrowersyjne tematy  - zasadność kary śmierci oraz dogmatów religii ustalonych przez hierarchów kościelnych wieki temu. Autorka zadaje pytanie - czy serce jako mięsień jest w stanie zmienić człowieka? Zakończenie książki pozostawia nas w przysłowiowej kropce. Nie zdradzę go oczywiście, ale Picoult doskonale wyważyła puentę - pomiędzy dowodami naukowymi a niewytłumaczalnymi cudami. Wątek przyjęcia serca od mordercy swojej rodziny to moim zdaniem doskonały temat na wszelkie kluby dyskusyjne. "Jeżeli nie przyjmę serca Bourne'a, Claire najprawdopodobniej umrze. Jeżeli je przyjmę, to niejako przyznam, że można zrekompensować śmierć męża i dziecka. A to niemożliwe - nigdy i na żadnych warunkach".

Z "Przemiany" można dowiedzieć się wiele o samej karze śmierci. Zainteresowanych odsyłam do poszukiwań materiałów - w sieci można znaleźć wiele ciekawych publikacji o samej historii pozbawiania życia. Sama miałam podczas studiów uczestniczyć w monografii dotyczącej tego tematu. Szokiem było dla mnie, że krajem w którym wykonuje się najwięcej kar śmierci są Stany Zjednoczone. Paradoksalnie strażnik moralności świata. Ale nie o tym. Obecnie w USA najczęściej dokonuje się wyroku kary śmierci poprzez iniekcję (mieszanka zatrzymująca pracę serca, płuc), krzesło elektryczne bądź powieszenie. Rzekomo najbardziej humanitarne metody (sic!).

Wciągnęłam się okropnie w tę historię i jeszcze w środku nocy przedyskutowałam z moją siostrą książkę. Rozpracowałyśmy ją na czynniki pierwsze, starając się przeanalizować i wyciągnąć jasny przekaz zakończenia. Niestety - nie można wysnuć ostatecznego wniosku. Zostajemy, jak pisałam wyżej, pomiędzy. I to jest w tej książce ciekawe - przy okazji powieści zadajemy sobie pytania o swoje "ja" i naszą ewentualną postawę w tej kwestii. Z drugiej strony,  naszła mnie pewna refleksja - czy nagromadzenie kontrowersyjnych tematów jak kara śmierci, przeszczep organów czy ewangelie gnostyczne nie jest formą przykrywki dla niedostatków literackich? Szczerze - moja ocena nie wynika z zachwytu nad książką. Obawiam się, że za kilka miesięcy nie będę pamiętać, co mnie tak mocno ujęło. Przyjęłam czyste kryterium rozrywkowe - to po prostu doskonała opcja na oderwanie się od świata rzeczywistego i zarwaniu dnia na czytaniu. Jednak obawiam się, że schematyczność jej książek kiedyś się po prostu  znudzi i "picoultomania" skończy niczym P. Coelho. Poprawcie mnie jeśli się mylę.

Kategoria: współczesna literatura piękna
Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2010, s. 544.
Biblionetka: 4,61/6
Lubimy czytać: 7,02/10
Moja ocena: 5-/6

15 komentarzy:

  1. Uwielbiam Picoult ale ta książka bardzo mnie rozczarowała. Jest w niej za dużo Kinga "Zielona mila". Nie wiem czy czytałaś i też zauważyłaś wiele podobieństw.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Zielona mila" przewinęła się gdzieś w treści - to prawda. Nie czytałam - w kwestii Kinga jestem totalną dziewicą, co zamierzam nadrobić w najbliższym czasie. W takim razie "Zielona mila" ląduje na półce "Przeczytać natychmiast", bo jestem bardzo ciekawa tych podobieństw.
    Ta moja ocena raczej z frajdy jaką miałam, że tak się zatraciłam, niż z jakości książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam "Zielonej mili" ale ta książka mi sie podobała, ale ja jestem zaprzysięgłą fanką Picoult, ona mi się nigdy nie nudzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Kasiek - no mi też się w sumie podobało. Oderwać się nie mogłam. Tylko tak mam pytanie z tyłu głowy - czy ten urok nie polega właśnie na trącaniu strun pt. "trudne tematy". Mamy okazje postawić się w określonej sytuacji, pobawić się w gdybanie. Sama już w sumie nie wiem..zapętliłam się. I podobało się i boję się, że chodzi tylko o kontrowersje. Rozdwojonam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tej książki nie czytałem, ale czytałem inne. Nie uważam że jest schematyczna :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Również uważam, że książki tej autorki są schematyczne, jednak nie zmienia to faktu,że dawno nie pojawiały się na rynku tak dobre czytadła.
    Nie chodzi mi tu o jakoś literacką, bo nie jest to zawrotny styl, którym można się delektować z każdym zdaniem, raczej o poruszanie kontrowersyjnych tematów:)
    To takie dobre obyczajówki, które pozwalają nam zastanowić się nad nawarstwiająca się społeczną konserwatywnością, oraz nadmiernym liberalizmem.
    Jak sama przyznajesz jest w tym wszystkim ogromna hipokryzja.
    USA, chce nauczać narody jak żyć liberalnie a zarazem morduję przestępców z zimną krwią.
    :)
    Ciekawa recenzja i na pewno będę zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Przemianę" własnie niedawno kupiłam i teraz czekam na dostawę książki. Uwielbiam Picoult. Kolekcjonuję jej książki i namiętnie czytam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zachęciłaś mnie i na pewno przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  9. @pisanyinaczej - schemat w rozumieniu, że JP bombarduje mocnymi tematami i już po dwóch powieściach widzę wiele elementów wspólnych. To według mnie jest opieranie się na schemacie :)
    @biedronka - Zgadzam się w pełni. A USA to dla mnie długi temat. I też nie dziwi mnie w tym kontekście to emocjonowanie się procesami sądowymi u Picoult. Nie jesteśmy tak "procesowi" jak Amerykanie i może nie do końca to pojmujemy. Idealnie to określiłaś - obyczajówka. Do arcydzieła jednak daleko.
    @Z głową w książce, Karolka - jestem ciekawa Waszych opinii.

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam Jodi Picoult,jej styl pisania. Tak więc koniecznie muszę przeczytać!;)

    OdpowiedzUsuń
  11. @Miravelle - skoro jesteś jej oddaną wielbicielką, na pewno się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Lubię Picoult, jest schematyczna nie powiem, ale nie uważam, że ma kiepski warsztat i próbuje to maskować. Z porównywaniem jej do Coelho też się nie zgodzę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Lubię Picout, a ta powieść czeka u mnie na półce ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. dziś skończyłam tą książkę i na świeżo muszę powiedzieć, że nie była to najciekawsza książka Picoult, schamat o którym wspomniałaś się oczywiście powtarza, ale ... z jej wszystkich książek ta chyba najbardziej mnie poruszyła. Dobrze, proces mordercy był już w "19 minut", w "Świadectwie prawdy", w "W naszym domu", wątek religijny był w "Jesieni cudów", ale nigdzie nie było tak niezwykłej i nieszablonowej postaci jak Shay Bourne, pomysł na tą postać po prostu całkowicie zawładnął moją wyobraźnią. I za stworzenie tak niebanalnej postaci (i za całą koncepcję) należą się Picoult słowa uznania :)

    OdpowiedzUsuń
  15. @Anonimowy - procesy są chyba wszędzie u Picoult - czyż nie? Jednak Picoult wciąga piekielnie - nie umiem czytać jej książek inaczej niż na raz. Wchodzę w ten świat i nie jestem w stanie się oderwać. Owszem, jest powtarzalna, czasami mocno naciąga fakty na swoje potrzeby, ale ... czyta się ją wyśmienicie!

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC