Moje pierwsze spotkanie z Jodie Picoult... naczytałam się o niej, naoglądałam okładek. Nie wiem czemu, ale byłam przekonana, że jest ona autorką ckliwych romansideł. I tak się jakoś odżegnywałam od niej. Jak zwykle, okazało się, że niesłusznie.
Historia krąży wokół osoby Jacka St. Bride'a, który był nauczycielem historii w jednym z amerykańskich liceów (nigdy nie potrafiłam odpowiednio nazwać amerykańskiego odpowiednika naszego liceum). Zostaje oskarżony o gwałt na uczennicy. Poznajemy go w momencie, kiedy kończy odbywanie wyroku. Powieść pełna jest retrospekcji i dlatego dość głęboko wchodzimy w psychikę Jacka.
Jakie wrażenie? Temat, który został poruszony - niełatwy. Gwałt łatwo komuś zarzucić, a jeszcze trudniej udowodnić. Niemal doskonały system prawny w USA w niczym, w tym przypadku, nie przewyższa naszego. Seria pomówień może doprowadzić do tragedii, jakiej jest skazanie niewinnego człowieka na więzienie. Wiem, wiem więzienia pełne są niewinnych ludzi. No ale do rzeczy, do rzeczy. Polecam, no kurcze polecam. Lubię jak autor nas poraża na ostatniej stronie, w ostatnim zdaniu (NIE CZYTAĆ przed skończeniem książki). No lubię jak autor zmusza mnie do odkładania książki i myślenia ... Może nie jest to literatura super wysokich lotów, ale mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła. I na pewno na "Czarownicach ..." nie poprzestane na kontaktach z panią Picoult.
Kategoria: współczesna literatura piękna
Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2008, s. 488
Biblionetka: 4,60/6
Lubimy czytać: 3,82/5
Moja ocena: 5+/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz