poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Zabawa w miłość - Margaux Fragoso




Kolejny raz mam ogromny problem z wystawieniem oceny. Bo jak można wystawić ocenę auotbiografii, która boli każdym słowem.
Margaux poznajemy kiedy ma 7 lat. Poznaje Petera - starszego od niej miłego, uczynnego, zainteresowanego, bardzo lubiącego dzieci mężczyznę. A on wciąga ją w zabawę. W zabawę w miłość. Historia Margaux opowiedziana jest słowami dziecka - dziwi się, buntuje, woli bawić w uciekającego królika niż ....
Czy ma się ochotę rzucać tą książką o ścianę w trakcie czytania? Tak. Czy odczuwałam swoiste i przeabsurdalne współczucie wobec Petera - pedofila? Tak ... Złapałam się na tym i przypomniałam sobie "Porozmawiaj z nią" Almodovara - gdzie reżyser zderza nas z tym samym. Autorka opisuje Petera jako doskonałego towarzysza zabaw, zainteresowanego, podbudowującego jej poczucie wartości zniszczone przez destrukcyjnego i zfrustrowanego ojca. ALE. Jest ogromne "ALE" - "miłość" Petera jest na tyle zaborcza i jak niejednokrotnie padało "niezrozumiała dla świata", że odsuwa on dziewczynę od przyjaciół, rówieśników, w dużym stopniu dziewczyna odcina się również od swojej rodziny.
Czytanie tej historii to walka. Powiem szczerze - szlag mnie trafiał, kiedy przebijałam się przez pozornie chłodne i odarte z emocji zdania, które wyrzucała z siebie Margaux. Opisy "przysług" - szczegółowe do bólu, brutalne w swojej prostocie... I ciągle te - tanie wydawałoby się - stereotypy - piwnica, obietnica zabawki. Stereotypy, które okazują się prawdą. Największe wrażenie zrobił na mnie opis "pierwszego razu", który autorka "przeżyła" w wieku 16 lat - warkoczyki, bielizna z nadrukiem dziecięcym - wszystko, aby Peter po prostu mógł ... Przerażające.
A co jest najbardziej przerażające w tej historii? Że jest prawdziwa. Że to nie fikcja literacka, ale Margaux Fragoso - drobna kobieta w białej sukience o dziecięcej twarzy, spoglądająca na nas ze skrzydełek okładki - to właśnie "bohaterka" historii. Co boli? Cały dramat rozgrywał się przez ponad 14 lat w tym samym mieszkaniu - Peter mieszkał z kobietą, która miała dwoje synów, przez dom przewijali się różnie ludzie, w początkowej fazie znajomości dziewczynka pojawiała się tam z matką. I nikt nie zaprotestował. Kiedy pojawiła się osoba z opieki społecznej (po wielu latach), sama Margaux kłamała, aby wybielić Petera. Wielu podejrzewało, że nie jest to zwykła przyjaźń, lecz nikt nie potrafił przerwać tej chorej znajomości.
Mam w sobie teraz tyle emocji... trudno to wszystko ująć składnie i przekazać. Pozytywne jest to, że autorka wyrwała się z tego patologicznego kręgu. Jednak szkody jakie wyczynił "związek" z Peterem są nieodwracalne. Groteskowo brzmi pewien fragment w którym Peter postanawia, że dokończy domek dla lalek dla 16-letniej Margaux i pozwoli jej stać się dzieckiem na nowo, gdyż czuł wyrzuty sumienia, po tym jak ukradł jej dzieciństwo.
Książka trudna, bolesna. Nie dla każdego. Momentami bardzo pogwałca brutalnie granice tego, co zwykliśmy nazywać "dobrym smakiem". Już sama okładka ostrzega - spuszczony wzrok dziewczynki i podtytuł "Prawdziwa historia uwiedzionego dziecka". Prawdziwa.


Kategoria: literatura współczesna, autobiografia
Prószyński i S-ka 2011, s. 312
Moja ocena: 5/6

Książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC