Powoli i sukcesywnie nadrabiam zaległości z recenzowaniem książek, które przeczytałam w ubiegłym roku. Niektóre lektury zacierają się w pamięci i pewnie nigdy nie zostaną opisane. Są jednak takie powieści, które zaczepiają się w głowie mocniej i nie sposób ich z niej wyrzucić. Taka właśnie jest historia opowiedziana przez Marka Helprina - "Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety".
Jest w tej powieści coś amerykańskiego - zarówno z tej Północnej, jak i Południowej. Są zdania, wątki fabularne przywołujące takie nazwiska jak Mario Vargas Llosa, Francis S. Fitzgerald, Joseph Heller, John Irving. Dla czytelnika poruszającego się w tym kręgu (czyli mnie!) to połączenie idealne. Trudno wyjaśnić mi krótko na czym polega ten fenomen, gdyż jest to małe nieokreślone "coś", co sprawia, że czujesz się jakbyś czytał starą i dobrze znaną historię. A mimo wszystko jest ona zupełnie odmienna od tego, co znałeś do tej pory.
Nie będę pisać o kawie i nie dlatego, że zdaniem głównego bohatera jest zła. Przeczytajcie i dowiedzcie się dlaczego. Wspomnę mimochodem o najbardziej zuchwałym napadzie na bank w historii literatury. O bohaterze, którego trudno polubić, jak i znienawidzić. O jego trudno wytłumaczalnych wyborach życiowych.
Powieść Helprina jest sarkastyczna, barwna i przewrotna. Oscar Progresso zdaje się żyć z całych sił, jak i pomimo wszystkiemu. Przedstawianie jego losów achronologicznie początkowo wydaje się być chaotyczne, jednak finalnie jest to całkiem zgrabna i inteligentna układanka. Klimat powieści zawdzięczamy również doskonałemu tłumaczeniu na język polski autorstwa Macieja Płazy. Żywy język, świetne dialogi, charakter postaci ukazany w ich słowach - to istny majstersztyk!
Wskrzeszam klub dyskusyjny w Poznaniu, dlatego takie powieści cieszą mnie podwójnie. Tutaj jest o czym rozmawiać, jest się nawet o co pokłócić. Polecam bardzo!
Kategoria: literatura współczesna
Wydawnictwo Otwarte 2014, s. 560
Moja ocena: 5/6
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwartego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz