Szczepan Twardoch nie miał z górki w przypadku "Dracha". Doskonała "Morfina" poprzeczkę ustawiła niezwykle wysoko. Zanim znalazłam książkę pod świątecznym drzewkiem, wiedziałam, że chciałabym bardzo przeczytać coś podobnego, ale jednak innego. Zapowiedzi były smakowite, ale bałam się tematu śląskości, że będzie mi zbyt odległy i niezrozumiały.
Szczęśliwie obawy okazały się niesłuszne, gdyż "Drach" to doskonała powieść. Jest męska, mocna, brutalna i bezkompromisowa. Zachwyca świetną narracją - wielowymiarową i achronologiczną. Zgadzam się z większością recenzentów, że początkowo sprawia ona kłopot czytającemu, dość szybko jednak pojmuje się klucz prowadzenia fabuły i lektura sprawia ogromną przyjemność. Podobnie jak w "Morfinie", historie poznajemy z ust wyższej instancji, tytułowego "Dracha", który jest wszystkim i jest wszędzie.
Saga rodzin Magnor, Czoik i Gemander została przedstawiona na tle Śląska w trakcie całego dwudziestego wieku. Pozwala to pojąć punkt widzenia śląskości dla tych, którzy jak ja, wiedzą o tym raczej mało. Świetne skonstruowane postacie, ich autentyczność przekonują do siebie, ujmują, wciągają w swój świat, z którego trudno uwolnić się pod zakończeniu lektury. Autor w wywiadzie dla "Polityki" twierdzi, że to tajna historia mówiona, którą mogłaby opowiedzieć niemal każda śląska rodzina. Opowieści, przekazywane ustnie, miały zastępować Ślązakom poczucie uczestnictwa w oficjalnej narracji historycznej. Autor kreśli losy bohaterów z maestrią, swadą, pełną świadomością siły słów. Ich perypetie, na tle burzliwych i nieoczywistych losów ziemi śląskiej, wydają się być zdeterminowane przez historię.
Powieść stanowi nie lada wyzwanie, nie tylko ze względu na nieszablonową narrację. Moim zdaniem Autor postawił na snobizm i edukację swoich czytelników, gdyż bohaterowie mówią na przemian dialektem śląskim, w języku niemieckim i polskim. Stanowiłoby to o autentyczności książki i bardziej umacniało ich w świecie przedstawionym, gdyby nie brak przypisów dla wypowiedzi. Ponadto, w moim odczuciu fragmenty odnoszące się do współczesnego bohatera - Nikodema Gemandera - są nieco wydumane i irytujące, co w porównaniu do losów przodków architekta - niewzbudzających obaw co do ich prawdziwości - jest zgrzytem. Momentami powieść jest nieco przegadana i wyegzaltowana - w moim odczuciu za dużo jest opisów parametrów aut i broni, którą posługują się bohaterowie. Świadczy to zapewne o erudycji autora, jednak bywa męczące dla czytelnika.
Jednak całościowo powieść zachwyca. Nie czytałam "Wiecznego Grunwaldu" do którego odnoszą się inni recenzenci, także trudno mi ocenić w którą stronę zmierza pisarstwo Twardocha. Ja kupuję jego prozę, w moim odczuciu jest świetna, świeża, otwiera horyzonty, zmusza do wysiłku czytelniczego. Czytać Twardocha, koniecznie!
Kategoria: współczesna literatura polska
Wydawnictwo Literackie 2014, s. 400.
Moja ocena: 6/6
Przeczytałam już kilka (o ile nie kilkanaście) recenzji "Dracha" i właściwie dopiero Ty szczerze zachęciłaś mnie do tej książki.
OdpowiedzUsuńA powieść mam na półce już od czasu, gdy znalazłam ją pod choinką. W dodatku cały czas zastanawiam, czy nie lepiej zacząć od "Morfiny" (która zresztą też na półce stoi) :)
Bardzo miło czytać takie słowa. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńZaczęłabym od "Morfiny". Mimo wszystko. Wydaje mi się minimalnie lepsza z perspektywy czasu. Zazdroszczę Ci, że lektura cały czas przed Tobą!