Kooperacja i współpraca. Szczególnie przydatna, kiedy przychodzi twórcza niemoc. Na szczęście mam na podorędziu Wujka Wojtka z Na chj mi architekt, który w swojej nieskończonej dobroci i litości postanowił nakarmić fanów Bazgradła (i swoich) nową recenzją. Książka razem czytana, intensywnie obgadana, a poniżej kilka słów o owej. Wujkowi serdeczne dzięki :)
„– I pan pisze artykuł?
– No piszę. Książkę nawet.”
To cytat z najnowszej publikacji Filipa Springera, będący
fragmentem zapisu rozmowy telefonicznej autora z właścicielką jednego z
nielegalnie rozwieszonych banerów. Fragment przy którym zaśmiałem się pod
nosem, ponieważ moim zdaniem, ambitne założenie napisania książki tym razem się
nie powiodło. Czym zatem jest „Wanna z kolumnadą”? To zbiór dziewięciu, niezbyt
obszernych felietonów, które łączy temat brzydoty polskiego krajobrazu. Zadałem
sobie nawet trud policzenia liczby stron z tekstem – jest ich 117, na 248, nie
licząc krótkiego posłowia Andrzeja Stasiuka i spisu treści. Daje to średnią 13
stron na artykuł. Reszta jest zapełniona dość przypadkowymi zdjęciami. Jestem
architektem i nie potrafię nie nawiązać do słynnej myśli Miesa van der Rohe
„Less is more”. Zmniejszenie ilości zdjęć, poprzez bardziej staranną ich
selekcję z pewnością zwiększyłoby ich siłę oddziaływania. Tymczasem, podano nam
zdjęciowy miszmasz obrazów o podobnej treści. Na niektórych z nich nie warto
zatrzymać wzroku choćby na sekundę.
„Oprócz przyjemnego dla ucha plusku
fontanna oferuje też prawdziwy szoł. (...) Dłonie same układają się do
oklasków. Żadna z łódzkich rzek tak nie potrafi.”
Czy zatem książka ta jest słaba? Jest przede wszystkim bardzo
nierówna. Większość felietonów jest dobrze napisanych, ale są też znacznie
gorsze fragmenty. Bardzo doceniam zdolność Filipa Springera do docierania do
właściwych osób i zadawania im odpowiednich pytań. To właśnie wywiady i relacje
z rozmów są esencją „Wanny z kolumnadą”. Umiejętności dziennikarskie autora
oceniam więc wysoko, tak samo jak jego wrażliwość na estetykę otoczenia i umiejętne
dobranie tematów każdej z kolejnych części.
Tam jednak, gdzie zaczynają przeważać jego własne refleksje,
zaczynają się przysłowiowe schody. Springer daje się ponieść emocjom i nieraz
sięga po wręcz absurdalne argumenty, by dowieść swych racji.
„Psychologiczne
znaczenie kolorów wyjaśnia profesor Stanisław Popek w książce Barwy i psychika.
Percepcja,
ekspresja, projekcja. Gdyby na jej podstawie
przeprowadzić psychoanalizę polskich bloków,
wyszłoby z niej, że spora część Polaków to schizofrenicy, którzy żyją w
przestrzeni zaprojektowanej przez schizofreników.”
Drażniła mnie
też tendencja do skakania z tematu na temat, z miasta do miasta. Ciąg szybkich
skojarzeń i myśli sprawia wrażenie, jakby materiał powstał na kolanie, a przed
wydaniem zabrakło czasu na
przeredagowanie i uporządkowanie treści.
„Łapali
żywe ryby i transportowali na brzeg. Tam je zabijali. Wielkie
jesiotry konały na bruku.”
Prawdziwą
jednak katastrofą jest rozdział poświęcony ważnemu tematowi odwrócenia się
polskich miast od rzek i skanalizowania strumieni. Ta część zaczyna się od
niemal lirycznego opisu czterech pór roku, wiele lat temu nad warszawskim
brzegiem Wisły. Styl pełen egzaltacji, jak dla mnie wręcz grafomański, sprawia,
że przez ten fragment trudno było przebrnąć.
„A
potem nabrzmiewało lato.”
Czy wartą
sięgnąć po „Wannę z kolumnadą”? Mnie książka wciągnęła, ponieważ porusza
tematy, które są mi bardzo bliskie i bolą mnie równie mocno jak autora. W
większości kwestii zgadzam się z nim w stu procentach. Jednocześnie są to zagadnienia
zbyt rzadko poruszane w poważnej debacie społecznej czy politycznej i często
niesłusznie marginalizowane. Springer
ukazuje ciekawe punkty widzenia oraz socjologiczny i prawny kontekst polskiej
brzydoty. Mam jednak niesmak związany z brakiem pisarskiej
staranności. Słowa i zdjęcia Springera
bardziej pasują do opiniotwórczego ilustrowanego miesięcznika niż na półki
księgarni. Ich siła rażenia byłaby wtedy większa, pomimo bardzo zauważalnych
działań promocyjnych wokół „Wanny z kolumnadą”.
„Ostateczny koniec lata zwiastowały
klucze gęsi ciągnące wzdłuż rzeki na południowy zachód. (…) Gdy ktoś podszedł
do nich zbyt blisko, podrywały się z przeraźliwym wrzaskiem i chmurą zasłaniały
słońce.”
Kategoria: reportaż/ zbiór felietonów
Wydawnictwo Czarne 2013, s. 248.
Ocena: 4/6
Książkę przeczytaliśmy dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne.
Zgadzam się ;d
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać tę książkę, bo zgadzam się z postrzeganiem polskiej przestrzeni przez autora. Czy zgodzę się z tym, że jest ona niedopracowana - zobaczymy.
OdpowiedzUsuńTo w końcu reportaże, czy felietony???
OdpowiedzUsuń