Kolejne spotkanie z literaturą węgierską. Kolejny raz czuję, że coś mnie omijało... "Żar" jest książeczką - cieniutką, nieopasłą. I to nie jest zarzut. Lubię księgi opasłe - to daje złudzenie, że to, co przeczytasz wiele Ci da. Wiele treści ukaże Ci się po lekturze tłustego tomiska. Dlatego zawsze z dużą dozą wątpliwości traktowałam książeczki. I z takim nastawieniem zaczęłam czytać "Żar". Z Sándorem Márai spotykałam się już na półkach w księgarni - przyuważyłam kiedyś "Pierwszą miłość". To dopiero mini-książeczka - format notatnika, i też stron mało. Kiedy upolowałam "Żar" w bibliotece, pomyślałam, że zmierzę się z moimi stereotypami. I co? Oczywiście - zostałam pozytywnie rozczarowana.
"Żar" czyta się leniwie, powoli. Dokładnie tak, jak przebiega monolog głównego bohatera - Henryka. Opowiada on historię - o sobie, swoim przyjacielu - Konradzie i swojej żonie - Krystynie. Historię trójkąta. Tego w znaczeniu dosłownym i w znaczeniu metafizycznym. Historia trudna. Pełna goryczy, żalu, ale im dalej w treść - tym więcej nie tyle zrozumienia i akceptacji, co rezygnacji. Padają tutaj piękne słowa o miłości i przyjaźni. Ich piękno nie polega na tym, że są ubarwione, czy podrasowane. Nie są specjalnie odkrywcze. Ich piękno polega właśnie na surowości. Cała historia jest bardzo surowa. Język oszczędny. Ale wszystko się tli i tytułowo żarzy. Jestem pod wrażeniem tych słów, tej historii. Myślę, że należy głębiej wejść w węgierską literaturę - piękne historie w sobie kryje.
Kategoria: współczesna literatura piękna
Wydawnictwo Czytelnik 2008, s. 168
Biblionetka: 4,90/6
Lubimy czytać: 4,12/5
Moja ocena: 5/6
Od "Żaru" rozpoczęła się moja przygoda z Marai:) Polecam "Dziedzictwo Estery":)
OdpowiedzUsuńsięgnę koniecznie... baaardzo spodobała mi się jego proza
OdpowiedzUsuń