środa, 15 sierpnia 2012

Fanaberie - Jolanta Wrońska




Lubię tak zwaną literaturę kobiecą. Naprawdę. Co rozumiem przez takie określenie gatunku - ano literaturę o kobietach i dla kobiet. Lekką, wesołą, motywującą. Bardzo lubię. Czytadła - pewnie tak. Niewymagające - może też. Ale nic tak nie odpręża, jak dobre babskie pisarstwo. Bez konotacji negatywnych. Uwielbiam babskie pogaduchy, chaos i hałas temu towarzyszący, tą całą damską komitywę i solidarność jajników. Dlatego takie książki cieszą mnie niezmiernie.

"Fanaberie" kuszą okładką. Jest przecudnie smakowita. Zachęca i wabi tytułem. Obiecuje pyszną historię, która pozwoli oderwać się od dnia codziennego. Prawda? Ano czcigodni - prawda. Historia skrojona na miarę dobrego, dynamicznego filmu. Klara Werner - rozwódka z trójką dzieci i głową na karku, staje przed niemałym problemem. Rekin finansowy zamierza zemścić się za odrzucenie jego zalotów i postanawia wysadzić Klarę z jej własnoręcznie utworzonej firmy. Biznes jest niebagatelny, gdyż mówimy o sieci cukierni z babeczkami i pralinkami o wyszukanych smakach. Arnold Lejman zamierza przejąć interes i zemścić się na Klarze za odrzucone zaloty, jak również zadawnione urazy natury biznesowej. Do akcji wkraczają rezolutne dzieci oraz tajemniczy i przystojny przedstawiciel NIK-u. Tego NIK-u.

W przypadku "Fanaberii" autorka skorzystała ze sprawdzonego scenariusza. Po pierwsze dużo się dzieje, co naturalnie pchało mnie do dalszego poznawania losów bohaterów. Oni z kolei to mocny punkt historii - są wyraziści, bystrzy, bez skazy - każdy chciałby mieć takie dzieciaki jakimi są Zuza, Matylda i Jonatan, taką matkę jak Klara, przyjaciółkę jak Agata, faceta jak Jakub. No i rzecz jasna wroga jak Arnold (czyt. niby groźny, ale rozłożyć go można dwoma sprawnymi ruchami. Skutecznie!). Sytuacja kryzysowa zostaje zażegnana wspólnymi siłami, wszyscy znajdują miłość, szczęście, powodzenie finansowe. I autentycznie - żyją długo i szczęśliwie. 

Troszkę ironizuję, ale nie bierzcie mi tego za złe. Ja naprawdę lubię takie gładkie historie. Rzecz jasna w ramach rozsądku - nic tak nie drażni, jak autorka, która ma czytelniczkę za naiwną trzpiotkę, która bez problemu przełknie największe bzdury. Nie znoszę też, kiedy do fabuły zostają wplecione historie rodem z "Mody na sukces" (czyt. żona porwana przez UFO, pasierb zaatakowany przez zombie, czy siostra bliźniaczka wracająca z zaświatów). Tego w "Fanaberiach" na całe szczęście nie znajdziecie. Owszem jest raczej prosto i niczym po maśle, ale nie miałam takich momentów, kiedy zżymałabym się nad brakiem wyobraźni autorki. Bardziej irytowały mnie fragmenty dotyczące rozgrywek giełdowo-biznesowych, z których nie zrozumiałam niczego. Nie było ich aż tak wiele, jednak nieco przynudzały i odniosłam wrażenie, że autorka raczej przekazała nabytą wiedzę, niż ją tak naprawdę czuła. Jestem jednak osobą totalnie zieloną w tej tematyce, więc osoby, które fascynują się akcjami, dywidendami i innymi WIGami będą ukontentowane. Totalną nowością jest również product placement w literaturze (przynajmniej to moja taka pierwsze lektura). W przypadku "Fanaberii" mowa o grze planszowej "Stock Game", przygotowanej przez dzieci Klary, a gra taka istnieje naprawdę (niestety brak źródeł internetowych, Wujek Google nie pomaga).

Bardzo ciekawym elementem były retrospekcje dotyczące dzieciństwa Klary. Uwielbiam historie osadzone lata temu, przeplatana wspomnieniami, czasem niemal onirycznymi. Mocno cenię sobie rady starszych i mądrości ludowe. Śląsk Klary, jej dziadkowie, cała otoczka włącznie z gwarą - bardzo mocna strona powieści. Szkoda, że autorka nie pociągnęła tego wątku, ale może będzie to pomysł na kolejną książkę - szczerze tej idei kibicuję, gdyż "śląskie fragmenty" uważam za zdecydowanie najlepsze.

Mocnym punktem są też bohaterowie - pisałam wyżej, że niemal idealni. Nie był to zarzut - postaci, przynajmniej te pozytywne, zostały wykreowane na dusze towarzystwa, "dziewczyny z sąsiedztwa". Przyjemnie się czyta o takich osobach i podświadomie kibicowałam, aby ich losy ułożyły się jak najpomyślniej. Wszyscy są młodzi, piękni, inteligentni, odważni, stanowczy, przyjacielscy, rodzinni. W rozsądnej dawce, ale jednak nieco cukierkowo. 

Szukacie lekkiej lektury na wczesne jesienne popołudnio-wieczory? We wrześniu marsz do księgarni po "Fanaberie" J. Wrońskiej. Przyjemnie, ciekawe z interesującymi bohaterami. Czego chcieć więcej od literatury kobiecej?

Kategoria: współczesna literatura polska
Wydawnictwo Świat Książki 2012, s. 304.
Biblionetka: 4,5/6
Moja ocena: 4+/6

Książkę przeczytałam przedpremierowo dzięki uprzejmości Wydawnictwa Świat Książki.

8 komentarzy:

  1. Czytałam już jedną recenzję tej książki, powyższa utwierdziła mnie tylko w postanowieniu nie czytania tej powieści. Dla mnie odrobinę zbyt prosta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Do tej pory w tej książce przyciągała mnie tylko sieć cukierni ;) Ale może rzeczywiście sięgnę, bo od dawna mam ochotę na jakieś dobre czytadło - tylko jakoś moje wybory takie pożal się Boże, że próbować już mi trochę szkoda i strach...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tez bardzo lubie fajne, kobiece czytadla - jak bede miala na takie ochote, to moze siegne po "Fanaberie" :-)).

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę mi ulżyło, że książka jest mniej słodka niż okładka :) Czyta się świetnie! Też uważam, że jednym z najmocniejszych punktów są bohaterowie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajna książka :) Polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super czytadło :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Po przeczytaniu trochę odbija mi się słowem "zagaił" po za tym błędy językowe.

    OdpowiedzUsuń
  8. oj na chorobę akurat...fajna jako oderwanie od rzeczywistości, którą są termometr, syrop, gorączka i tabletki:)
    Bardzo polecam:)

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC