środa, 6 lipca 2011

Toskańska trattoria - Jenny Nelson




Książek o smakowitych tytułach z czymś włosko-francuskim w fabule i piękną, zachęcająca okładką namnożyło się sporo. Przyznaję się bez bicia, że i mnie przyciągają one totalnie. Zawsze daję się złapać. Dlaczego? Odpowiedź poniżej.

Przychodzą takie dni w życiu każdej kobiety, kiedy ma ochotę wyć ile sił w płucach, gromić wzrokiem, rzucać przedmiotami o ostrych kątach, gdyż najzwyczajniej i najbanalniej nic się nie układa. Słownie: NIC. I jak to bywa w naturze - nieszczęścia chadzają stadami. Czego wtedy potrzeba? Primo - dobrego jedzenia, secondo - filmu/książki, który w kolorowy i nieznośnie radosny sposób sprawi, że uśmiechniesz się pod nosem i pomyślisz : "Fajne to było". "Toskańska trattoria" taka właśnie jest. Łyżki w dłoń, w lody czekoladowe zanurzyć i otworzyć książkę. Relaks ustawić na 100. Nie będzie bolało...

Fabuła - oczywiście, że przewidywalna i według sprawdzonego przepisu. Kobieta - walą się na nią wszystkie nieszczęścia (zostawia ją facet, który okazuje się być kokainistą, jej kariera przez  niesprawiedliwą i mściwą recenzję zostaje zrujnowana). Kobieta się załamuje, opycha niezdrowym żarełkiem i obraża na cały świat. Przychodzi impuls i ... postanawia coś zmienić. Wraca więc do swojej mistrzyni z czasów szkoły kulinarnej - Claudii - i wyjechać. Gdzie wyjechać? Do boskiej Toskanii. Otwierać knajpkę usadowioną we włoskim mikro-raju. Schemat? A jakże. Jednak dobry schemat nie jest zły. A dobrze napisana przewidywalna historia nie razi swoją oczywistością, a najzwyczajniej dostarcza czystej rozrywki. A o to przecież w czytaniu chodzi.

"Toskańska trattoria" jest jak komedia romantyczna. Narzekam jakie to są przewidywalne i cukierkowe, ale niesłabnącą przyjemność z oglądania ich czerpię. Bo fajne widoczki, miła muzyka, zgrabna historyjka z zabawnymi momentami - i 90 minut totalnego odprężenia. I na koniec morał pt. "Staraj się, wierz w swoje siły, a uda się wszystko", w który nadal (!) naiwnie wierzę. I o tym traktuje historia Georgii. Mimo przeciwności, walącego się na głowę świata - znalazła jasne strony i dopięła swego celu. Schematyczne do bólu, ale gdzieś pomiędzy słowami przewija się stara jak świat prawda - jeśli czegoś bardzo chcesz, to przy zaangażowaniu i pracy to dostaniesz. Inną prawdą wynikającą z "Toskańskiej tratorii", w którą również szczerze wierzę, jest to, że nic nie przytrafia się nam bez przyczyny, a to, że spotyka nas coś złego, zapowiada tylko lepsze momenty - i Georgia jest tego doskonałym przykładem.

Nie jest to historia w której można znaleźć coś odkrywczego - wszystko już było: świat restauracji, Toskania, włoskie jedzenie. Jednak to dobre sprawdzone składniki, dzięki którym nie można nabawić się niestrawności. Opisy włoskiego jedzonka, krajobrazów (Toskania i Sycylia), trafne (choć nieco stereotypowe, co nie oznacza że odbiegające od prawdy) podsumowanie charakteru Włochów - opowiedziane niezbyt wyszukanym, ale też nie prostackim językiem. Całkiem ciekawie prezentuje się też Nowy Jork w tej historii - opisy amerykańskiego jedzonka też powodują przyspieszoną pracę ślinianek - muffiny bananowo-czekoladowe, bajgle czy kawy na Starbuck'sową nutę - takie szczegóły dodają sznytu opowieści. 


Podsumowując - coś co już znamy, coś co już było i to w wielu wariantach, ale ... odpręża, pozwala oderwać się od tego co tu i teraz. I wierzyć, że jak się chce, to można wiele. Lektura niewymagająca, kobieca, lekka, łatwa, ale na pewno przyjemna. Taka na plażę i do pociągu. Taka na zły nastrój i czekoladowe lody jako zagryzkę.


Dla spragnionych włoskich dźwięków - z pozdrowieniami dla Moniki, która sprzedała mi ten dźwięk :)




Kategoria: współczesna literatura
Wydawnictwo Bukowy Las 2011, s. 352
Biblionetka: 4/6
Lubimy czytać: 4/5
Moja ocena: 4+/6


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Bukowy Las.

9 komentarzy:

  1. Super recenzja! Przeczytałam ok. 6.oo przy porannej kawie:) Przyszło mi na myśl nowe wyzwanie włosko- francuskie(czytelnicze...)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że nie czytałam jeszcze żadnej książki tego typu. Sama się dziwie, że tak długo się uchowałam, ale jakoś ta przewidywalność mnie odstrasza. Może kiedyś zmienię zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Komedia romantyczna? Tego mi właśnie potrzeba:))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. @Visell, kasandra - lekko miło i przyjemnie.
    @Visell - takie wyzwanie byłoby cudne - szczególnie, że okładki tych książek są przesmakowite po prostu.
    @Dosiak - jeśli ambitnie podejdziesz do tych książek - to się rozczarujesz. A jak nastawisz się na czysty relaks i rozrywkę - to dostaniesz właśnie to :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię takie lekkie lektury, a ta na pewno mi się spodoba, zresztą jak wszystkie inne w utrzymane w tym klimacie

    OdpowiedzUsuń
  6. oceniłam ja identycznie jak Ty.
    Recenzji specjalnie nie czytam, coby się nie sugerować. Wrócę tu jutro, chętnie porównam nasze opinie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Co prawda w literaturze poszukuję czegoś więcej, aniżeli przedniej zabawy, odpoczynku i relaksu, jednak trzeba przyznać, że taka lekka i przyjemna lektura czasami jest bardzo potrzebna. Ja w swoim czytelniczym dorobku mam jedną lekturę tego typu i muszę przyznać, że ubawiłam się przy niej przednio. Dlaczego? Bo te wszystkie dramaty, kłopoty opisane w tak szablonowy, oklepany sposób po prostu śmieszą, czym bez kłopotu poprawiają humor :)
    Swoją drogą gratuluję tak wciągającej recenzji!
    Pozdrawiam ciepło i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  8. Czasem przydaje się i taka lekka i przyjemna książka jak ta.Będę miała ją w pamięci na letnie wieczory :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Rzeczywiście jest cała gromada książek o podobnej tematyce, ja o nih tylko słyszałam czy recenzje czytałam, jak dotąd żadnej książki tego typu nie czytałam i przyznam, że po tej recenzji zacznę. Przeczytałam Twój post w słoneczny niedzielny poranek z pyszną kawą u boku i serkiem wiejskim i jakos tak zachciało mi się Toskanii, a opisy jedzenia uwielbiam w literaturze.

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC