sobota, 17 marca 2012

Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku - Robert Robb Maciąg




Zupełnym przypadkiem miesiąc temu natknęłam się na zapowiedź (bardzo wtedy lakoniczną) tejże książki. Już sam tytuł spowodował, że zamarłam w oczekiwaniu na więcej informacji. Potem zobaczyłam okładkę, która jest po prostu przepiękna! Kiedy dorwałam się do spisu treści, wiedziałam to na pewno. Ta książka musi być moja. Premierowo, bo od dzisiaj można ją kupić w niektórych księgarniach, napiszę o niej, najlepiej jak umiem. Bez emocji i wtrętów osobistych się nie obędzie, także ... rozsiądźcie się wygodnie i ... zaparzcie sobie herbatę.

Osoba Robba Maciąga, jako istotce zaangażowanej w świat i literaturę podróżniczą, o uszy i oczy rzecz jasna mi się obiła. Wyprawy rowerowe, Azja, w szczególności Indie oraz Azja Południowo-Wschodnia. Tyle wiedziałam. Wychodzi na to, że totalną ignorantką się nie okazałam. Z okładki doczytałam, że to nauczyciel, mieszkający w okolicach Jeleniej Góry. Laureat Travelera i tytułu Podróżnika, prowadzący również fundację "Szkoły na końcu świata". Małżonka - sztuk jeden, o jedynym słusznym imieniu - Ania. Powiem szczerze - po takim wprowadzeniu, spokojnie mogłabym zostać sztuką drugą. Wszak imię to samo. 

Do rzeczy - idea wyprawy Jedwabnym Szlakiem pojawiła się dawno, jednak realizacja nastąpiła w roku 2010. Ruszając z İskenderun, trójka śmiałków - Robert, jego żona Ania oraz ich angielski przyjaciel, Ben, postanowili odtworzyć starożytny szlak, który wił się przez całą Azję. Na rowerach. Osiem miesięcy w podróży, tysiące wypitych szklanek herbaty, mnóstwo zdjęć, uśmiechów i serdeczności. Dawniej Jedwabny Szlak łączył Chiny z Europą i Bliskim Wschodem, miał długość około 12 tys. km i był wykorzystywany aż do XVII wieku. 

Dlaczego książka wywołała we mnie spazmy zachwytu nietrudno odgadnąć. Na trasie ich wyprawy znajdowały się takie państwa jak (w kolejności) Syria, Turcja, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan oraz Chiny. Jednym słowem - moje dream-tour. Po oczytaniu się w Terzanim oraz Kapuścińskim, poczułam, że współczesna relacja może wiele wnieść w moje głębokie pragnienie zobaczenia tych miejsc. Nie ukrywam, że mam ogromny sentyment do herbaty - parzonej i pijanej na wschodnio-orientalny sposób, także tytuł był tylko argumentem ostatecznym.

No właśnie - skąd tytuł? Jak napisał R. Maciąg w ich podróży najwięcej było właśnie herbaty. Napoju, który jest bardziej gościnny niż alkohol. Przecież to przyjaciół i gości zapraszamy do siebie na "szklankę herbaty", jest bardziej przytulna, domowa, osobista. "Herbata jest zawsze gorąca, tak jak zaproszenie do domu" *.

Czytając książkę, cały czas miałam z tyłu głowy pewną obawę. Przyznam się, że podeszłam mocno emocjonalnie - chociażby do części tureckiej. Łapałam się na tym, że im dalej w lekturę,  tym mocniej porównywałam swoje wyobrażenia do tego, co napisał p. Maciąg, a to z kolei odnosiłam do relacji T. Terzaniego i R. Kapuścińskiego. I - co nie jest zaskoczeniem - z przyjemnością odkrywałam tureckie akcenty w nietureckich rozdziałach - tureckie nazwy, sturczone określenia, potrawy, zachowania. Reasumując - już na początku mojej przygody z "Tysiącem szklanek ..." pojawiły się Oczekiwania (celowo od wielkiej litery). Mocno spowalniałam czytanie, bo wiedziałam, że jak zamknę książkę, to powrócę z tych baśniowych dla mnie okolic, do jakże kochanego, ale mocno codziennego Poznania. Czy udało się moje Oczekiwania dopełnić? Tak. Po krótkim rachunku sumienia - zdecydowanie tak. 

Otwierając książkę Roberta Maciąga trzeba mieć świadomość, że nie jest to ani reportaż, ani książka stricte podróżnicza. Jest to relacja z wyprawy, prowadzona w konwencji gawędy, przyjacielskiego spotkania. Wydana nowatorsko, co dla czytelnika może być nieco kłopotliwe (o tym poniżej), jest bardziej relacja socjologiczną, niż klasycznie podróżniczą. Więcej tu ludzi, zwyczajów, serdeczności, niż suchych faktów geograficzno-historycznych, co rzecz jasna jest ogromną zaletą. 

Relacja została podzielona na rozdziały, które odpowiadają przebiegowi wyprawy przez kolejne kraje. Podróżujemy więc z Anią i Robertem, zaczynając od Syrii, dalej poprzez Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, na Chinach skończywszy. Podróżnicy udowadniają, że ten się boi "obcych", kto nie podróżuje, bo ich - jako cudzoziemców - spotkały tylko uprzejmość, serdeczność oraz gościnność. Opowieści, jak wspomniałam wcześniej, są pisane gawędziarskim językiem, nieraz trącącym nieco belferskim zacięciem, jednak - przyznam szczerze - nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze książki. Nie jest to przewodnik, ani relacja krajoznawcza - powtórzę raz kolejny - to raczej zbiór luźnych wspomnień i wrażeń. Ponadto to relacja socjologiczna - pełno tutaj portretów ludzi, u których podróżnicy nocowali, biesiadowali, bądź ... pili herbatę.

Mam oczywiście swoje ulubione fragmenty i tajemnicą dla nikogo nie będzie, że dotyczyć one będą Turcji. "Śniadanie jest doskonałym usprawiedliwieniem wszelkiego lenistwa w Turcji. Co do tego nie powinno być żadnej dyskusji, w końcu menu takiego śniadania samo wszystko tłumaczy" **. Po stokroć się zgadzam! Tradycyjne tureckie kahvaltı, czyli nic innego jak śniadanie, to świeże pomidory, ogórki, oliwki, biały kozi, mocno słony ser (beyaz peynir), jajko - ugotowane na twardo, bądź w formie jajecznicy, oczywiście chleb - najlepiej nieco przypieczony - pszenny, biały (ekmek), może jakiś dżem (najlepiej różany bądź figowy). A do tego wszystkiego jedyny, słuszny çay, czyli herbata. Najlepsza turecka herbata pochodzi znad Morza Czarnego z miejscowości Rize. W Turcji podawana jest w małych szklaneczkach w kształcie tulipana - bardaczkach (bardak  po turecku oznacza nic innego jak szklanka, a tulipan to symbol narodowy Turcji), zawsze z cukrem, zawsze w kostkach. Podobnie jak Robert Maciąg - herbaty przeważnie nie słodzę, jednak kiedy piję ją w Turcji, bądź na turecką nutę - obowiązkowe są przynajmniej dwie kostki. Inaczej ta mocno aromatyczna, czarna herbata nie smakuje. Gorąca herbata jest doskonałym antidotum na upały - polecam wypić szklaneczkę gorącej herbaty - to naprawdę działa ***. 


Türkçe çay podawana jest zawsze na koniec posiłku w tureckich restauracjach  - jako prezent od właściciela lokalu
Często w weekendy, rodziny - jak się okazało nie tylko tureckie -  wyjeżdżają pod miasto, aby biesiadować. W Turcji wybierają miejsca nad rzekami, pod drzewami - z bagażnika wyciągają grille (na przykład jednorazowego użytku - swoista aluminiowa tacka wypełniona węgielkami, którą po użyciu można od razu zutylizować), ogromne ilości jedzenia i biesiadują. Nieodzownym elementem jest również mój ukochany ayran - napój przygotowany na bazie jogurtu, wody i soli - doskonale gasi pragnienie (można już kupić w Polsce - m.in. produkuje go firma Candia, proponuję jednak podpytać w kebab-shopach prowadzonych przez Turków - zdarza się, że sprowadzają oryginalny turecki ayran).Podobnie rzecz miała się w Iranie: "Przynoszą ze sobą plastikowe pudełka pełne obiadowych smakołyków, czajniki, butle gazowe i zapraszają rodzinę lub znajomych" ****. 

Podróżnicy dotarli do dwóch miast, o których marzę, aby je odwiedzić - mowa o Bucharze i Samarkandzie na terenie dzisiejszego Uzbekistanu. Pod słowami R. Maciąga mogę się podpisać wszystkimi kończynami: "Samarkanda była jednym z tych miejsc, których nazwa budzi w sercu drżenie. Wyobraźnia podsyła dźwięki i zapachy. Stają nam przed oczami obrazy karawan, bazarów, wojowników i historii. Starej, bardzo starej historii. (...) Błękitne kopuły meczetów, pochrząkiwania wielbłądów, nawoływania dobiegające z głębi bazarów" ***** . 

Wspomniałam, że książka została wydana w dość nowatorski sposób. Nietypowy jest jej format - to ukierunkowany poziomo prostokąt. Jeśli chodzi o książko podróżniczo-reporterskie - nie spotkałam się z taką formą wydania i przyznam szczerze - byłam mocno zaskoczona. Kolejna "inność" to numeracja stron, która znajduje na wewnętrznym marginesie strony. Utrudnia to nieco orientację w książce, ale będę uczciwa - przy czytaniu absolutnie nie przeszkadza. Przyjemnie w klimat książki wprowadzają tytuły rozdziałów - czcionka jest mocno stylizowana na arabski alfabet. Dobrej jakości zdjęcia to rzecz oczywista w książkach tego gatunku, szkoda jednak, że zostały pozbawione podpisów - zdaję sobie sprawę, że stanowią tło dla historii, ale ... byłam ciekawa, dlaczego ta, a nie inna fotografia została wykorzystana.

Budujące i bardzo pozytywne jest przesłanie książki - autor wskazuje, że każdy z nas może być podróżnikiem - nieważne, czy wyjedziemy 50, 100 czy 1000 kilometrów od swojego miasta. Nieważne, czy poruszamy się pieszo, samochodem, rowerem, motorem czy samolotem, czy jedziemy na własną rękę czy z biurem podróży. "Ważne jest to, kogo spotkamy po drodze, oraz to, czy spotkanie warte będzie wspominania. Wszystko inne jest tylko narzędziem" ******.

Po takiej objętości recenzji domyślacie się zapewne, że książkę rzecz jasna polecam. Historia opowiedziana prostym, sugestywnym językiem, który od razu wrzuca nas w miejsca opisywane. Niesamowite lokalizacje, o których marzę od dawna. Siła do spełniania własnych postanowień - co cenię sobie niezmiernie. To wszystko złożyło się na to, że celowo przerywałam lekturę, aby jak najdłużej pozostać w tym zupełnie innym klimacie. Polecam bardzo gorąco, a za prywatę przepraszam.

* R. Maciąg "Tysiąc szklanek herbaty" s. 11.
** tamże, s. 80.
*** akapit inspirowany refleksją R. Maciąga o tureckich śniadaniach uzupełniony wiedzą i doświadczeniami własnymi
**** tamże, s. 110-111.
***** tamże, s. 168.
****** tamże, s. 320.

kategoria: literatura podróżnicza
Wydawnictwo Bezdroża 2012, s. 320.
Moja ocena: 5/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Bezdroża.


7 komentarzy:

  1. Herbatę uwielbiam, chociaż ani czarną, ani z cukrem :) Do Turcji chciałam kiedyś pojechać, na co moi rodzice stwierdzili, że chyba zwariowałam - przecież mnie tam zabiją (?!). A numeracji na wewnętrznej stronie kartek strasznie nie lubię.
    Ale książkę jak będę miała okazję chętnie przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  2. @Książkozaur - Ja pojechałam, pomieszkałam, popracowałam, wróciłam i miewam się nieźle. Ale rodzice myśleli podobnie. Najbardziej lubię zieloną herbatę, ale ta turecka tam na miejscu jest jedyną słuszną.
    Książkę polecam z czystym sumieniem!

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoja recenzja jest świetna. Bardzo oryginalna. I strasznie mnie zachęciłaś.
    P.S. Lubię prywatę w takich opiniach :D

    OdpowiedzUsuń
  4. @barwinka - dziękuję pięknie :) Nie sposób było napisać inaczej o miejscach, o których marzę od dawna :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem, czy słusznie, ale trochę odnoszę wrażenie, że autor widzi odwiedzane miejsca jako egzotykę i orient, ale czy wyzbywa się choć w małym stopniu europejskiej perspektywy? A o mocy herbaty (akurat w Indiach) pisałam u siebie http://czytatnik.wordpress.com/2012/01/16/magical-chai-masala/#comments

    OdpowiedzUsuń
  6. @Lilithin - autor nie pozuje na znawcę i bywalca - niejednokrotnie przyznaje się do gaf. Subiektywnie - myślę, że trudno jest wyzbyć jest europejskiego punktu widzenia, będąc gdzieś na chwilę. Trzeba osiąść, pomieszkać, poprzesiadywać z mieszkańcami, aby nieco wygłuszyć swoją europejskość. Czy egzotyka i orient są dobrymi określeniami - nie do końca się zgodzę, czuć pokorę w tym, co R. Maciąg opisuje. Tego typu książki skazane są subiektywizm i zakrzywienie punktu postrzegania.

    Twoja notka o herbatach niezwykle ciekawa! Herbata - jak wszędzie łączy ludzi. W Turcji częstowanie herbatą to również historie, rodzina, znajomi. Swoją drogą w Turcji przeszłam szkołę parzenia herbaty - kiedy zalałam Liptona w kubu wrzątkiem - zostałam spiorunowana wzrokiem oburzonej Turczynki, która wytłumaczyła mnie - nieobytej - jak porządnie zaparzyć çay. Ciekawe, że większość krajów na wschód od nas bardzo podobnie fonetycznie nazywa herbatę, prawda?
    Pozdrawiam ciepło Lilithin!

    OdpowiedzUsuń
  7. Od chwili, kiedy zobaczyłam ją w zapowiedziach ostrzę sobie ząbki, ponieważ bardzo podoba mi się styl pisania Robba Maciąga. Czekam na egzemplarz z wydawnictwa, jeśli nie dotrze z pewnością kupię. A Twoja recenzja świetna i baaaaardzo zachęcająca :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC