sobota, 10 listopada 2012

Angielska choroba - Magdalena Samozwaniec



Od dawna miałam chętkę na coś, co wyszło spod pióra Magdaleny Samozwaniec. Jako, że ostatnio sugeruję się dość mocno polecankami innych blogerów, tym razem poszłam za radą Skarletki i mój pierwszy kontakt z autorką został poczyniony. Wybór padł na "Angielską chorobę" - mówiąc krótko - książkę pod psem ;)

Zdecydowanie należę do psolubów - moja Kala w domu zajmuje bezsprzecznie pierwsze miejsce, traktowana jest jako pełnoprawny członek rodziny, co więcej - i na tym blogu niejednokrotnie mi pomagała (a to ogrzewając stopy podczas pisania notek, a to biorąc czynny udział w losowaniu). Dlatego też przygody jamnika-podróżnika z perspektywy samego psa musiały mi przypaść do gustu. I dokładnie tak było!

Przy okazji dzielenia się opinią o powieści T. Gulbranssena utyskiwałam nieco na moje odcięcie się od polszczyzny w wydaniu retro. Przeproszę się jednak ze swoimi poglądami, bo język polski w wydaniu Magdaleny Samozwaniec to maestria. Zupełnie poważnie - tak już się ani nie pisze, ani nie mówi, a ja uwielbiam soczyste, może nieco kurtuazyjne słowa. Sposób budowania zdań i samej narracji spowodował, że nieświadomie cofnęłam się kilkadziesiąt lat wstecz i poczułam się kompletnie osadzona w czasie, o którym pisałam autorka. Czas wrócić do "starych lektur" - zdecydowanie można wzbogacić swój język!

A sama historia? Zabawna i z morałem. Jamnik Florek opowiada jak to jego pani - Róża zabiera go w podróż do Anglii. Przemycony w torbie, podróżuje statkiem wzbudzając sympatię swoim nieco nieporadnym wyglądem. Sam siebie uważa za jamnika, ale prawda jest dość brutalna - jest wielorasowcem. Zabawne kwestie włożone w ... pyszczek psa są zapewne zrozumiałe w sporej mierze właścicielom psów, przyznam szczerze - dawno nic mnie tak nie rozbawiło, jak ta właśnie mała książeczka. Jednak to nie tylko historia o psie, który podróżował - to również opowieść o emigrantach londyńskich, ludzkiej naturze. Z morałem - nienachalnym, nieco żartobliwym, mądrym.

Bardzo, ale to bardzo polecam - szczególnie psiarzom, bo oni wychwycą więcej, jednak zapewniam, że książeczka spodoba się wszystkim. Aż żal bierze, że jest tak krótka. I sama do siebie apeluję - więcej starszych książek na półce - piękniejszy język,  zapach (kocham aromat starych, bibliotecznych egzemplarzy!) i ... posłowie. Dlaczego tak rzadko teraz pisze się posłowia czy wstępy?!?

Kategoria: literatura polska
Wydawnictwo Iskry 1983, s. 94.
Biblionetka: 3,98/6
Lubimy czytać: 5,77/10
Moja ocena: 5/6

6 komentarzy:

  1. trudno mi samej w to uwierzyć, ale w ogóle nie słyszałam o tej książeczce, a też jest psiarą i chętnie poczytam. Poszukam najpierw. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A taka malutka, ciekawa i zabawna. Zupełnie w starym, dobrym stylu :)

      Usuń
  2. czy możesz mi powiedzieć, jak udało ci się umieścić przycisk Pin it pod wpisami w ciągu po FB a przed g+1?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, taki był szablon, ale mogę Ci przesłać ten fragment kodu w szablonie do wklejenia :) Poleci na maila - w razie czego służę pomocą :)

      Usuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC