Czym jest Amerykańskie Pogranicze? To pas ziemi, który stopniowo przesuwał się ze wschodniego wybrzeża na zachód. Jednak na to pojęcie składało się coś więcej niż tylko ziemia - było to wiele elementów, które ukształtowały tzw. Legendę Dzikiego Zachodu, czyli byli to Indianie, kowboje. Amerykanie są bardzo przywiązani do legend pionierów - ludzi, którzy zasiedlali dzikie tereny, niezamieszkane wcześniej przez nikogo, nawet przez rdzenną ludność. Bohaterem powieści Elizbeth Gilbert jest człowiek, który zdecydował się na taki styl życia do którego zmuszały te tereny.
"Ostatni taki Amerykanin" to historia chłopaka z Karoliny Południowej, Eustace'a Conway'a, który w wieku siedemnastu lat wyprowadził się z domu rodzinnego, aby mieszkać w tipi w lesie. Kilka lat później pokonał pieszo Szlak Appalachów (jego długość wynosi ponad 3500 km), jak również ustanowił rekord świata podróżując konno od Atlantyku do Pacyfiku. Przyznam szczerze, że do powieści odnosiłam się ze sporym sceptycyzmem. Elizabeth Gilbert darzę średnią sympatią, nie zachwycił mnie jej "bestseller" - "Jedz, módl się, kochaj". I tematyka - amerykańska do bólu. "Ostatni taki Amerykanin" miał u mnie pod górkę. Lecz w imię zasady "nie oceniaj książki po pozorach i okładce" zaczęłam czytać i ... okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Elizabeth Gilbert podjęła się niezwykle trudnego zadania. "Ostatni taki Amerykanin" to nie tylko wnikliwa biografia Eustace'a Conway'a, lecz również próba prześledzenia zjawiska komun utopijnych, jak również sensu życia z dala od cywilizacji. Postać najsłynniejszego w Stanach Zjednoczonych naturalisty zdaje się być jedynie pretekstem do analizy jakości naszego życia w mieście. "Prawdziwy amerykański chłopiec odziedziczył zbyt dużo ducha pionierskości, by czuć się w mieście jak w domu" - tak mówi główny bohater powieści. Po przeczytaniu tej książki, nie sposób nie zgodzić się z tym stwierdzeniem.
Eustace Conway stworzył Żółwią Wyspę, miejsce "odosobnienia", w którym realizuje swoją ideę współgrania z przyrodą. Jest to miejsce w którym Eustace do dziś naucza jak żyć w taki sposób, w jaki robili to nasi przodkowie. Uprawia się tam warzywa, hoduje zwierzęta, następnie wyrabia się przedmioty codziennego użytku, jak również żywność. Eustace uczy polować na zwierzęta. Najważniejszą nauką, którą można jednak wynieść z pobytu w tym miejscu jest prawda życiowa, że tylko żyjąc w zgodzie z naturą, dostosowując się rytmem swojego życia do jej rytmu, możemy żyć w pełnym zadowoleniu, którego nigdy nie uzyskamy mieszkając w mieście.
Elizabeth Gilbert starała się ukazać kontrowersyjną postać naturalisty z jak największą wnikliwością. Pyta o niego osoby, które miały okazję współpracować, mieszkać, żyć. Eustace jest osobą niezwykle ambitną, a co za tym idzie stawia ogromne wymagania nie tylko przed samym sobą, ale również przed innymi. Wykonuje ciężką pracę fizyczną po kilkanaście godzin dziennie, siedem dni w tygodniu. Wymaga tego samego od osób, które zgłosiły się do niego jako uczestnicy kursu na Żółwiej Wyspie. Eustace jest przeciwny używkom, zbyt rozwiązłemu prowadzeniu się. Stopił się z naturą w takim stopniu, że stał się niemal tak samo surowy. Powodem takiego zachowania było zapewne jego trudne dzieciństwo - z jednej strony matka, która starała się wychować syna jak najbliżej natury, z drugiej strony despotyczny, surowy, wymagający ojciec, którego Eustace nigdy nie był w stanie zadowolić, a pierwszą, dość nieśmiałą pochwałę usłyszał dopiero z okazji swoich 39. urodzin. Wydaje się, że kwintesencję jego życia stanowi ciężka praca fizyczna. Nie wszyscy, którzy trafiają do jego zakątka zdawali sobie z tego sprawę. Powodowało to wiele spięć, niezadowoleń, a sam Eustace zniechęcił się do prowadzenia kursów "przetrwania".
"Ostatni taki Amerykanin" to w gruncie rzeczy świetny reportaż. Elizabeth Gilbert w tej odsłonie jest dla mnie dużo bardziej atrakcyjna, niż w mdłym (według mnie!) "Jedz, módl się, kochaj". Wnikliwe podejście do tematu, świetny język, doskonałe puenty, dopuszczenie do głosu wielu postaci. Jest to reportaż w nieco innym stylu, niż te które znamy chociażby z naszego polskiego podwórka, jednak ... to naprawdę dobra książka. Po raz pierwszy miałam okazję zmierzyć się z tematem naturalistów - ludzi żyjących zgodnie z rytmem natury, czerpiących z jej darów, ale i szanujących ją. Eustace wielokrotnie podkreśla, że należy pamiętać o tym, że po nas jeszcze ktoś przyjdzie w to samo miejsce i należy zawsze mieć to na uwadze. "Ostatni taki Amerykanin" bezpardonowo krytykuje współczesnych ekologów, którzy nie do końca rozumieją naturalny cykl przyrody.
Książka momentami szokująca, niepozbawiona obrazków, które dla nas - ludzi z miast- są najzwyklej mówiąc, co najmniej odrażające. Nie można jej jednak odmówić jednego - autentyczności. I na tym właśnie polega fenomen Eustace'a - prawdopodobnie, jak twierdzi E. Gilbert - jest to ostatni taki Amerykanin. Autentyczny i prawdziwy. Polecam gorąco!
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Dom Wydawniczy Rebis 2011, s. 392
Biblionetka: 5/6
Lubimy czytać: 4/5
Moja ocena: 5/6
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Domu Wydawniczego Rebis.
Elizabeth Gilbert podjęła się niezwykle trudnego zadania. "Ostatni taki Amerykanin" to nie tylko wnikliwa biografia Eustace'a Conway'a, lecz również próba prześledzenia zjawiska komun utopijnych, jak również sensu życia z dala od cywilizacji. Postać najsłynniejszego w Stanach Zjednoczonych naturalisty zdaje się być jedynie pretekstem do analizy jakości naszego życia w mieście. "Prawdziwy amerykański chłopiec odziedziczył zbyt dużo ducha pionierskości, by czuć się w mieście jak w domu" - tak mówi główny bohater powieści. Po przeczytaniu tej książki, nie sposób nie zgodzić się z tym stwierdzeniem.
Eustace Conway stworzył Żółwią Wyspę, miejsce "odosobnienia", w którym realizuje swoją ideę współgrania z przyrodą. Jest to miejsce w którym Eustace do dziś naucza jak żyć w taki sposób, w jaki robili to nasi przodkowie. Uprawia się tam warzywa, hoduje zwierzęta, następnie wyrabia się przedmioty codziennego użytku, jak również żywność. Eustace uczy polować na zwierzęta. Najważniejszą nauką, którą można jednak wynieść z pobytu w tym miejscu jest prawda życiowa, że tylko żyjąc w zgodzie z naturą, dostosowując się rytmem swojego życia do jej rytmu, możemy żyć w pełnym zadowoleniu, którego nigdy nie uzyskamy mieszkając w mieście.
Elizabeth Gilbert starała się ukazać kontrowersyjną postać naturalisty z jak największą wnikliwością. Pyta o niego osoby, które miały okazję współpracować, mieszkać, żyć. Eustace jest osobą niezwykle ambitną, a co za tym idzie stawia ogromne wymagania nie tylko przed samym sobą, ale również przed innymi. Wykonuje ciężką pracę fizyczną po kilkanaście godzin dziennie, siedem dni w tygodniu. Wymaga tego samego od osób, które zgłosiły się do niego jako uczestnicy kursu na Żółwiej Wyspie. Eustace jest przeciwny używkom, zbyt rozwiązłemu prowadzeniu się. Stopił się z naturą w takim stopniu, że stał się niemal tak samo surowy. Powodem takiego zachowania było zapewne jego trudne dzieciństwo - z jednej strony matka, która starała się wychować syna jak najbliżej natury, z drugiej strony despotyczny, surowy, wymagający ojciec, którego Eustace nigdy nie był w stanie zadowolić, a pierwszą, dość nieśmiałą pochwałę usłyszał dopiero z okazji swoich 39. urodzin. Wydaje się, że kwintesencję jego życia stanowi ciężka praca fizyczna. Nie wszyscy, którzy trafiają do jego zakątka zdawali sobie z tego sprawę. Powodowało to wiele spięć, niezadowoleń, a sam Eustace zniechęcił się do prowadzenia kursów "przetrwania".
"Ostatni taki Amerykanin" to w gruncie rzeczy świetny reportaż. Elizabeth Gilbert w tej odsłonie jest dla mnie dużo bardziej atrakcyjna, niż w mdłym (według mnie!) "Jedz, módl się, kochaj". Wnikliwe podejście do tematu, świetny język, doskonałe puenty, dopuszczenie do głosu wielu postaci. Jest to reportaż w nieco innym stylu, niż te które znamy chociażby z naszego polskiego podwórka, jednak ... to naprawdę dobra książka. Po raz pierwszy miałam okazję zmierzyć się z tematem naturalistów - ludzi żyjących zgodnie z rytmem natury, czerpiących z jej darów, ale i szanujących ją. Eustace wielokrotnie podkreśla, że należy pamiętać o tym, że po nas jeszcze ktoś przyjdzie w to samo miejsce i należy zawsze mieć to na uwadze. "Ostatni taki Amerykanin" bezpardonowo krytykuje współczesnych ekologów, którzy nie do końca rozumieją naturalny cykl przyrody.
Książka momentami szokująca, niepozbawiona obrazków, które dla nas - ludzi z miast- są najzwyklej mówiąc, co najmniej odrażające. Nie można jej jednak odmówić jednego - autentyczności. I na tym właśnie polega fenomen Eustace'a - prawdopodobnie, jak twierdzi E. Gilbert - jest to ostatni taki Amerykanin. Autentyczny i prawdziwy. Polecam gorąco!
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Dom Wydawniczy Rebis 2011, s. 392
Biblionetka: 5/6
Lubimy czytać: 4/5
Moja ocena: 5/6
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Domu Wydawniczego Rebis.
Z chęcią przeczytałabym tę książkę - muszę się nieco za nią rozejrzeć :)
OdpowiedzUsuńJeśli jest tak dobra jak dwie wczesniejsze to dokładam do listy lektur na jesień :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się tematyka tej książki i myślę, że historia mnie zaciekawi, dlatego dam szanse tej książce jak tylko wpadnie w moje ręce.
OdpowiedzUsuń@Karodziejka, cyrysia - polecam, naprawdę świetna. Temat, mimo zapoznania się z opisem okładkowym, zaskoczył mnie. Spodziewałam się czegoś zupełnie bardziej płytkiego. A tu taka niespodzianka.
OdpowiedzUsuń@Szepcząca - no ja właśnie "tę poprzednią" średnio strawiłam, a tutaj ... naprawdę bardzo dobra literatura. Polecam!
Nie miałam pojęcia, że Gilbert wydała nową książkę! Przeczytam koniecznie, zwłaszcza, że ją lubię;))
OdpowiedzUsuńDla mnie "Jedz, módl się, kochaj" mdłe nie było, ale to zależy od tego na jakim etapie życia się je czyta - ja mogłam się utożsamić się z bohaterką i jej chorobą podczas czytania, więc pewnie to sprawiło, że odebrałam ją tak emocjonalnie:)
@Scathach - pewnie tak. Dla mnie książka była paskudnie nierówna i o ile włoska część bardzo mi do gustu przypadła, o tyle każda kolejna ... no delikatnie mówiąc średnio. Ale też mam na koncie takie książki, których szczerze bym nikomu nie poleciła, ale w danym okresie życia zrobiły na mnie spore wrażenie.
OdpowiedzUsuńJednak "Ostatniego takiego Amerykanina" polecam z czystym sumieniem!
Tym chętniej się za nim rozejrzę! I kupię, rzecz jasna;D
OdpowiedzUsuńNie czytałam "Jedz, módl się i kochaj", więc porównania jako takiego nie mam, ale z chęcią przeczytam tę książkę. Dawno nie czytałam czegoś z podobnej kategorii, zatem postaram się nadrobić starty z tą powieścią. :)
OdpowiedzUsuń@Scathach - polecam, warto :)
OdpowiedzUsuń@Ice-Fire - jeśli nie czytałaś JMK to tym bardziej się spodoba. Byłam dość sceptycznie nastawiona a tu naprawdę ciekawa historia, podana w zjadliwej formie.
Ja troszkę mam obawy czy nie jest to lektura przypominająca "Wszystko za życie". Na pewno zapoznam się, bo każde alternatywne podejście do rzeczywistości mnie interesuje,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
ps. coś mi się namieszało, wybacz za brak estetyki :-)
@Pokój z książkami - no też mnie się cały czas w głowie kołatało z "Into the wild". Filmu nie widziałam - jedynie słyszałam "o". Z tego co wiem - jedyne, co wspólne to ucieczka w dzicz. Książkę polecam - czy przypomina, czy nie przypomina.
OdpowiedzUsuńP.S. Nie szkodzi, pozwoliłam sobie "sprzątnąć". Pozdrawiam cieplutko :)
A znasz historię Chrisa? Nie wszystkim niestety takie "ucieczki w dzicz" wychodzą na dobre...
OdpowiedzUsuńhttp://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=9782
Podaję linka do książki, ale muszę przyznać, że to jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy film (z niesamowitą muzyką Eddiego Veddera) uważam za lepszy: http://filmaster.pl/film/into-the-wild/
A Krakauera wielbię za to za "Into thin air". :-) http://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=9242
Natalia z Miasta Słów ;-)
Natalio - filmu nie widziałam... ale słyszałam o nim tyle dobrego, że czuję się przekonana. A skoro jest książka, to chyba wiadomo od czego zacznę :) Łamiesz troszkę mój światopogląd - film lepszy od książki?
OdpowiedzUsuńno i "into thin air"... kolejne cenne zapiski do listy "chcę przeczytać". życia nie starczy - to już pewne. Ale nie poddaję się :)
No i witam w moim małym świecie :)
Teraz nie wymienię wszystkich filmów, które uważam za lepsze od swoich książkowych pierwowzorów, bo zwyczajnie nie mogę sobie przypomnieć, ale jest ich kilka. Co do "Wszystko za życie", kiedy już przeczytasz i obejrzysz, to chętnie wyjaśnię, czemu wolę film - teraz nie chcę Ci psuć radości z lektury i filmu.
OdpowiedzUsuńWeszłam na Twój profil i... znam Projekt "Kraszewski", Internet jest jednak mały. ;-)
W takim razie potraktuje sprawę priorytetowo :)
OdpowiedzUsuńInternet - jeśli chodzi o towarzystwo książkowe, to tak naprawdę wioseczka :) Wszyscy się skądś kojarzą :)
A "Projekt Kraszewski" świetna sprawa - zmodyfikowałam swoje spojrzenie na tego autora :)