wtorek, 8 listopada 2011

Dalziel & Pascoe. Ścięte głowy - Reginald Hill




Czasem w myślach układam morderczy plan wypróbowania średniowiecznych metod tortur na osobach, które popełniają opisy treści powieści na okładkach. Pierwszym kandydatem (bezpłciowym) byłaby osoba, która napisała streszczenie pierwszych dziesięciu stron "Ściętych głów" - nie dajcie się zwieść - dzieje się tam o wiele więcej i ciekawiej! I znowu mam problem, bo w tym przypadku okładka i czyni i troszkę krzywdzi książkę.

O czym historia? Patrick Aldermann - księgowy w sporej firmie produkującej wyposażenie sanitarne łazienek. Poza pracą jego największą pasją jest hodowanie róż. Zbyt częste i zbyt wygodne dla Patricka nieszczęśliwe wypadki, usuwające z jego otoczenia osoby mu niewygodne, zwracają uwagę jego przełożonego - Dicka Elgooda. Dick dzieli się swoimi spostrzeżeniami z miejscowymi komisarzem Peterem Pascoe. Policja zaczyna węszyć. Pikanterii dodaje fakt, iż żony Petera i Patricka zaprzyjaźniają się ze sobą. Pojawia się również postać młodego kadeta pochodzenia hinduskiego Singha, który w tej historii odgrywa niebagatelną rolę. Czy Patrick popełnił wszystkie zbrodnie, które przypisuje mu szef, czy w grę wchodzi tylko zwykła męska zazdrość? 

Przyznam szczerze, że pierwsze kilkadziesiąt stron przebrnęłam w sporym bólu. Nie mogłam połapać się w lekkim chaosie narracyjnym, postaciach, nazwiskach. Nazwiska - mój odwieczny problem przy czytaniu - a tutaj przypakowano mi całkiem sporą listę. Gdyby nie lekki przymus przeczytania tego kryminału - miałby spore szanse wylądowania na stosiku pt. "do wymiany". Ale gdzieś w okolicach sześćdziesiątej strony akcja zaczęła z lekka truchtać, coraz szybciej i szybciej, aby w końcu osiągnąć zadowalający poziom kłusa. Intryga została zawiązana, jednak ... po zakończeniu lektury zadaję sobie pytanie - czy to aby na pewno jest kryminał? Wychowałam się na książkach Agathy Christie, gdzie bez trupa nie ma zabawy, intryga jest gmatwana niczym losy rodziny Mostowiaków czy też innych Lubiczów, autorka kręci nami jak na karuzeli i w końcu nie wiemy, czy zabił fryzjer czy może żona? W przypadku "Ściętych głów" poczułam się mocno rozczarowana wykończeniem tematu. Szkoda.

Interesującym zabiegiem jest tytułowanie kolejnych rozdziałów nazwami odmian róż. Dodatkowy, bardzo "ogrodniczy" opis ciekawie koresponduje z tym, co dzieje się dalej w treści rozdziału. Fajne, interesujące i nieszablonowe. To się chwali.

Co jeszcze się chwali? Ano typowe brytyjskie poczucie humoru. Czy lubię? Uwielbiam wręcz. Tutaj mamy zaserwowane w idealnych proporcjach. Subtelnie, ale jednak dobitnie. Wszechobecna jest również ironia. Bardzo ciekawie zarysowane są postaci, które wpisują się w ten nurt. Niektóre niemalże groteskowo przerysowane. Stałam się fanką Dalziela, który swoją gruboskórnością i bezczelnością ujął moje paskudne serce. Pomimo, że "Ścięte głowy" to siódma część cyklu (w Polsce do tej pory wydane zostały cztery tomy), zupełnie nie przeszkadzało to w czytaniu. Nie było odniesień do poprzednich części cyklu, co pozwala czytać tomy przygód komisarzy Dalziela i Pascoe w dowolnej kolejności.

"Ścięte głowy" zostały wydane w 1983 roku, co jest dość mocno wyczuwalne w mentalności. Policjanci u Reginalda Hilla to głównie urzędnicy, zajmujący się rozgryzaniem kryminalnych zagadek. Nie biegają z giwerami po mieście, nie urządzają pościgów - pod tym względem kryminał nieco przypominał mi styl Agathy Christie, u której Herkules Poirot "przegadywaniem" tematu rozgryzał łamigłówki. Słowa "nieco" użyłam świadomie - Agatha Christie to jednak mistrzyni gatunku.

Kryminał nie porywa, ale nie powoduje niesmaku. Zapewnia umiarkowaną rozrywkę, ale brytofile poczują się dopieszczeni szczegółami. Na jesienne popołudnie jak znalazł, jednak miłośnicy kryminałów z zagmatwaną intrygą poczują się mocno rozczarowani. Trup ściele się umiarkowanie gęsto, ale bywa zabawnie i z przymrużeniem oka. Jednym słowem - troszkę polecam, ale nie epatuję zachwytem.

Kategoria: kryminał
Wydawnictwo Nowa Proza 2011, s. 368
Biblionetka: 4,50/6
Lubimy czytać: 5,75/10
Moja ocena: 4/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nowa Proza oraz portalu Sztukater.pl

3 komentarze:

  1. Skoro zachwytu nie ma to chyba podziękuję. Ciężki początek, zagmatwana narracja, ale beż spektakularnych rozwiązań jakoś mnie zniechęcają. Zresztą nie lubię zaczynać serii od środa, najpierw musiałabym dorwać pierwszy tom, jeśli jest w ogóle u nas wydany. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm sama nie wiem, chyba jednak pozycja nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę mi się podoba ta powieść, ale nie jestem pewny, czy będę chciał przeczytać ją w całości:)

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC