Od czego by tu zacząć?!? aaaaa...
Od autorki. Olga Rudnicka, przesympatyczna dziewczyna, która uśmiecha się ze zdjęcia (szkoda, że nie umieszczono nigdzie w książce). Młoda, pewnie diablo oczytana. Dziewczyna z moich stron (niedaleko pada Śrem od przedmieść Poznania). Młoda. No właśnie. Jest to moje pierwsze spotkanie z Olgą Rudnicką i ... jak dla mnie - dziewczyna jest świetna.
Co dalej? Okładka. Hmm.. tu się doczepię - okładka co prawda wizualnie nawiązuje do poprzednich książek autorki, ale ... taka jakaś... nie oddaje ducha książki. Coś weselszego by się przydało, bo akurat tej książce okładka może zaszkodzić.
Przyznam się bez bicia, że do książki podeszłam bardzo sceptycznie. Bo autorka młoda (tak! przeżywam kryzys :p), i kolejna książka i takie wielkie "halo" wokół niej. Sobie pomyślałam, że to co przeczytam raczej słabawe będzie. I po trzykroć w pierś się teraz uderzam i wszem i wobec oznajmiam - Olga Rudnicka jest świetna!
Kryminały lub twory kryminopodobne lubię i to bardzo. Wychowałam się na klasyce gatunku, czyli na Agacie Christie. To kryminały wytworne, takie pt. "strzepnij pyłek". Uwielbiałam opisy spożywania posiłków przez Herculesa Poirot. No i zawsze dawałam się nabrać i typowałam nie tą osobę jako mordercę. Potem poczytałam sobie troszkę Joanny Chmielewskiej i ... lubię to! Niejednokrotnie płakałam ze śmiechu nad jej książkami. I (tu koniec dygresji) Olga Rudnicka stylem, humorem bardzo mi panią Chmielewską przypomina. I to nie jest zarzut.
O czym historia? Jarosław Sucharski popełnia samobójstwo. W liście pożegnalnym do policji prosi o przekazanie informacji notariuszowi. Ten z kolei wzywa do siebie pięć pań z których każda nazywa się Natalia Sucharska. Okazuje się, że nie wiedziały one o swoim istnieniu, a ich wyjątkowo krnąbrny (ale wspólny!) ojciec każdej z nich nadał to samo imię. Panie otrzymują w spadku dom i ... tajemnicę z nim związaną. I tyle o fabule, bo jeszcze coś chlapnę.
Intryga zgrabna. Zaskakująco, bo - jak wspominałam - obawiałam się czegoś wyjątkowo topornego (niczym nieszczęsne "Los numeros" - kto skazał się na obejrzenie tego ... ekhm.. filmu, ten wie o czym mówię). A tu historyjka zgrabna i niebanalna, i fajnie osadzona w wielkopolskich realiach.
Postaci. To jest - moim skromnym zdaniem - zdecydowanie największa siła książki. Wspólne perypetie sióstr, ich rozmowy, sposób opisywania... Zabawnie i znowu nietopornie, z przymrużeniem oka, z ironią. No po prostu - baaardzo fajnie. Fajnie Olga pisze o babkach. I bardzo mi się podoba to, że nie boi się napisać o tym, jakie szaleństwa w kobietach drzemią. Nieźle się ubawiłam przy opisach "dziur" i przy ustalaniu regulaminów. Bardzo fajnie pokazane są odmienne charaktery sióstr - tak plastycznie, że niemal widziałam te pięć wariatek.
Ogromny plus za miejsce akcji. Wielkopolska, Poznań i Śrem. Co prawda, ze Śremu nie jestem i swojego czasu pozwalałam sobie na niewybredne żarty z tej miejscowości, ale bardzo bardzo podoba mi się fakt, że autorka zdecydowała się osadzić akcję w tym miejscu. Ze szczególnym upodobaniem czytałam fragmenty o poznańskim Starym Rynku, na którym niejedna z nas Poznanianek niemalże wykręciła sobie kostkę.
Podsumowując tę entuzjastyczną recenzję - ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu (nastawiałam się raczej negatywnie) bardzo mile się rozczarowałam. Zazdroszczę przeokropnie autorce, że taką zgrabną historyjkę ułożyła. I polecam - szczególnie na majówkę, na lekturkę leżaczkową. Bo to fajna historia jest, o!
Kategoria: Literatura polska - kryminał
Biblionetka: 4,83/6
Lubimy czytać: 4/5
Moja ocena: 5/6
Książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Podzielam entuzjastyczną opinię nt. tej książki. Tak dobrej daaawno nie czytałam.
OdpowiedzUsuń