Portugalia to miejsce, gdzie niemal zawsze świeci słońce i ludzie sprawiają wrażenie szczęśliwych. Jose Saramago, to obok Fernando Pessoi najbardziej znany pisarz pochodzący z kraju na krańcu Europy. Czytając kiedyś "Historię oblężenia Lizbony" odniosłam jak najbardziej pozytywne wrażenia, będąc pod sporym wrażeniem samego autora, jak i kraju z którego pochodził. Po wizycie w ojczyźnie fado Portugalia kojarzy się pozytywnie, ciepło, słonecznie i pięknie. Jakim ciosem okazała się zatem być powieść "Miasto ślepców" ...
"Miasto ślepców" to wizja antyutopijna, apokaliptyczna. W mieście bez nazwy mężczyzna ślepnie. Nie otacza go ciemność, lecz biała jak mleko mgła. Po badaniu u uznanego okulisty okazuje się, iż z medycznego punktu widzenia z jego oczyma jest wszystko w porządku. Następnego dnia ślepną kolejno - okulista oraz wszyscy pacjenci, których spotkał mężczyzna w poczekalni. Zdezorientowane władze miasta postanawiają zamknąć ociemniałych w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym. Początkowo dostarczana jest im żywność, jednak uwięzieni są skazani sami na siebie. Z początkowej garstki ślepców w kilka dni robi się ich ponad dwieście osób, tworzy się hierarchia oraz swoista mafia, która zamierza wykorzystać sytuację. Na zewnątrz sytuacja wymyka się spod kontroli. W szpitalu przebywa jedna osoba, której nie dotknęła epidemia - jest to żona okulisty. Nie przyznaje się jednak przed ogółem do tego, iż choroba ją ominęła - subtelnie pomaga mężowi przetrwać trudny czas, widząc jednocześnie zbyt wiele ...
Sam pomysł fabuły wydaje się być bardzo oryginalny. Pod pozorem wprowadzenia w akcję epidemii białej ślepoty, autor podejmuje się obserwacji człowieka sprowadzonego do niemal zwierzęcego poziomu - jedynym celem jest przetrwanie, pomimo upośledzenia najważniejszego ze zmysłów. Obserwacja bohaterów, ich decyzji, prób bycia człowiekiem w tak trudnych warunkach mimowolnie wywołuje pytania o granice człowieczeństwa. Saramago szafuje realizmem, naturalizmem, turpizmem, brutalnymi opisami. Powieść śmierdzi, tarza się w fekaliach, brudzie, zgniliźnie. Przywoływane wydarzenia dopełniają tego obrazu - żołnierze strzelający na "ślepo" (sic!) do człowieka wołającego o pomoc, brutalny gwałt na kobietach w zamian za ochłapy jedzenia, mieszkania wypełnione odchodami, skórami zwierząt, padliną, ogólny chaos i zniszczenie panujące na ulicach. Obraz niczym z koszmaru, apokaliptyczna wizja.
Saramago słynie z odmiennego traktowania interpunkcji - również w "Mieście ślepców" mamy do czynienia z tym zabiegiem. Jest tu i tak o wiele prościej niż w "Historii oblężenia Lizbony" - tam nie było nawet rozdziałów. "Miasto ..." podzielone jest na rozdziały-akapity. Wypowiedź narratorów to potok słów, rozdzielany jedynie przecinkami. Czytelnik postawiony jest w trudnej sytuacji - nigdy nie jest pewien, kto wypowiedział daną frazę. A może bohater tylko pomyślał, a nie wymówił tych słów? Bohaterowie nie mają imion, jedynie przydomki (żona lekarza, dziewczyna w ciemnych okularach, chłopiec z zezem etc.), nie ma informacji, które pozwoliłyby ustalić w jakim mieście rozgrywa się akcja. To może być wszędzie, a bohaterem może być tak naprawdę każdy - uniwersalizm jest tutaj oczywisty.
Nie sposób nie odnieść "Miasta ślepców" do innych powieści - naturalnie nasuwa się chociażby "Dżuma" Alberta Camus. Powieść-parabola ukazująca miasto w Algierii podczas epidemii jest pretekstem do opisu postaw ludzkich. "Miasto ..." kojarzy się również z literaturą obozową - ociemniali są zamkniętą społecznością walczącą o przetrwanie, żyjącą w nieustannym zagrożeniu i strachu przed strażnikami, ale również przed współwięźniami. Walczą z głodem, okrucieństwem, złem. Postawieni w sytuacji totalnej starają się mimo wszystko pozostać ludźmi.
Powieść jest przerażająca, okrutna, emanuje wszechobecnym koszmarem. Kiedy ślepnie niemal każdy człowiek na ziemi, czytelnik zauważa jak kruche są fundamenty cywilizacji w której żyjemy. Mimo osiągnięć naukowych i innych, koniec końców i tak nasza egzystencja ogranicza się do zdobycia pożywienia i przeżycia kolejnego dnia. Czasem za wszelką cenę.
Powieść Saramago zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie jest to jednak typ literatury o której można powiedzieć, że się "podobała". Powieść zostaje w głowie, nie daje spokoju - ze spisaniem przemyśleń i opinii wstrzymywałam się kilka dni. Przypisanie "Miastu ..." miana literatury pięknej brzmi niemal jak farsa. Jeśli nastawiacie się na akcję i elementy z dreszczykiem - rozczarujecie się. Tutaj prym wiedzie psychologia i socjologia, w gruncie rzeczy akcji tu niezbyt wiele. Mnogość pytań, które pojawiają się w trakcie i po przeczytaniu przytłacza. Doskonały temat na dyskusje i przemyślenia. Polecam, mimo dość przewidywalnego zakończenia.
Kategoria: współczesna literatura piękna
Dom Wydawniczy REBIS 2009, s. 346.
Biblionetka: 4,80/6
Lubimy czytać: 7,26/10
Moja ocena: 4+/6
Sam pomysł fabuły wydaje się być bardzo oryginalny. Pod pozorem wprowadzenia w akcję epidemii białej ślepoty, autor podejmuje się obserwacji człowieka sprowadzonego do niemal zwierzęcego poziomu - jedynym celem jest przetrwanie, pomimo upośledzenia najważniejszego ze zmysłów. Obserwacja bohaterów, ich decyzji, prób bycia człowiekiem w tak trudnych warunkach mimowolnie wywołuje pytania o granice człowieczeństwa. Saramago szafuje realizmem, naturalizmem, turpizmem, brutalnymi opisami. Powieść śmierdzi, tarza się w fekaliach, brudzie, zgniliźnie. Przywoływane wydarzenia dopełniają tego obrazu - żołnierze strzelający na "ślepo" (sic!) do człowieka wołającego o pomoc, brutalny gwałt na kobietach w zamian za ochłapy jedzenia, mieszkania wypełnione odchodami, skórami zwierząt, padliną, ogólny chaos i zniszczenie panujące na ulicach. Obraz niczym z koszmaru, apokaliptyczna wizja.
Saramago słynie z odmiennego traktowania interpunkcji - również w "Mieście ślepców" mamy do czynienia z tym zabiegiem. Jest tu i tak o wiele prościej niż w "Historii oblężenia Lizbony" - tam nie było nawet rozdziałów. "Miasto ..." podzielone jest na rozdziały-akapity. Wypowiedź narratorów to potok słów, rozdzielany jedynie przecinkami. Czytelnik postawiony jest w trudnej sytuacji - nigdy nie jest pewien, kto wypowiedział daną frazę. A może bohater tylko pomyślał, a nie wymówił tych słów? Bohaterowie nie mają imion, jedynie przydomki (żona lekarza, dziewczyna w ciemnych okularach, chłopiec z zezem etc.), nie ma informacji, które pozwoliłyby ustalić w jakim mieście rozgrywa się akcja. To może być wszędzie, a bohaterem może być tak naprawdę każdy - uniwersalizm jest tutaj oczywisty.
Nie sposób nie odnieść "Miasta ślepców" do innych powieści - naturalnie nasuwa się chociażby "Dżuma" Alberta Camus. Powieść-parabola ukazująca miasto w Algierii podczas epidemii jest pretekstem do opisu postaw ludzkich. "Miasto ..." kojarzy się również z literaturą obozową - ociemniali są zamkniętą społecznością walczącą o przetrwanie, żyjącą w nieustannym zagrożeniu i strachu przed strażnikami, ale również przed współwięźniami. Walczą z głodem, okrucieństwem, złem. Postawieni w sytuacji totalnej starają się mimo wszystko pozostać ludźmi.
Powieść jest przerażająca, okrutna, emanuje wszechobecnym koszmarem. Kiedy ślepnie niemal każdy człowiek na ziemi, czytelnik zauważa jak kruche są fundamenty cywilizacji w której żyjemy. Mimo osiągnięć naukowych i innych, koniec końców i tak nasza egzystencja ogranicza się do zdobycia pożywienia i przeżycia kolejnego dnia. Czasem za wszelką cenę.
Powieść Saramago zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie jest to jednak typ literatury o której można powiedzieć, że się "podobała". Powieść zostaje w głowie, nie daje spokoju - ze spisaniem przemyśleń i opinii wstrzymywałam się kilka dni. Przypisanie "Miastu ..." miana literatury pięknej brzmi niemal jak farsa. Jeśli nastawiacie się na akcję i elementy z dreszczykiem - rozczarujecie się. Tutaj prym wiedzie psychologia i socjologia, w gruncie rzeczy akcji tu niezbyt wiele. Mnogość pytań, które pojawiają się w trakcie i po przeczytaniu przytłacza. Doskonały temat na dyskusje i przemyślenia. Polecam, mimo dość przewidywalnego zakończenia.
Kategoria: współczesna literatura piękna
Dom Wydawniczy REBIS 2009, s. 346.
Biblionetka: 4,80/6
Lubimy czytać: 7,26/10
Moja ocena: 4+/6
Czytałem dawno temu. Pamiętam, że po lekturze chodziłem tydzień jak w transie.
OdpowiedzUsuń@pisany - Minęło już kilka dni, a ja cały czas mam te obrazy przed oczyma. Ekranizacji nie widziałam i nie zamierzam - wystarczy mi to, co podpowiada wyobraźnia. Mocna rzecz!
OdpowiedzUsuńWstrząsająca książka, zapada w pamięć na długo, a podczas lektury naprawdę przeraża.
OdpowiedzUsuńBardzo poruszająca powieść. Początkowo miałam problem, żeby właśnie do tej dziwnej interpunkcji się przyzwyczaić i przestać o niej podczas czytania myśleć, ale w miarę szybko mi się do udało i potem się już mogłam rozkoszować samą treścią :-)
OdpowiedzUsuńPrzeraża mnie forma tej książki. Obawiam się, że nie odnajdę się w świecie bez interpunkcji.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJestem zła na siebie, że najpierw obejrzałam film. Lubię, kiedy najpierw książka przemawia do mojej wyobraźni.
OdpowiedzUsuń@Dosiak - tak, jest zdecydowanie mocna. Siedzi w głowie, myślach, nie sposób o niej szybko zapomnieć.
OdpowiedzUsuń@Karolina - Interpunkcja dodatkowo wzmagała poczucie braku bezpieczeństwa, budowała napięcie - tak czułam przynajmniej ja - Czytająca. Dobra, ale mocna rzecz!
@karkam - kropki są ... nie ma wyróżnionych w tekście dialogów, akapitów. I tak tekst został podzielony na rozdziały... wbrew pozorom to ginie w tekście i dajesz się temu porwać. Jak pisałam wyżej - potęguje wrażenia związane z lekturą.
@Piotr Bolc - często "Dżuma" jest przywoływana wraz z "Miastem ...". Czytałam Camus lata temu, dlatego muszę sobie odświeżyć, ale też mimowolnie pojawiło się u mnie takie skojarzenie.
@Dominika Fijał - ja sobie taką krzywdę zrobiłam przy "Służących" i kilku innych powieściach. Teraz jestem mądrzejsza o to doświadczenie - ZAWSZE książka pierwsza ;)