niedziela, 29 maja 2011

Minaret - Leila Aboulela



Tematyka muzułmańska nie opuszcza mnie już od dłuższego czasu. Sięgając po tę książkę byłam przekonana, że dostanę love story z islamem w tle. Rozczarowałam się. Bardzo pozytywnie się rozczarowałam. Książka jest głęboko poruszającą przypowieścią.

Książka została podzielona na części – lata 80., 90., i lata 2003-2004, które przeplatają się ze sobą. Główną bohaterką jest Najwa, pochodząca z wysoko postawionej rodziny Sudanka, która w wyniku przewrotu otrzymuje azyl polityczny w Londynie. Opowiada ona historię swojej młodości, która  była bardzo kolorowa – beztroska zabawa, bananowa młodzież, bogactwo, służba. Wszystko zmienia się w mgnieniu oka – socjaliści dokonują przewrotu i Najwa wraz z bratem i matką muszą uciekać do Londynu. Pieniądze szybko się kończą, brat zaczyna mieć problemy z prawem, a matka ze zdrowiem. Najwa musi rozpocząć pracę – nie posiada żadnych kwalifikacji, więc jest zmuszona pracować jako pomoc domowa. Trudny czas skłania ją ku refleksji nad samą sobą i zaczyna uczęszczać  na wykłady do meczetu – na wykłady oraz modlitwy.
Tak w ogromnym skrócie, bez spoilerów. Powiem szczerze, po opisie z okładki byłam przekonana, że dostałam klasycznego harlequina, tylko że wtłoczonego w realia islamu. Książka porusza głęboko – jest spokojna, słowa płyną, Najwa rozważa swoje życie. Nie jest wyegzaltowana, nic z tych rzeczy. Wzrusza swoim spokojem i pokorą. Rodzaj wiary, który opisuje L. Aboulela to właśnie ten rodzaj, który urzeka – mówiąc za autorką świadomością istnienia Boga i instynktownemu zawierzaniu mu siebie. Po wejściu na tę ścieżkę główna bohaterka odnajduje wewnętrzny spokój.

Mimo, że historia nie jest autobiografią, ma wiele wątków biograficznych. Tak jak główna bohaterka Leila Aboulela pochodzi z Sudanu, gdzie studiowała, a
„nawrócenie” (o ile można użyć takiego słowa) nastąpiło po jej wyjeździe do Wielkiej Brytanii. Sudan, zarówno we wspomnieniach Najwy, jak i ten o którym opowiada autorka w wywiadach, był bardzo liberalny i pro-zachodni. Sama Najwa podkreślała, że jej religijność ograniczała się do przestrzegania ramadanu – kiedy w Londynie pewnego roku umknęło jej to, że czas postu się rozpoczął – był to dla niej punkt zwrotny.

Osobom zainteresowanym islamem polecam książkę podwójnie – zawiera ona mnóstwo informacji dotyczących religii. Szczerze przyznam jednak, że laicy w tej kwestii mogą czuć się zagubieni – trzeba posiadać troszkę więcej niż podstawową wiedzę, aby w pełni cieszyć się treścią. „Minaret” pokazuje islam od tej dobrej strony – od strony, która była zamysłem Proroka. Nie jest to fundamentalny islam, wojujący – tylko religia dobra i wiary w Allaha. Polecam osobom, którym wydaje się, że islam to religia nakłaniająca do walki z niewiernymi. Szczególnie wzruszające dla mnie były opisy spotkań kobiet w meczecie, sposób w jaki tworzyły komitywę, w której czuły się bezpiecznie. Kobiety, którym wydaje się, że muzułmanki są pokrzywdzone, gdyż muszą nosić hidżab – polecam również tę książkę. Najwa, która jako studentka nosiła kuse spódniczki, zakłada hidżab z ulgą – stał się on dla niej synonimem bezpieczeństwa.  

Okładka książki nie czyni – to hasło powinno paradoksalnie reklamować ten tytuł. Piękna, wzruszająca powieść. Uwielbiam być tak zaskakiwana przez książki i polecam gorąco.  Warto, warto, warto!

Kategoria: współczesna literatura piękna 
Wydawnictwo REMI 2010, s. 336
Biblionetka: 4,37/6
Moja ocena: 5/6

8 komentarzy:

  1. skoro warto i ta polecasz to przeczytam tym bardziej że tematyka jak najbardziej dla mnie :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio kusi mnie ta tematyka... Pewnie się skuszę na jakąś książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Za to właśnie lubię ten blog - tematykę muzułmańską. Szkoda tylko, że wydawcy nie potrafią wysilić się na inną okładkę niż taką, jaką właśnie ma "Minaret". Dobrze, że książka zaskoczyła pozytywnie.
    Tak na marginesie, to trochę dziwi mnie podejście 'zachodnie' (obecne nawet w świetnej książce "Dziewięć części pożądania") dotyczące ramadanu - ludzie przeżywają szok, kiedy postępowy, mało religijny muzułmanin obchodzi ramadan, zaraz kojarzy im się to z fundamentalizmem. Ale niepraktykujący katolik, który nie je mięsa w piątki to nic dziwnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam w swoim życiu etap intensywnego zainteresowania islamem i wydaje mi się, że znów do tej tematyki wrócę. Bardzo zachęcająca recenzja.

    Zapraszam w wolnej chwili do siebie
    http://ksiazkowka.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. @jussi, Bujaczek - polecam, naprawdę dobra książka.
    @Lilithin - to dla mnie ogromny komplement, dziękuję. No okładka jest killerem - zresztą nawet opis na niej nie oddaje tak naprawdę treści książki.
    Zgadzam się z Twoim zadaniem dot. ramadanu. Przyznam się, że ja sama, zanim znalazłam się w kraju muzułmańskim w trakcie ramadanu, miałam odmienne zdanie. Tzn. widziałam to bardzo fundamentalnie. A tu się okazało, że to coś zupełnie powszechnego, fajne doświadczenie i dobrze jest się w to włączyć. W Turcji w każdym sklepie można wziąć mały kalendarzyk z wypisanymi godzinami modlitw na każdy dzień ramadanu - to pięknie wyznacza rytm dnia. W "Minarecie" ramadan to punkt zwrotny dla bohaterki. Odsyłam do książki, bo popsułabym całą przyjemność z czytania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka zapowiada się ciekawie, ale skoro potrzeba do niej trochę więcej wiedzy niż podstawowa to jeszcze poczekam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mnie cieszy ta recenzja, utwierdza w przekonaniu, że dokonałam dobrego zakupu. W sumie dawno nie czytałam lektury poświęconej tej drugiej stronie islamu, ukazującej więcej pozytywów. Niebawem przeczytam i chętnie skonfrontuję nasze opinie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Późno po Twojej recenzji, ale z radością mogę poinformować wszystkie zainteresowane dziewczyny, że mój wywiad z autorką ukaże się w najbliższym numerze Archipelagu już za kilkanaście dni. No i oczywiście tekst o Czytelnisku też się tam znajdzie :)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC