Męczyłam się czytając tę książkę. Troszkę odstręczał mnie chaos narracyjny. Mnogość bohaterów. Trudno było mi wbić sobie do głowy świadomość, kiedy tak naprawdę rozgrywała się akcja książki. Niestety, stety - patrzyłam na to co się dzieje u pani Blixen oczami osoby żyjącej na początku XXI wieku. I co w związku z tym - przerabianie jaszczurek na bransoletki, myślenie o odstrzale koni i psów po sprzedaży plantacji kawy - brrrrrr ... To na minus. A co na plus? Interesujący obraz Afryki oczami białej kobiety. Przedstawiona plejada ludów zamieszkujących Kenię. "Pożegnanie ..." pokazało jednak troszkę inny obraz, chociażby Masajów. Kiedyś kiedyś czytałam trylogię Białej Masajki Corinne Hofmann i troszkę się te wizje rozmijają. Jednak trzeba wziąć pod uwagę upływ czasu. Co jeszcze na plus - mimo mnogości bohaterów, są oni opisani bardzo szczerze. No i opisy przyrody - Kenia to jedno z moich marzeń podróżniczych. Opisy barwne, pomagają wyobraźni.
Zastanawia mnie kwestia w jaki sposób S. Pollack przeniósł na ekran te wspomnienia... Należałoby sobie zafundować seans.
Podsumowując jednak - książka mnie rozczarowała. Nie wiem czego się spodziewałam, pewnie ckliwej historyjki. A tu dziennik, reporterskie wręcz zdanie relacji. I klasyka czasem rozczarowuje ...
Kategoria: literatura współczesna - autobiografia
Wydawnictwo MUZA 2009, s. 424
Wydawnictwo MUZA 2009, s. 424
Moja ocena: 3+/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz