O tym, że na punkcie podróży świra mam pewnie wiecie. Że duszę i pół rodziny za jakąś daleką wyprawę bym sprzedała, pewnie nie wiecie. No to mówię - podróżowanie to jedyne, czego zazdroszczę bliźnim. Serio. A jak ktoś ma okazję żyć z tego, że podróżuje, to moja dusza kwili. Nigdy (never!) nie trafiłabym na "Dziennik kawowy", gdyby nie Aneta, czyli moja współprojektowa z Czytelniska. Pochłonęłam w jedno popołudnie i mam ogromny żal do Ewy Kulak. Tak, mam żal. Ewo - dlaczego tak mało?
Ewa Kulak jest absolwentką poznańskiego Uniwersytetu - ukończyła filologię hiszpańską. Podczas studiów w ramach programu Socrates przebywała w Valladolid w Hiszpanii. Ewa jest tłumaczem (również symultanicznym, co budzi mój przeogromny szacunek) języka polskiego, hiszpańskiego i francuskiego. W 2005 roku otrzymała dwuletnie stypendium kolumbijskiego rządu, które pozwoliło jej studiować na Uniwersytecie Rosario w Bogocie i nie tylko (Ewa ma taką listę ukończonych kierunków i specjalizacji, że boję się zacząć wymieniać, bo pewnie coś pominę). Ewa od sierpnia 2004 roku prowadzi stronę internetową na której publikuje swoje felietony dotyczące przede wszystkim Kolumbii, ale również wspomnień z jej podróży. W 2005 roku, na bazie felietonów opublikowanych na stronie powstało pierwsze wydanie "Dziennika kawowego". Warto nadmienić, że ta książką jest pierwszą w naszym języku poświęconą Kolumbii od lat 60.
Sztuką jest tak opisać swoje wrażenia, aby uchwycić ten moment, miraż, któremu daliśmy się uwieść. Fotograf ma prostsze zadanie - osoba, która chce to opisać, staje przed nie lada wyzwaniem. Ewa Kulak w krótkich, niemal skąpych notatkach przedstawia obraz Kolumbii, którą chce się zobaczyć, powąchać, poczuć, dotknąć. Wszystkie zmysły szaleją, gdyż pisze o widokach, kwiatach, owocach, ludziach, literaturze, muzyce, tańcu. Jaka jest nasza pobieżna wiedza na temat Kolumbii? Ot, kraj, który jest zagłębiem gangsterskim. Pierwowzór "Brzyduli" to serial rodem z Kolumbii. No może jeszcze nasunie nam się kawa i słynny logotyp znany z opakowań kawy. No ... i tyle.
Kolumbia to kraj położony w północno-zachodniej części Ameryki Południowej - nad Morzem Karaibskim i Oceanem Spokojnym. Powierzchnia niemal 3,5 większa od Polski, zamieszkiwana przez niemal 46 mln mieszkańców. Stolicą jest Bogota, jedna z najwyżej położonych stolic na świecie (2640 m n.p.m.), czego wynikiem jest choroba wysokościowa nazywana el soroche. To kraj ogromnych kontrastów, wielkiego bogactwa natury, ale i pełne dzielnic skrajnej biedy. To kurorty nadmorskie, ale i wioski położone wysoko w Andach. Ewa w swoich krótkich felietonach zabiera nas w niezwykłą podróż.
Dużo miejsca (za co jej chwała!) poświęcone jest tym, co my - ludzie kochamy najbardziej, czyli posiłkom. Ewa charakteryzuje kuchnię kolumbijską, która, co warto podkreślić, znacznie różni się od naszej. Jednym z ważniejszych składników tamtejszej diety są banany. Dla nas banan to określony owoc, a tak naprawdę rodzajów banana jest ponad pięćdziesiąt. Skórka banana może mieć kolory zielony, żółty, ale i nawet ciemnoczerwony bądź purpurowy. Kolumbijczycy przygotowują banana na wiele sposobów. Ile tracimy jedząc go na surowo! Ewa pisze również o koce. Należy odróżnić od siebie kokę - biały proszek zaliczany do narkotyków od koki jako rośliny, której właściwości medyczne były znane od wieków. Dzisiaj plemiona indiańskie używają liści koki jako leku przeciw zawrotom i bólom głowy, zapaleniu gardła i problemom żołądkowym. Szczególnie przydatna staje się właśnie w Kolumbii, gdyż pomaga w oddychaniu na dużych wysokościach. Kolumbijskie śniadanie również wygląda odmienne od naszego - zamiast jajek, wędlin czy kanapek, mieszkańcy tego kraju rozpoczynają dzień od filiżanki najlepszej na świeci kolumbijskiej kawy i owoców. Co zawsze mnie zaskakuje w opowieściach z krajów Ameryki Płd. czy też Afryki to mnogość owoców, którymi pewnie nigdy nie uraczymy się w Europie (może i dobrze!). Często Kolumbijczycy przygotowują na śniadania napoje, które mają konsystencję koktajlu.
"Takie są właśnie kolumbijskie poranki - słodkie, o smaku tropikalnych owoców i zapachu mgły, wznoszącej się wcześnie rano nad Andami" *.
Kolumbijska kuchnia to nie tylko pyszne owoce i wymyślne placki, to również smaki, których nigdy nie poznacie na naszym kontynencie - nigdzie nie przyrządza się takich mrówek jak w Kolumbii. Co może być dla nas szokujące - niezwykłym przysmakiem są świnki morskie. Podobno dawniej nadepnięcie owego zwierzaka było sygnałem zwołującym rodzinę na posiłki. Co kraj to obyczaj.
W "Dziennikach kawowych" przeczytacie równie ciekawe informacje o szmaragdach, orchideach (ten felieton zainteresował mnie ze względu na mój internetowy pseudonim), kondorze (co to jajo w wysokich Andach zniósł ...), motylach, szalonych kierowcach autobusów. Jest i o tej ciemnej stronie Kolumbii - biedzie, zawodzie sicario, czyli młodocianych płatnych mordercach (ostateczną weryfikacją zlecenia jest pojawienie się na pogrzebie obiektu zabójstwa). Ewa pisze pięknym językiem, bez zbędnych udziwnień. Książkę wciąga się i pozostaje żal, że tak mało i tak krótko. I szkoda, że bez zdjęć. Co ciekawe, "Dzienniki kawowe" zostały wydane w dwóch wersjach językowych - z jednej strony mamy felietony w języku polskim, a z drugiej w hiszpańskim. Felietony oraz zdjęcia autorstwa Ewy Kulak możecie znaleźć na jej stronie internetowej www.kolumbijsko.com.
Książkę bardzo mocno polecam tym, którzy kochają podróżować i kochają czytać o cudzych podróżach. Wsiąknięcie w Kolumbię błyskawicznie!
Kategoria: literatura podróżnicza (eseje)
Poemia su casa editorial 2011, s. 122 (wersja polska) + 124 (wersja hiszpańska)
Biblionetka: 5/6
Lubimy czytać: 7/10
Moja ocena: 5/6
Cieszę się, że przeczytałam książkę przed spotkaniem z Ewą, bo przygotowałam sobie listę pytań, które zamierzam jej zadać. Jeśli i Wy macie ochotę posłuchać opowieści Ewy o Kolumbii to zapraszam serdecznie w swoim i jej imieniu w najbliższą niedzielę (tj. 18 grudnia) do siedziby Fundacji Wspierania Twórczości, Kultury i Sztuki ARS przy ul. Szyperskiej 2 w Poznaniu. Spotkanie rozpocznie się o godz. 16:00. Więcej informacji znajdziecie tu oraz tu. O wydarzeniu pisałam również wcześniej na blogu. Będzie to wydarzenie inaugurujące cykl "Książka na obcasach" realizowanego w ramach Projektu Czytelnisko.
Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie!
*E. Kulak, "Dziennik kawowy. Notatki z podróży po Kolumbii", Bogota 2011, s. 35.
Bardzo lubię takie podróżnicze książki, bo zawsze można dowiedzieć się smaczków, których nie zaprezentuje nam teoretyczny podręcznik. Kusisz :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ^.^
Orchideach? A to mnie zaciekawiłaś.
OdpowiedzUsuńSicario? - bardzo ciekawe, nie słyszałam o tym wcześniej. Muszę wrzucić na półkę "chce przeczytać" :)
Jeszcze jedno pytanie: Gdzie Ty to kupiłaś? Właśnie przeglądam sklepy internetowe, nigdzie nie ma.
OdpowiedzUsuń@Pieguska - Zachęcam gorąco, książka zaiste świetna!
OdpowiedzUsuń@American Corner Łódź - Sicario.. tak, ten wątek bardzo mnie zaintrygował. Orchidee rosną sobie w Kolumbii jak u nas polne kwiaty :) Niesamowite, prawda?
Gdzie kupiłam? Pożyczyłam. A zamierzam swój egzemplarz nabyć w niedzielę na spotkaniu. Poza tym sporo felietonów jest na stronie Ewy (www.kolumbijsko.com). Możesz się również skontaktować z Ewą : ewa@ewakulak.com i może tą drogą nabyć książkę :) Była wydawana rodzinnym sumptem, drukowana w Kolumbii, także pewnie stąd problemy z nabyciem jej :)
W takim razie to rarytas :) Bardzo dziękuję za informację.
OdpowiedzUsuńA ja właśnie książki na świąteczne dni wybieram i chwilowo mam jedną :) a tu już druga. Cieszę się, podróże lubię i zazdroszczę każdemu, kto zobaczył chociaż centymetr świata więcej, niż ja. Tylko czy ja to w jakiejś bibliotece teraz znajdę, to chyba niedawno wydane... Nic to, najwyżej po Świętach kiedyś trafię.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest do nabycia drogą wysyłkową przez stronę www.kolumbia.travel. Pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńW lutym wybieram się do Kolumbii i nie mogłam znaleźć żadnej sensownej pozycji do przeczytania. Serdecznie dziękuję za tę rekomendację, za chwilkę kupię książkę ;-)
OdpowiedzUsuń