poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rzecz o mych smutnych dziwkach - Gabriel Garcia Marquez




Moje pierwsze spotkanie z Marquezem nastąpiło w okolicznościach pomaturalnych. Miałam mnóstwo czasu, czytałam wtedy nieprzyzwoite ilości książek, głównie dzieła wielkie i klasyczne. "Sto lat samotności" sprawiło, że literatura i samo czytanie nabrało innego wymiaru. Odkrycie realizmu magicznego w literaturze to dla mnie kamień milowy w karierze mola książkowego. Kolejne spotkanie odbyło się w ramach przygotowania do ekranizacji - zmierzyłam się wtedy z "Miłością w czasach zarazy". Znowu zostałam oczarowana, wchłonięta przez TEN świat. O Kolumbii i Marquezie miałam okazję posłuchać, poczytać więcej dzięki poznaniu Ewy Kulak, Polki mieszkającej w Bogocie. Macondo trafiło wtedy na listę "must see". Może to nieco przykre, że Marqueza czytam, kiedy zamierzam obejrzeć ekranizację jego powieści. Mimo tego, że ekranizacje są przeważnie mocno średnie, a i sam pisarz nie jest do nich nastawiony zbyt optymistycznie. Niemniej - przyszedł czas na "Rzecz o mych smutnych dziwkach", najnowszą i prawdopodobnie ostatnią jego powieść.

Dziwek przez te nieco ponad sto stron przewija się całkiem sporo. Główny bohater obwinia je, nieco ironicznie, o swój stan cywilny. Dzień dziewięćdziesiątych urodzin postanawia uczcić w niebagatelny sposób, gdyż udaje się do swojego ulubionego burdelu, gdzie zamierza posmakować cnoty nieletniej. Pomysł ryzykowny, lubieżny, może nieco szokujący, ale myli się ten, kto spodziewa się czegoś niesmacznego w prozie Marqueza. Erotyki nie brakuje, jednak wszystko w wyważonych, dalekich od dewiacji proporcjach. Nasz bohater - szanowany felietonista lokalnego dziennika, zakochuje się bowiem w czternastolatce. Nie dość, że platonicznie, to na dodatek prawdopodobnie pierwszy raz w życiu. 

Mało kto prowadzi narrację w taki sposób jak Marquez. Jego pisanie jest jak letnie popołudnie - duszne, leniwe, powodujące lekki, niemal erotyczny dreszczyk. Uwodzi, oblepia, nie pozwala się oderwać. Emocje oddawane są z wdziękiem, liczne dygresje i retrospekcje dodają pikanterii. Staruszek wspomina swoje hulaszcze życie, od dwunastego roku wypełnione prostytutkami i cielesnością niewymagającą zaangażowania emocjonalnego. Jest w tym wspominaniu spora doza nostalgii - świat wygląda teraz inaczej, pędzi przed siebie, brakuje  w nim kolonialnego przepychu i dystynkcji. Swoją tęsknotę za starymi, lepszymi czasami wyraża w felietonach traktowanych przez czytelników niczym świętość - są odczytywane z pietyzmem na antenie radia, szeroko komentowane w masowo nadsyłanych przez wielbicieli listach. Starszy, uroczy w swojej nieporadności pan, nie ma nic wspólnego z wyobrażeniem o lubieżnym starcu, fundującym sobie gorszącą rozrywkę. Jego historia miłosna wzrusza i rozckliwia. 

Delikatność, niepewność, niewprawność - tak kocha się po raz pierwszy. Miłość opisana banalnie, na granicy kiczu - jednak takie właśnie jest to uczucie. Skontrastowanie obrazu dziewięćdziesięciolatka zakochanego niczym młodziak z dwunastolatkiem regularnie korzystającym z usług prostytutek, doprawione autoironią, przepełnione dystansem wobec własnych ułomności - to tworzy magię tej powieści. Marquez jest dla mnie mistrzem pierwszych zdań. Bank rozbił w "Stu latach samotności", jednak i tutaj zaczyna się mocno: "W roku mych dziewięćdziesiątych urodzin chciałem sprawić sobie w prezencie szaloną noc miłosną z nieletnią dziewicą." Obserwując jego zaloty, urządzanie pokoju schadzek na kształt zwykłego, niemal małżeńskiego pokoju, dbałość o swoją kochankę - nie sposób nie poczuć tęsknoty za pierwszym zakochaniem.

Starość w powieści jest pokazana zupełnie inaczej, niż chociażby w "Wieku żelaza" J. M. Coetzeego. Nie jest to być może oda pochwalna ku czci frywolnego staruszka, ale jesień życia pokazana jest pogodnie, optymistycznie. Morał jest oczywisty: nigdy nie jest późno na miłość, czy spełnienie swoich pragnień. Typowe dla osób w podeszłym wieku wspominanie i rozpamiętywanie jest tutaj sprowadzone do ciepłych i nasyconych emocjami opowieści z przeszłości. Jesteśmy na tyle starzy, na ile się czujemy i Marquez udowadnia to na przykładzie bohatera powieści.

Prosta historia jest tak naprawdę wariacją na temat poprzednich dzieł Marqueza. Przecież, jeśli mnie pamięć nie myli, również Florentino Ariza z  "Miłości w czasach zarazy" prowadził, podobnie jak "nasz staruszek" spis kobiet, z którymi sypiał w ciągu życia ( i liczba była równie imponująca). Duszny, nieco oniryczny klimat panujący w literaturze iberoamerykańskiej to coś, co mnie w niej uwodzi. Lubię takie pisanie, odpręża mnie i uspokaja. A Marquez udowodnił mi kolejny raz, że powinnam czytać go więcej i częściej. Polecam i jednocześnie wzbraniam się przed obejrzeniem ekranizacji, bo nie wyobrażam sobie w jaki sposób można chociażby spróbować przenieść ten klimat na ekran. Boję się i nie chcę się rozczarować.

Kategoria: literatura piękna
MUZA 2010, s. 112.
Biblionetka: 4,16/6
Lubimy czytać: 6,05/10
Moja ocena: 5+/6

7 komentarzy:

  1. Ależ piękna recenzja :) Muszę zabrać się za tego autora...póki co pozostaje mi nieznany. Do czasu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pieknie napisane, mialam podobne odczucia wobec tej ksiazki (aczkolwiek dalam jej 4,5, bo do lektur robiacych silne wrazenie mimo wszystko nie nalezy).

    OdpowiedzUsuń
  3. To jedna z książek, do których uwielbiam wracać, które zachwycają mnie nie tylko pięknem słowa, ale też sposobem narracji, historią banalną, która w każdym innym wydaniu mogłaby okazać się tandetna, a za sprawą pióra Marqueza staje się dziełem sztuki! Czytałam jej starsze wydanie, ale te nowe zachwycają mnie cudowną szatą graficzną i marzy mi się skompletowanie całego dorobku autora;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Marqueza przeczytałam do tej pory chyba 4 książki i podobnie jak Ty w tym samym czasie (na pewno nie dla "zabłyśnięcia" na maturze hehe). Najbardziej zaskoczył mnie wszechstronnością pisarskich możliwości Marqueza chyba "Raport z pewnego porwania". Polecam oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczytywałam się Marquezem w liceum. Chyba powinnam sobie odświeżyć jego powieści - bardzo mi się podobały a niewiele z nich pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla mnie absolutnie bezkonkurencyjne jest "Sto lat samotnosci" :-).

    OdpowiedzUsuń
  7. @Domi - A dziękuję pięknie i się czerwienię! Marqueza polecam bardzo - jeśli lubisz powieści pisane pięknym językiem - zachwycisz się!
    @czas-odnaleziony - "Sto lat samotności" mnie uwiodło, tak jak napisałam. Świat mi tąpnął i wiedziałam, że nic już nie będzie takie samo. Dziękuję pięknie za pochwałę ;)
    @Scathach - dokładnie te same odczucia. Jak banalną i tandetną w sumie historię opowiedzieć niczym baśń, przenieść czytelnika w inny wymiar i odkleić od jego rzeczywistości. Niewielu to potrafi, Marquez jest jednym z nich.
    @blannche - Marqueza nie czytałam na okoliczności maturalne (stara matura), ale miałam mnóstwo czasu między maturą a rozpoczęciem studiów i pochłaniałam powieści na metry. "Raport.." przeczytam, dziękuję za polecenie.
    @Karolina - a to ciekawe, czy się z niego wyrasta czy też nie.. jestem ciekawa Twoich odczuć.

    Wielkie dziękuję za odwiedziny i komentarze :)

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC