czwartek, 18 października 2012

Czterdzieści zasad miłości - Elif Şafak





Moje oczarowanie wszystkim, co tureckie, nie będzie zaskoczeniem dla tych, którzy czytają mój blog, lub/i tych, którzy znają mnie prywatnie. Z prozą Şafak miałam do czynienia już jakiś czas temu - "Pchli pałac" czytałam mieszkając jeszcze w Turcji. Spodobał się, luźne myśli dotyczące lektury nadal krążą po głowie. Apetyt na lekturę okołomuzułmańską dodatkowo podsycił świetny "Amerykański derwisz". Jako, że jedna z bohaterek podczytywała poezję Rumiego klamka zapadła - należy koniecznie przeczytać powieść o nim samym. Równocześnie czytałam "Alchemię miłości - Wybór myśli sufickich" Davida i Sabrineh Fideler.  

"Czterdzieści zasad miłości" to powieść o budowie szkatułkowej. Akcja rozgrywa się jednocześnie w dwóch wymiarach. Współcześnie poznajemy Ellę, sfrustrowaną gospodynię domową, która rozpoczyna pracę nad recenzją książki opowiadającej o sufickim poecie Dżalalu al-Din ar-Rumim. Autorem powieści "Słodkie bluźnierstwa", której recenzji podjęła się Ella, jest współczesny sufi - Aziz Zahara. Będąc pod wrażeniem wschodniego mistycyzmu,  a także samego autora, kobieta zmienia się wewnętrznie, co prowadzi do porzucenia dotychczasowego życia i przewartościowań wszelkiej maści. Jednocześnie poznajemy historię niczym z "Baśni z 1001 nocy" - Szams, wędrowny derwisz, podróżujący po Bliskim Wschodzie, otrzymuje znak - ma udać się do Konyi, miasta pozostającego ówcześnie pod panowaniem mongolskim, pełnego przepychu, bogactwa i otwartego na kulturę. W Konyi spotyka Rumiego, zostają bardzo bliskimi przyjaciółmi. Pod jego wpływem znany i poważany uczony założy bractwo wirujących derwiszy.


Powieść Şafak jest próbą przedstawienia losów najpopularniejszego mistyka Wschodu. Fabularyzowane losy Rumiego i jego bliskiego przyjaciela - Shamsa czyta się sprawnie, należy jednak obiektywnie stwierdzić, że ta część powieści jest dość naiwna, a fakty wręcz podane na tacy zachodniemu czytelnikowi. Bądźmy szczerzy - większość osób wychowanych w chrześcijańskim kręgu kulturowym nigdy nie słyszało o Mewlanie. O ile niektórzy kojarzą zakon wirujących derwiszy i ich mistyczny taniec zwany semą, o tyle pewnie większość nie łączy tego z osobą Dżalala al-Din Ar-Rumiego, założyciela tego bractwa. Şafak przedstawia jego losy w niemal baśniowy sposób - wchłonęłam tę część powieści niczym historie opowiadane przez Szeherezadę. Fragmenty "Czterdziestu zasad miłości" rozgrywające się we współczesności równie  płytko traktują czytelnika - mamy tutaj do czynienia z klasycznym schematem wyjałowionego człowieka Zachodu, który pod wpływem mistycyzmu rodem ze Wschodu diametralnie zmienia swoje życie. 


Przez całą lekturę towarzyszyło mi przeświadczenie, że Elif Şafak mocno inspirowała się noblistą i jednocześnie jej krajanem - Orhanem Pamukiem. "Nazywam się Czerwień" zostało skonstruowane nieco podobnie - historia przedstawiana jest z wielu punktów widzenia, nawet narracja prowadzona w ten sam sposób. To, że wynikać to może z wielu czynników jest jasne, mnie jednak prześladowało deja vu - zbyt mocne, aby je ignorować. Podobnie jak powieści Pamuka, nie można szybko wchłonąć "Czterdziestu zasad ..." - historia angażuje wiele emocji, odwołania do poezji zmuszają do skupienia i uwagi. Ja po przeczytaniu kilku rozdziałów zaczęłam doczytywać wiersze sufickie - przyznam, że pomagało to pojąć wiele niuansów i subtelności. Powieść Şafak zyskała ogromną popularność w rodzimej Turcji - zapewne jest odbierana zupełnie inaczej przez osoby wychowane w chrześcijańskiej tradycji, a zupełnie inaczej, kiedy sam Rumi jest postacią oswojoną od dzieciństwa. W Iranie, Afganistanie czy nawet Turcji często cytuje się poezję Mewlany, nawet w codziennych, błahych sytuacjach. 


Powieść w zgrabny sposób prezentuje prawdy uniwersalne - o miłości, religii, współistnieniu, małżeństwie etc. Mimo nieco drażniącej naiwności i moralizatorskiej maniery, Şafak nie osiągnęła na szczęście poziomu P. Coelho. Przesłanie historii jest jasne - nigdy nie jest za późno na miłość czy samorealizację - to w wersji współczesnej. W dziejach Rumiego - mądre i wyważone podejście do kwestii religijnych nie ma nic wspólnego z ortodoksją, a sam islam to religia miłości. Historia jest inteligentna, zmusza do myślenia i dalszych poszukiwań. Zwraca uwagę na to, jak ważna jest siła mistycyzmu dla ludzi Wschodu oraz ma za ambicję udowodnić, że istnieje pokrewieństwo dusz. 


Powieść Şafak to ponadto majstersztyk pod względem symbolicznym - diabeł bowiem tkwi w szczegółach. Każdy rozdział rozpoczyna się od litery "b", która według uczonych zajmujących się symboliką islamską jest drugą, co do ważności (po "alef") literą w alfabecie arabskim. Od litery "b" ( w arabskim "ba") zaczyna się bowiem słowo "bismilahirahmanirahim", co oznacza "w imię Boga (Allaha) miłosiernego, litościwego. Słowo to odnosi się do najważniejszych,  według mistyków sufickich wersów Koranu nazywanych Al-Fatiha, a ich esencję stanowi właśnie ów wyraz. Ponadto w tradycji islamskiej litera "ba" określa sposób poddania się woli Boga - istnieje wiele szczegółowych wyjaśnień, sama kropka, która pojawia się pod literą nie jest przypadkowa i ma mówić, iż za każdą dwoistością, stoi jedność. Zainteresowanych tematem odsyłam TU.


O mistykach sufickich czytałam w nieco odmienny sposób u Maksa Cegielskiego - tam poznamy współczesny obraz tego nurtu w islamie. Jeśli ktoś ma ochotę rozpocząć przygodę z tym bardzo fascynującym tematem, polecam rozpocząć od powieści Şafak, następnie przy okazji wypoczynku na Riwierze Tureckiej koniecznie wybrać się do Konyi (a wyprawa ani daleka, ani droga) i poznać historię mewlanitów. Następnym krokiem jest już czytanie poezji sufickiej. A samą powieść rzecz jasna polecam - mimo sporej dawki naiwności i uproszczeń to dobrze skrojona proza, która sprowokuje Was do refleksji i ciekawych przemyśleń.


Kategoria: współczesna literatura piękna

Wydawnictwo Literackie 2012, s. 480.
Biblionetka: 4,57/6
Lubimy czytać: 7,08/10
Moja ocena: 5/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego.

7 komentarzy:

  1. W tej chwili właśnie czytam Bękarta i mam za sobą Pchli pałac. Cudowne to książki są. O tej czytałam kilka bardzo mocno niepochlebnych recenzji (między innymi w czasopiśmie Nowe Książki), że banalna, naiwna, infantylna, odkrywająca prawdy już dawno odkryte i takie tam. Próbowałam czytać Czarne mleko i było to potężne rozczarowanie. Nie dokończyłam:( I trochę się boję, że Czterdzieści zasad miłości jest podobna do Czarnego mleka. Nie chcę się rozczarować, tak bliska jest mi pani Safak.

    OdpowiedzUsuń
  2. Choć "Nazywam się czerwień" Pamuka podobało mi się, to jednak samej lektury dobrze nie wspominam - zmęczyła mnie ta powieść. Była niezwykle interesująca, ciekawie skomponowana, wprowadzająca w świat dawnych opowiadań osmańskich, ale wydaje mi się, że dla czytelnika nieprzygotowanego i nie mającego zbyt wiele do czynienia z literaturą turecką - dość ciężka. Eflif Safak na razie czytałam jedną powieść - "Pchli pałac". Z chęcią sięgnę po coś kolejnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie ta powieść się bardzo podobała (choć rzeczywiście trochę dryfuje w stronę Coelho), podobnie zresztą jak "Nazywam się czerwień" Pamuka.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Nazywam sie Czerwien" bylo straszne, wiec jakos szczegolnie zachecona sie nie czuje... ;-))).

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Shafak - jej proza podoba mi się pod każdym względem (jej historie, sposób, w jaki prowadzi czytelnika do finału, język, bohaterowie...). Książki Pamuka stoją na półce. Mam mieszane uczucia do tego autora, Shafak przypadła mi bardziej do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  6. @papryczka - Bękart czeka na półce. Chyba na swój moment, który pewnie w gąszczu tego wszystkiego, co chciałabym przeczytać, nieprędko nastąpi. "Czterdzieści zasad ..." jest nieco banalna, prosta, ale to mocno przyjemna i w sumie mądra literatura.
    @Karolina - zgadzam się! Męczyłam i męczyłam Pamuka, ALE (!!!) ja nadal sporo pamiętam z tej powieści. A o mało której powieści mogę to powiedzieć. Czytałam Pamuka w czasach kiedy nawet nie podejrzewałam, jak bardzo Turcja stanie mi się bliska i w sumie chętnie bym do niej wróciła, aby zobaczyć jak odbiorę ją turkofilskimi (już) oczami.
    @joly_fh - jest nieco prawd objawionych, ale na szczęście nie w takiej dawce, jak u PC.
    @czas-odnaleziony - zależy, co kto lubi. Turecka literatura, generalnie orientalna literatura, to nie są powieści o czymś konkretnym. To raczej pasma miraży, wrażeń, odczuć, emocji. Ja właśnie TO kocham we Wschodzie. Ale każdemu według potrzeb :)
    @karkam - trudno mi się wypowiadać na temat pisania jednego i drugiego - Şafak przeczytałam dwie powieści, Pamuka jedną. Lubię ich, bo lubię Turcję, sprawia mi przyjemność czytania o tym kraju, lubię wtrącenia w języku tureckim, tureckie imiona, tureckie życie. Tęsknię za tym, więc dobrze, że sporo się przekłada ich literatury.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pasma miraży, wrażeń, odczuć, emocji - zgadzam się. W odniesieniu do Pamuka dodałam bym jeszcze nostalgię, tęsknotę snujące się jak dym z wonnego kadzidełka:-)

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC