Jestem zbyt cwaną czytelniczką, aby dać się omamić okładką. Ba, nie dam się złapać na porównania do wielkich nazwisk, którymi wydawcy dość hojnie częstują. Jest jednak taka autorka, do której odwołanie zawsze poruszy moje serce. Jest nią Lucy Maud Montgomery, w której to zaczytywałam się kilka(naście) lat temu. Dałam się skusić na książkę młodzieżową, i co najważniejsze - wypadło lepiej niż się spodziewałam.
Dodie Smith to pisarka, która może być kojarzona przede wszystkim jako autorka "101 dalmatyńczyków". Zaskakujące dla mnie było, że "Zdobywam zamek" to klasyka literatury anglosaskiej, a sama książka zdobyła miejsce w pierwszej setce listy Big Read, przygotowanej przez BBC. O książce usłyszałam raptem kilka tygodni temu, i tym bardziej szokujące jest to, że poszukując informacji o powieści można natknąć się na rekomendacje J.K. Rowling czy Christophera Isherwooda. Aż dziw bierze, że dopiero w tym roku zdecydowano się przełożyć książkę na nasz język. Wcześniej była ona kompletnie nieznana. Szkoda!
"Zdobywam zamek" to historia kilkunastoletniej Cassandry, wywodzącej się z dość ekscentrycznej rodziny. Ojciec, autor poczytnej powieści, cierpiący na niemoc twórczą, tyranizuje domowników swoimi fanaberiami pisarskimi. Cassandra, jedna z córek i jednocześnie narratorka, prowadzi pamiętnik, który ma jej służyć jako ćwiczenie warsztatu pisarskiego. I właśnie przez pryzmat jej dziennika poznajemy historię rodziny. Należy przy tym uznać jej niebywały talent gawędziarski , bo jesteśmy prowadzeni poprzez opowieść zabawną, dojrzałą i ciekawą. Nie sposób, pisząc o tej powieści, nie pomyśleć o Jane Austen i jej prozie. Sama Dodie Smith podpowiada nam takie skojarzenie, tworząc portret sióstr pochodzących z ubogiej rodziny i opisując ich próby pozyskania zamożnych małżonków. I uwierzcie mi, nie wypada to jak nieudolny pastisz.
Co najbardziej uderza i ujmuje w tej książce? Szczerość, poczucie humoru, a także przeświadczenie o dojrzałości, jakże charakterystyczne dla nastolatek. To, co zaskakuje w największym stopniu, to jednak fakt, iż powieść klasyfikowana jako literatura młodzieżowa, nie sprawia takiego wrażenia podczas lektury. Czyta się ją doskonale, jest słodko-gorzko, czasem smutno, a niekiedy zabawnie, zawsze jednak interesująco. Całość utrzymana jest w bardzo przyjemnym klimacie i nie sposób oderwać się słów Cassandry czy odmówić sobie kolejnej chwili z rodziną Mortmaine'ów. Interesująco wypada też charakterystyka głównej postaci, która na początku historii wydaje się być głupiutkim podlotkiem, a u końca mamy do czynienia z rozsądną, młodą kobietą.
Powieść Dodie Smith skłoniła mnie do refleksji - z czystym sumieniem poleciłabym książkę mamie, siostrze, ciotce, obawiam się jednak, że nie umiałabym jej podsunąć kilkunastoletniej kuzynce. Przy zalewie wampirzych i innych paranormalnych bohaterów, historia zwykłej dziewczyny opisującej losy swojej rodziny może się nie obronić, a nawet może zanudzić. Dzisiejsze nastolatki nie czytują już mojej ukochanego cyklu o Ani czy Emilce autorstwa wspomnianej już L.M. Montgomery. Liryczne, nieco naiwne, lecz przede wszystkim proste powieści pokrywają się kurzem i odstraszają. I to spostrzeżenie mnie martwi, bo ja sama już dawno nie czułam się tak swojsko i (niech stracę!) młodzieńczo, jak przy czytaniu powieści "Zdobywam zamek". To jest właśnie to niedookreślone coś, co uwielbiam w starych filmach i książkach - niewinność, czysta i niezdominowana cielesnością kobiecość, inteligencja, prostota i dbałość o szczegóły - wartości obecne bardzo retro w literaturze, szczególnie tej kierowanej do bardzo młodych kobiet. Ogromna szkoda, że teraz nie pisze się już w taki sposób. Ale ukłon w stronę osób, które wygrzebują takie perełki i je wydają.
Uniwersalna opowieść, aktualna zarówno w latach 30., jak i dzisiaj. Świeża, interesująca i bystra bohaterka, prosta historia opowiedziana nieskomplikowanymi słowami. I właśnie to tworzy niesamowity klimat, który uwodzi, wciąga i nie pozwala się oderwać. Polecam bardzo - zarówno nastolatkom, jak i starszym siostrom i mamom. Fajnie jest wrócić do klimatów, jakie czytałam naście lat temu.
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo Świat Książki 2013, s. 352.
Moja ocena: 5/6
Książkę przeczytałam przedpremierowo dzięki uprzejmości Wydawnictwa Świat Książki.
Ja czasami daję się złapać na okładkę i na tę zdecydowanie dałabym się złapać. Ostatnio ucieszyło mnie małe "doładowanie" konta bankowego, które radośnie wymieniam na książki, więc możliwe, że zaopatrzę się w "Zdobywam zamek". Tym bardziej, że zdecydowanie wolę powieści realistyczne, niż przepełnione wampirami, wilkołakami i innymi dziwnymi stworzeniami.
OdpowiedzUsuńA "101 dalmatyńczyków" uwielbiałam, jak zresztą chyba cała moja rodzina, biorąc pod uwagę, że mniej więcej w czasie powstania filmu Disney'a kupiliśmy takiego psa. :)
Polecam szczerze.
UsuńA i ja miałam psa z "101 dalmatyńczykowym" imieniem. Dzień po obejrzeniu kreskówki dostałam kundelka, którego uparłam nazwać Pongiem. I tak zostało :)
Widziałam już dawno film "Nie oddam zamku" i jakoś mi się skojarzył z powyższym tytułem. I słusznie, bo to to samo. W każdym razie film mnie jakoś strasznie nie ujął swym wdziękiem i tematem ... więc dla mnie książka odpada, tym bardziej, że to lit. młodzieżowa, nie ten czas ...
OdpowiedzUsuń