poniedziałek, 9 września 2013

Dziennik pisany później - Andrzej Stasiuk




Stasiuka czytać zaczęłam stosunkowo niedawno. "Grochów" zrobił wrażenie, osiadł w głowie i tam pozostał. Słuchanie jego słów czytanych przez Mirosława Bakę towarzyszyło mi ostatnio podczas dojazdów do pracy. Za oknem późny sierpień, ciepło bardziej jesienne, ruch na ulicach iście bałkański, wszędzie dookoła nerwowość, pośpiech, niecierpliwość. I zdanie sączone jedno po drugim. I coraz smutniej, inaczej, gorzej na duszy ...

"Dziennik pisany później" już od dwóch tygodni nie mógł doczekać się paru słów na blogu. Zamieszaniu winien niejaki Kot, który słuchał audiobooka równolegle i w głowie zamieszał. Myśli poukładałam w zgrabne zdania i nagle Kot mówi inaczej, na opak, wytrąca z toru, którym wcześniej zmierzałam. A że Kocie zdanie szanuję to musiałam na nowo Stasiuka odebrać, przetrawić. 

Zanim poznamy myśli autora dotyczące ojczyzny, wyruszamy z nim na Bałkany. Chorwacja, Albania, Bośnia i Hercegowina oraz Czarnogóra opisywane są sugestywnie, plastycznie, dosadnie. Gęsto tutaj od śmieci, brudu, bylejakości, zmęczonych i ospałych ludzi. Rozgoryczenie czy pijacki majak? Trudno nie ulec wrażeniu, że autor doprawia używkami widzianą rzeczywistość i z tego powodu obraz zniekształca się i zakrzywia. Mocne myśli na temat słowiańskich braci na Bałkanach przenoszone są na grunt polski. Lektor strudzonym głosem czyta zdanie po zdaniu, niemal cedząc je przez zęby. Polska z bałkańskiego dystansu zaskakuje, niepokoi, boli podobieństwem. 

"Dziennik pisany później" wpędza w depresję, złe myśli, wywołuje nieprzyjemne skojarzenia. A mimo to zgadzam się w dużej mierze z takim właśnie przedstawieniem świata. Sama na Bałkanach poszukiwałam regionów mniej turystycznych, zaskakujących surowością i nieokiełznaniem, a czasem nawet prymitywnością. I mój kraj staje się czasem "tym krajem", za który mi wstyd, z którym mi źle i nie po drodze. Odniosłam jednak, po namyśle i Kocich sugestiach, wrażenie, że niektóre opisy u Stasiuka wydają się być przesadzone, przesycone negatywnymi emocjami, których trudno szukać w naturze. Ot, taka Czarnogóra to kraj piękny i daleko mu do Albanii, w której czuć orientalny smrodek i nieporządek. A u Stasiuka są niemal jak bliźniaki, skrajnie podobnie, równie brudne i zaniedbane. 

Dziennik Stasiuka to kolejna wariacja na temat przemijania, i podróży. Lubię w jego pisaniu pochylanie się nad tym, co niedoskonałe, inne, nieidealne, czasem żadne. To, co innych drażni, mnie ujmuje w jego pisaniu - niemal maniakalna skłonność do metaforyzowania, fala słów, która niekiedy natrętnie przypomina utyskiwanie. Uparte odwiedzanie ciągle tych samych miejsc powodowane tęsknotą za stałością skutkuje narastającą irytacją. Bo miejsca się zmieniają, a ludzie pozostają tacy sami. 

Stasiuk nie szczędzi gorzkich słów Polsce - Licheniowi, Poznaniowi, Zgorzelcowi. Wszędzie źle, niedobrze, nijak. Przytłoczyły mnie te słowa, zmartwiły. Ale skłoniły do refleksji. Nie umiem jednoznacznie Stasiuka skrytykować i pochwalić. Rozłam przez Kota spowodowany trwa. Bo "Dziennik pisany później" podobał się, ale i zaniepokoił, zirytował. Nie obyło się bez smutnych myśli i niechcianych refleksji. Lubię tę szorstkość i surowość, uwypuklanie skaz i niedoskonałości. I polecam mimo wszystko. 

Kategoria: współczesna literatura polska
Nagranie na podstawie edycji książkowej, Wydawnictwo Czarne 2010
Moja ocena: 5/6


2 komentarze:

  1. Ten pesymizm u Stasiuka jest znamienny. Ja również czytałem "Dziennik...". Miało to miejsce kilka miesięcy temu. Do dziś nie zabrałem się za jego recenzję. A przecież zwierząt żadnych w domu nie mam. ;b

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciąż nie znam jego prozy. Ale planuję poznać... :)

    Pozdrawiam,
    Sol

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC