poniedziałek, 26 grudnia 2011

Open. Autobiografia tenisisty - Andre Agassi




Kiedym byłam jeszcze podstawówkowym podlotkiem zwykłam grywać w badmintona. Nie był to, co prawda tenis, ale z moim partnerem do gry ustaliliśmy zasady niczym w tenisie, graliśmy szlemowe turnieje. I co najważniejsze - codzienna (!!!) gra rozpoczynała się od kłótni, które z nas będzie dzisiaj Agassim (płeć nie miała tu większego znaczenia, chodziło o wielkość nazwiska). Po przeczytaniu autobiografii Agassiego wiem, że gdybym miała okazję przekazać mu tę historię - spaliłby się z zażenowania i wstydu. 

"Open. Autobiografia tenisisty" to historia właściciela jednego z najsławniejszych nazwisk tenisowych naszego pokolenia (dzieci lat 80. wystąpić!). Historia spisana przy czynnym współudziale J. R. Moehringera, zdobywcy prestiżowej Nagrody Pulitzera w 2000 roku. Autobiografia napisana niezwykle sprawnie, co sprawia, że czyta się ją niemal jednym tchem. Przed rozpoczęciem czytania zważyłam książkę w dłoni, spojrzałam na liczbę stron i pomyślałam, że czeka mnie ciężka przeprawa. Bardzo, naprawdę bardzo mile się rozczarowałam. Fantastyczny język, lekki dowcip, dawkowanie emocji, niemal fotograficzne opisy meczów - finał: książka wchłonięta w dwa świąteczne popołudnia. I nie zniechęca wręcz opasła lista nazwisk (do których nie mam za grosz pamięci) - Andre Agassi imponuje liczbą przeciwników, w tym również pokonanych. Przeszkodą nie jest mnogość terminów rodem z kortów - sporo zapomniałam w tym temacie i wiele określeń musiałam sobie odświeżyć, ale jestem pewna, że bez ich znajomości lektura nie traci na atrakcyjności.

Jaki obraz Andre Agassiego wyłania się z książki? Poznajemy go w momencie kluczowego meczu, w którym targuje się sam ze sobą - przejść na sportową emeryturę czy udowodnić jeszcze paru osobom, że dobrze gra? Po krótkim rozdziale cofamy się w czasie do dzieciństwa, gdzie poznajemy kilkuletniego Andre zdominowanego kompletnie przez apodyktycznego ojca. To swoista klasyka w przypadku osób, które w dorosłym życiu wiele osiągają - rodzic-tyran, który próbuje przenieść swoje niespełnione ambicje i marzenia na dziecko. Jego przyszła żona, Brooke Shields powiedziała o sobie, Andre Agassim i Michaelu Jacksonie, że są kolejnymi cudownymi dziećmi, które nie miały dzieciństwa. Zamiast uganiać się z kolegami ze szkoły za piłką (co sprawiało Andre niemałą przyjemność), był zmuszany do wielogodzinnego odbijania piłek, wypluwanych przez skonstruowaną przez ojca machinę nazwaną smokiem. Później zostaje wysłany do Akademii Nicka Bollettieriego, w której to panują niemal więzienne zasady. Młody Andre Agassi nienawidzi tenisa z całego serca, jednak chwiejny charakter ojca i niemożność sprzeciwienia się mu, doprowadzają go do perfekcji w tej dyscyplinie sportowej. Płaci za to jednak wysoką cenę - czuje się "starym maleńkim" i jeszcze długo w dorosłym życiu nie będzie mógł odnaleźć spokoju.

Andre Agassi - to nazwisko dla mnie zawsze stanowiło synonim mistrza tenisa. Niezniszczalnego, wiecznego zwycięzcy. Z jego autobiografii wyłania się kompletnie odmienny obraz. Widzimy sfrustrowanego, zagubionego, zakompleksionego chłopaka, który nie potrafi wygrać meczu w swoim umyśle. Pozytywne myślenie nie było mocną stroną Agassiego, gdyż niejednokrotnie podczas meczu sam wykańczał się swoim negatywnym nastawieniem. Kompleksy dotyczyły niemal wszystkiego - stylu, techniki, wyglądu zewnętrznego. Wszystkie zabiegi mające odciągnąć uwagę tłumów dziennikarzy i kibiców od jego "słabych punktów" koncentrowały się na wyróżnianiu się ubiorem (dżinsowe spodenki do gry w tenisa, kolorowe koszulki, szokujące fryzury, kolczyki etc.). Każdy artykuł prasowy, wypowiedź przeciwnika z kortu były odbierane przez Andre bardzo osobiście. Powiem szczerze - dla mnie, jako tej, która staczała tyrady aby móc być Agassim podczas gry w "kometkę" (zdaję sobie sprawę z wagi mojego bluźnierstwa) - kompletny brak wiary w siebie u tego zawodnika wywołał szok. Długotrwała depresja z którą się zmagał - to chyba znak i smak życia wielkich ludzi. "Wygrana nie jest tak dobra jak zła bywa porażka i dobre samopoczucie nie trwa tak długo jak chandra" *.

Książka jest bardzo odważna i z tego, co pobieżnie wyśledziłam - narobiła niemałego szumu w Stanach Zjednoczonych. Paru osobom oberwało się tutaj konkretnie - ojcu, niektórym zawodnikom, trenerom, bliskim osobom. Brooke Shields pewnie nieraz rzuciła tą książką o ścianę. Jednocześnie "Open ..." jest swoistym hołdem dla osób, które były z Andre, pomimo wielu niepowodzeń. Jego osobisty trener, będący jego "ojcem właściwym" - Gil, czy druga żona Steffi Graf musieli czuć się dumni ze słów, które tu padły na ich temat. Andre odkrył pod koniec swojej kariery, jak wielką satysfakcję daje działalność charytatywna. Sam powiedział: "To jedyna doskonałość, perfekcja polegająca na pomaganiu innym. Jest to jedyna rzecz, która ma trwałą wartość i znaczenie. Dlatego żyjemy. Aby inni czuli się z nami bezpiecznie". **

Mam świadomość, że książka nie przypadnie każdemu do gustu. Polecam z paru powodów. Po pierwsze dlatego, że warto czytać (auto)biografie, aby zdać sobie sprawę, że sukces nie jest nikomu dany z góry. Na wszystko trzeba ciężko zapracować. Jak ciężko - można sprawdzić chociażby na przykładzie Andre Agassiego. I nie jest to wyświechtany slogan. Warto przeczytać "Open" również dlatego, że to bardzo dobrze napisana biografia. Językowo i fabularnie. Miejmy nadzieję, że nikt nie skusi się, aby ją zekranizować. Niestety mały przytyk kieruję do Wydawnictwa, które powinno zadbać o najwyższą jakość wydania książki - szkoda, że do druku wkradło się niemal 10 literówek. Ostatni powód dla którego warto przeczytać podsunął sam Andre Agassi: "Sam późno odkryłem magię literatury. Ze wszystkich swoich błędów, przed którymi chciałbym uchronić swoje dzieci, ten wpisuję na początek listy". *** Ale do tego - drogie mole książkowe - chyba nie muszę Was przekonywać ...

Kategoria: autobiografia
Wydawnictwo Bukowy Las 2011, s. 456.
Biblionetka: 5,25/6
Lubimy czytać: 8,58/10
Moja ocena: 5-/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Bukowy Las oraz portalu Sztuker.pl

* A. Agassi "Open. Autobiografia tenisisty", Wrocław 2011, s. 199.
** tamże, s. 276.
*** tamże, s. 455.

2 komentarze:

  1. Dobrze, że powstają takie publikacje. Uświadamia nam to, jak sławni ludzie mogą pogrążyć się w niszczycielskiej sile ojców, którzy pragną od dziecka, tego czego oni chcą.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Krzysztof - dokładnie tak. I pozwalają zrozumieć, że sukces nie jest nam dany z góry. Trzeba na niego baaaardzo ciężko zapracować. Większość (auto)biografii łączy jedno - sławni ludzie są bardzo samotni.

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC