Ludzie od wieków zbierali się w karczmach, tawernach, później barach, aby napić się, pogadać, pofilozofować. W tym względzie niemal niczym nie różnimy się od swoich przodków. Szczególnie w kręgu anglosaskim bary zostały podniesione rangą niemal do świątyni. W wielu filmach, serialach, książkach bohaterowie świętują swoje sukcesy, topią smutek przesiadując w mniej lub bardziej przytulnych lokalach. Czy bar może być miejscem, które może wychować i ukształtować charakter? Na to pytanie stara się odpowiedzieć J.R. (lub jak sam autor woli - JR) Moehringer.
"Bar dobrych ludzi" (w oryginale "Tender Bar", co znacznie lepiej oddaje klimat powieści) to opowieść o JR, chłopaka z Manhasset, miasteczka położonego na przedmieściach Nowego Jorku. Wychowuje go matka oraz wujek Charlie - pracujący jako barman w lokalnym sanktuarium, jakim jest bar Dickens (nazwany później Publicanem). Jako dziecko, JR szuka Głosu - jego ojciec jest prezenterem radiowym, często zmieniającym pracodawców, dlatego chłopiec wiele czasu spędza na poszukiwaniu Głosu w eterze. JR większość czasu spędza w barze, w otoczeniu kumpli wujka. Dorasta, udaje się na studia, później rozpoczyna pracę jako goniec w "New York Timesie", ciągle poszukując swojej tożsamości, miejsca na świecie, spokoju na duszy. Brzmi nieco banalnie? Bez obaw, JR Moehringer kreśli swoją osobowość w tak dogłębny i jednocześnie uroczy sposób, że pierwszy raz przeciągałam moment skończenia książka. Tak dogłębnie wkroczyłam w świat Publicana, że naprawdę - nie chciałam z niego uciekać.
Na okładce możemy przeczytać fragment recenzji z "The New York Times Book Review", iż książka, którą trzymamy w rękach to odrobinę szorstki list miłosny. Nie zgodzę się ze słowem "szorstki". Owszem, bohater i autor zarazem wielokrotnie był wobec siebie bardzo krytyczny, jednak historię można uznać za mocno liryczny, nostalgiczny i bardzo ciepły opis dojrzewania. Pozbawiony upiększeń, szczęśliwych zakończeń i dramatycznych przełomów. Pełnego świetnie skreślonych portretów osób, które ukształtowały charakter, bądź po prostu były. "Bar dobrych ludzi" to opowieść mocno męska. Nie obawiajcie się jednak, że jest to radosny i pełen patosu hymn ku czci męskości. Mężczyźni u Moehringera są zagubieni, uczuciowi, emocjonalni, jedyne miejsce, w którym czują się pewnie i dobrze - to bar. Nie jest to zarzut z mojej strony - w barze, przy drinkach prowadzone są rozmowy - różnej maści. Młody JR obsesyjnie spisuje na serwetkach "złote myśli" zasłyszane podczas seansów alkoholowych. Jego ambicją jest napisać książkę o Publicanie.
Klimat, jaki stworzył JR Moehringer mocno mnie urzekł. Tu nie ma wartkiej akcji, przełomowych wydarzeń, wielkich spraw (pomijając epilog, w którym autor opisał swoje przeżycia po 11 września 2011 roku). Zastanawiałam się w jaki sposób przekazać Wam w recenzji moje emocje. "Bar dobrych ludzi" jest jak dobra knajpka, do której chodzicie ze znajomymi, bez okazji. Żeby ze sobą pobyć, porozmawiać, popić, poznać nowych ludzi. Bywa tutaj przyjaźnie, radośnie, ale bywają też dni, kiedy szkło zbija się za często, a i ludzie dookoła za pijani. Pewnego dnia odkrywacie ten lokal, spędzacie w nim świetny wieczór i wiecie, że to już zawsze będzie "wasze" miejsce. I tak jest właśnie z powieścią JR Moehringera. W gruncie rzeczy to gorzka historia o dorastaniu bez podpory w postaci ojca, którego zastępują podchmieleni faceci, którzy każdą noc spędzają w barze. Jej autentyczność, brak koloryzowania, szczerość sprawia, że nie można się od niej oderwać. Męska emocjonalność zaprezentowana w takiej właśnie formie - bardzo mocno do mnie przemawia.
Nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie wcześniej czytałam o JR Moehringerze. W połowie książki doznałam olśnienia - to właśnie on opracował "auto"biografię Andre Agassiego, którą czytało się naprawdę świetnie. I nie dziwię się, że otrzymał nagrodę Pulitzera. Jego styl pisania jest po prostu wyśmienity.
Książkę polecam w szczególności panom - odnoszę nieodparte wrażenie, że im szczególnie przypadnie do gustu i odnajdą wiele "swoich" rzeczy i odniesień. Panie jednak nie będą rozczarowane, bo to po prostu bardzo dobra historia. I kobiety są raczej w pozytywnym świetle (matki, ciotki, babcie-superbohaterki, które trafiły na nieodpowiednich facetów kontra destrukcyjne miłostki ze studenckich czasów). Jest to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam i już wiem, że bardzo chętnie przeczytałabym ją jeszcze raz. Polecam bardzo gorąco!
Kategoria: autobiografia/pamiętnik
Wydawnictwo Sonia Draga 2009, s. 552.
Biblionetka: 5,10/6
Lubimy czytać: 8,2/10
Moja ocena: 5+/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz