wtorek, 7 lutego 2012

Kwiaty na poddaszu - Virginia C. Andrews




Zdaję sobie sprawę, że w ciągu ostatnich tygodni napisano o tej książce tyle, że trudno będzie cokolwiek kreatywnego dodać od siebie. Większość recenzji (i proszę nie traktować tego, jako zarzut) to raczej peany na cześć "Kwiatów...". Mój romans z p. Andrews przebiegał dość burzliwie - rzuciłam się na tę książkę, po czym dość szybko mój zapał do niej ostygł. Bo mnie drażniła. Wkurzała. Ojjj, miałam ochotę rzucić nią w ścianę. Odłożyłam na parę dni. Ostatnie kilkadziesiąt stron czytałam z zapałem, jaki ostatnio objawił się u mnie przy czytaniu Picoult (nazywa się to Syndromem Muszę-Wiedzieć-Jak-To-Się-Skończy). I jaka jest moja opinia?

Historie tego pokroju to często temat filmów serwowanych przez komercyjne stacje w przerwach pomiędzy hitami ramówki (najpopularniejsza stacja w Polsce nazywała bodajże ten cykl "Historie z życia wzięte"). Szczęśliwa rodzina - kochający się rodzice oraz czwórka słodkich, idealnych dzieciaków. W dniu urodzin ojciec ginie w wypadku samochodowym, matka stadko pod pachę zabiera i postanawia wyjechać do majątku swoich rodziców. Na miejscu dzieciaki czeka mocno nieprzyjemna niespodzianka - zostają zamknięte na poddaszu. Bez prawa do światła, wyjścia. Otrzymuję listę surowych zakazów i nakazów od mocno pruderyjnej babki. Zakazy okazują się być podstawne - dzieci pochodzą bowiem ze związku bliskich krewnych. 

Dlaczego nie emanuję entuzjazmem? Przecież historia musi być chwytliwa i dobra, prawda? Być może przeszkadzał mi nieco język oraz postaci. Wzięłam poprawkę, że "Kwiaty na poddaszu" to jedynie wznowienie, a nie nowość (książka została opublikowana w 1979 roku, budząc zgorszenie, dyskusję w Stanach Zjednoczonych). Rozumiem to, ale ... nadal nie czuję się przekonana. Postaci są dość schematyczne - matka to głupiutka i próżna osóbka, która nie budzi naszego zaufania ni sympatii od samego początku historii. Babcia też została naznaczona mocno negatywnie. Dzieciaki - dwójka głównych bohaterów Chris i Cathy, czyli dwójka starszego rodzeństwa, została przedstawiona zgrabnie, ze swoistą swadą. Rozterki emocjonalne, poczucie odpowiedzialności za młodsze rodzeństwo, momenty zagubienia - nie jest już tak tandetnie, jak w przypadku pozostałych bohaterów. Mocno drażnił mnie styl narracji - momentami był bardzo naiwno-prosty. Zdania poszatkowane, jakby poucinane, bez rytmu - prawdopodobnie to odstraszyło mnie od czytania.

Co stało się ze mną potem? Przestawiłam się z trybu "literatura" na tryb "czytanie". Czym różnią się one od siebie? Ano tym, że nie czepiam się, a wchodzę w historię i bezkrytycznie żyję losami postaci. Historia na przełomie lat 70. i 80. mogła szokować. Mamy tutaj do czynienia z dwoma problemami - kazirodztwem (w tym również możliwości dziedziczenia owego), jak i siłą zemsty. Autorka zabawia się czytelnikiem i pod koniec książki otrzymujemy, jako czytelnicy, klasyczny kopniak w nerkę. I powiem szczerze - mocno obawiam się sięgnąć po kolejną część cyklu. Nie boję się trudnych tematów w literaturze, ale przyłapałam się na zbyt mocnym emocjonalnym wejściu na "poddasze". I boję się tego, co może zostać opisane w kolejnych częściach. Viriginia C. Andrews nie stawia pytań wprost - ukazuje problem z kilku perspektyw i zostawia czytelnikowi miejsce na odpowiedź. Każdy z nas pewnie inaczej odniesie się do konkretnych wątków. We mnie "Kwiaty na poddaszu" pozostawiają dziwne poczucie - nie umiem określić czy potępiam czy pochwalam to, co przeczytałam na temat kazirodztwa. Jestem zawieszona pomiędzy. Co jest dla mnie mocnym zaskoczeniem. I zastanawiam się czy to nie był właśnie zabieg autorki - zamydliła mi początkowo oczy kiepskim stylem, niemal dziecięcym gadaniem od rzeczy, po czym otrzymałam solidny cios między oczy (jak to określiła Skarletka w swojej recenzji "Kwiatów"). Moja czujność została uśpiona i wystawiona na pośmiewisko? 

Czy polecam? Tak. Aczkolwiek ... bądźcie przygotowani, że Wasze odczuwanie świata może zostać lekko zachwiane. Historia jest psychologicznie trudna i okrutna. Nieludzka wręcz. Przy całej dziecięcej naiwności przejawiającej się w natłoku słów, myśli. A jednak robi wrażenie. Stara szkoła pisania? Być może.

Kategoria: współczesna literatura
Wydawnictwo Świat Książki 2012, s. 382.
Biblionetka: 5,02/6
Lubimy czytać: 7,93/10
Moja ocena: 4+/6

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Świat Książki.

8 komentarzy:

  1. Gdyby był gdzieś konkurs na recenzję doskonałą, to zagłosowałabym na Twoją :-) Doskonale to wszystko ujęłaś. Pewnie rozpatrywanie książek w dwóch trybach - "literatura" vs "czytanie" rozwiązuje wiele problemów z serii "jak ocenić". W pełni podzielam Twoja opinię o tek książce.

    OdpowiedzUsuń
  2. A jednak udało Ci się napisać coś więcej :)Bardzo trafne spostrzeżenia, sama miałam podobne wrażenia, nie potrafiłam jednoznacznie ocenić zachowania "dzieciaków", a postać matki irytowała mnie do tego stopnia, że myślałam o wyrzuceniu książki przez okno, ale chęć poznania zakończenia nie pozwoliła mi na to.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka jest ujęta w moich najbliższy planach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Książki nie czytałam, jedynie recenzje i myślę nie dotrwałabym do końca książki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Książkę mam na półce i przyznam szczerze, że podchodzę do niej troszkę, jak do śmierdzącego jajka. Entuzjazmem napawały mnie kolejne pozytywne recenzje tej powieści, ale z czasem mój zapał ostygł - zwykle jest bowiem tak, że gdy książka podoba się wszystkim to mnie już do gustu nie przypada.

    Dlatego Twoja recenzja jest perełką w całej tej ławicy pochwalnych peanów. Podkreślasz to, co przypuszczałam - iż książka napisana dobre parę lat temu i wówczas szokująca wszystkich, w dzisiejszych czasach, przy codziennych tragediach i dziwactwach oglądanych na małym ekranie niesie ze sobą tylko letnie emocje, nie zaś mocno wrzące. Ale z drugiej strony może to i dobrze - łatwiej byłoby nam się poparzyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. @jjon - Dziękuję i... jestem zaskoczona. Ot, recenzja na świeżo po lekturze. Nie poczułam się zachwycona, ani mocno rozczarowana "Kwiatami". Jestem kompletenie pomiędzy. A tryby "literatura" "czytanie" stosuję bardzo często. Czasami nie da się inaczej. A też nie we wszystkich książkach należy doszukiwać się drugiego dna. Dziękuję pięknie za opinię i pozdrawiam.
    @jusssi - Dziękuję. I znowu zostałam zaskoczona opinią. Dokładnie - nie umiałam, nawet bałam się ocenić. Bo klasycznie mieliśmy do czynienia z sytuacją dwuznaczną moralnie. I złapałam się, że zaczęłam podświadomie "kibicować" Chrisowi i Cathy. I kiedy sobie to uświadomiłam - poczułam się z lekka przerażona. A z drugiej strony - dlaczego miałabym poddawać się stereotypom. Dlatego boję się troszkę kolejnej części. Jak jeszcze uda się autorce zakręcić moim wydawałoby się ukształtowanym systemem moralnym?
    A swoją drogą też miałam ochotę rzucić przez okno/w ścianę/gdziekolwiek. Dziękuję za opinię i pozdrawiam.
    @pisany inaczej - polecam :)
    @Izabell - tyle o sobie wiesz... resztę pewnie znasz. "Kwiaty na poddaszu" to ten typ książki, który należy doczytać do końca. Odłożyć. Przemyśleć. I wtedy postarać się ocenić. Polecam mimo wszystko - papier i ludzki mózg zniesie wszystko :)
    @Claudette - Trudno jest napisać coś, co podobałoby się każdemu. Kiedy czyta się tyle pochlebnych opinii, to zaczyna się tworzyć balonik oczekiwań. Przynajmniej ja tak mam - wydaje mi się, że przeczytam/obejrzę nie-wiadomo-co. I myślę, że temu wrażeniu uległam przy "Kwiatach...".
    Prawdą (niestety) jest to, że coraz mniej rzeczy może nas zaszokować. Szczególnie w ostatnich dniach kiedy słowo matka było odmieniane przez wszystkie przypadki, książka typu "Kwiaty na poddaszu" nie była czymś skrajnie mocnym. Cały czas czekam na książkę, która mnie poparzy. Dziękuję pięknie za opinię i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tyle się nasłuchałam o tej książce, że musiałam kupić i kompletnie mnie rozczarowała;/ Na nieszczęście kupiłam od razu trzy części i ledwo je wymęczyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja spasowałam po drugiej. Pierwsza część miała coś w sobie, był jakiś pomysł. Ale potem to już takie klasyczne pierdoły, na które szkoda czasu. Jest dużo ciekawszych książek. Na marne nie ma co tracić czasu :)

      Usuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC