sobota, 24 września 2011

Cyrk rodzinny - Danilo Kiš




Obcowania z literaturą Bałkanów ciąg dalszy. O ile "Kultura kłamstwa" D. Ugresic była lekturą wymagająca, o tyle "Cyrk rodzinny" raczej mnie przerósł. Lub czytałam go w nieodpowiednim momencie. Trudno jest mi jednoznacznie ocenić moje wrażenia po lekturze. Może powinnam takiej prozie poświęcić więcej czasu? A może potrzebne jest lepsze przygotowanie literackie, aby w pełni nacieszyć się takim pisarstwem?

"Cyrk rodzinny" to trzy powieści w jednej. Na pomysł taki wpadł sam autor. Powieść otwiera zbiór opowiadań "Wczesne smutki". Sam autor określił je jako "kolorowe szkice w bloku" i takie właśnie są te opowiadania - jak dziecięce bazgroły - niczym nieograniczona plastyczna wyobraźnia buduje świat niepodobny do tego rzeczywistego, jednocześnie akcentując to, co dla bardzo wprawnego dziecięcego oka najważniejsze. To wspomnienie, niejednokrotnie poszatkowane, które wypływają w różnej konfiguracji i z różnym natężeniem. Tę część czyta się łatwo, sprawnie. Język jest niezwykle barwny, plastyczny. 

Kolejna w zbiorze jest powieść "Ogród, popiół". I tu toposem jest dociekanie prawdy o ojcu. Tutaj nawet ja, niewprawnym okiem, wyczuwam z daleka Brunona Schulza. Podobne opisy - snów, wnętrz, ojca, sytuacji. I bardzo podobne podejście do rzeczywistości - doprawione niemal tragiczną groteską. 

Ostatnia część - "Klepsydra" przysporzyła mi najwięcej kłopotów i to właśnie na niej utknęłam najdłużej. Sam autor mówił o tym, że jest to powieść antropologiczną, mając na uwadze słownikowe znaczenie tego słowa - czyli według Danilo Kisa "Klepsydra" to powieść o człowieku w ogóle. Dużo przemyśleń filozoficznych, nawiązań do historii, literatury. Ponadto sporo odniesień do poprzednich części, co doskonale tłumaczy powstanie idei "Cyrku rodzinnego". Ugrzęzłam i to niestety w negatywnym tego słowa znaczeniu. Męczyłam i męczyłam. O ile z poprzednich dwóch części wyniosłam sporo dobrych wrażeń, o tyle "Klepsydra" zwyczajnie mnie przerosła. 

Sposób narracji i klimat geograficzny powieści przypominał mi nieco "Księgę ojców" M. Vamosa, co jest naturalną konsekwencją węgierskiego pochodzenia autora. Naprawdę niezwykle trudno jest mi jednoznacznie określić, czy powieść była zła czy dobra. Mam świadomość, że przerosła mnie, mimo, że początkowo czerpałam sporo frajdy. Zabrałam się do niej z nastawieniem, że chwytam za literaturę bałkańską, a tutaj tej bałkańskości jakby mniej. Mimo wszystko polecam, gdyż językowo jest to bardzo dobra powieść, a wielbiciele Brunona Schulza znajdą wiele radości w tej prozie.

Kategoria: współczesna literatura piękna
Wydawnictwo Czarne 2006, s. 616
Biblionetka: 5,00/6
Lubimy czytać: 3,8/5
Moja ocena: 4+/6

4 komentarze:

  1. Bardzo wiele oczekuję po tej pozycji i trochę się zasmuciłam czytając Twoje wrażenia. No cóż, nie ma innego wyjścia jak tylko przekonać się na własnej skórze :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Alu - nie udźwignęłam ciężaru tej powieści. Może czas nie ten, a może ... jeszczem nie tak wyrobiona czytelniczo. Przeczytaj koniecznie - jestem ciekawa Twojej opinii.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu, przeczytam na pewno, tylko nie wiem kiedy mi się to uda. Biblioteka niestety nie posiada tej pozycji w swoich zbiorach, a z funduszami na zakup trochę krucho po ostatnim książkowym szaleństwie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Własnie czytam i chyba rzucę ją w kąt:). Środkowa cześć jakby najbardziej przystępna.

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC