Ostatnio po blogach hula zestawienie dotyczące autorów po których my - blogerzy, sięgnęliśmy pod wpływem pochlebnej recenzji w naszej książkowej blogosferze. Książka Moniki Rakusy trafiła na moje zestawienie "Chcę przeczytać" zanim pojawił się serwis Lubimy czytać.pl. Ona tam była zanim wielu z obecnych książkowych blogerów zaczęła bloga prowadzić. To jedna z pierwszych zapisanych w moim zeszyciku książek do przeczytania. Odczekała swoje, to pewne. A czy warto? Rozdartam. Jak na kobietę przystało. I chciałabym i sama nie wiem ;)
"39,9" to pamiętnik-dziennik. Czterdziestolatki. Pisany po babsku. Czasem z pietyzmem i namaszczeniem, a czasem niemalże na kolanie. Pomiędzy szybkim obiadem a wystawną kolacją. Pomiędzy byciem doskonałą a wredną jędzą. Czasami słodki aż mdli, a czasem gorzki. Nierówna ta książka. Mocno, mocno. Bo są fragmenty, którymi mogłabym wytapetować swoje ściany. A są i takie, po których zwyczajnie przesunęłam wzrok, niemalże z zażenowaniem.
Jednego nie można autorce odmówić. Językowej swady. Pięknie pisze! Bardzo w moim klimacie - dużo udziwnień, neologizmów, zabaw językiem. To zdecydowany i mocny atut "39,9". Bywają rozdziały (wpisy z dziennika), w których Monika Rakusa niemal kpi z polszczyzny - mocnym wstępem jest już pierwszy "rozdział" - napisany na jednym oddechu, bez interpunkcji, zdań. Bardzo ciekawie wychodziły autorce wszelkiej maści wyliczanki. A mistrzostwem jest dla mnie fragment dotyczący wizyty u psychoterapeuty - rozpraszający dźwięk windy został tak fenomenalnie przedstawiony, że aż samą mnie to wkurzyło!
Powieść jest mocno kobieca i ... obawiam się, że tylko kobiety będą potrafiły w pełni ją docenić. A wynikać to będzie tylko z naszej firmowej, rozchwianej kobiecości. Dużo jest fragmentów przy których pokiwamy ze zrozumieniem głową, bądź nawet rozśmiejemy się w głos (wpis pt. "Dzień powodów dla których uprawiałam seks"). Pewnie ja, jako jeszcze nie-długo czterdziestoletnia, nie pojęłam wszystkich niuansów. Ale mimo wszystko polecam. Dwudziesto-, trzydziesto- i więcej- latkom.
No to teraz łyżka dziegciu. Bo różowo niestety do końca nie jest. To debiut. Nie zawsze musi to być wada. W przypadku pani Moniki Rakusy mocno czuć. Ilość wątków, zupełnie niezbieżnych, czasami bezcelowych i niepotrzebnych, nagromadzonych na zaledwie dwustu stronach doprowadza do zagubienia. Z opisu okładkowego nastawiłam się na pamiętnik kobiety w stanie podczterdziestkowym. Tytuł bardzo fajnie to sugerował. Otrzymałam niestety papkę, którą przełknęłam chyba tylko ze względu na małą objętość. Zupełnie niepotrzebny wydał się w moim mniemaniu wątek żydowski. Mocno niespójny z resztą fabuły. Zapowiadało się bardzo fajnie, ale w moim odczuciu autorka zwyczajnie przedobrzyła.
Podsumowując - przyzwoicie, ale bez zachwytów. Parę fajnych fragmentów wyłapanych, nie czuję abym straciła czas czytając "39,9". Potencjał czuć z daleka. Oby został dobrze wykorzystany.
Kategoria: współczesna literatura piękna
Wydawnictwo W.A.B. 2008, s. 216
Biblionetka: 3,77/6
Lubimy czytać: 4,53/10
Moja ocena: 3+/6
Raczej nie dla mnie ta książka. Nie tyle odstraszają mnie minusy i niedoróbki, co sama fabuła. Nie moje klimaty. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że nigdy dotąd nie słyszałam o tej książce i nie wiem, czy sięgnę po nią w najbliższym czasie. Za typowo babskimi książkami nie przepadam, jednak w Twojej recenzji wyłapałam kilka argumentów łagodzących ten obraz, że rozważę w niedalekiej przyszłości.
OdpowiedzUsuń@Dosiak - mimo wszystko zachęcam :)
OdpowiedzUsuń@Lena173 - i babska i niebabska. Za dobra na babską, za kiepska na coś więcej. Polecam przeczytać i wyrobić własną opinię :)