Kiedy zaczynam czytać książkę napisaną przez kogoś z postsowieckich obszarów niemal zawsze zacieram łapencje. Tak się jakoś przyjemnie składa, że co chwycę - to w mój absurdalny gust trafia i się podoba. Bardzo, ale to bardzo rozumiem klimat socjologiczny "komuny" i czuję go całą sobą. Czy Natalka Śniadanko zrobiła mi krzywdę i rozczarowała oczekiwania? Po trzykroć nie!
"Ahantanhel" to historia rozgrywająca się w Tygrysowicach. Mieście, które aspiruje do miana kulturalnego centrum Ukrainy. Stolicy wszechprowincji. A czymże jest owa prowincja w naszym rozumieniu? Idąc za Ciocią Wiki - obszar zamieszkany z dala od stolicy regionu, a sam termin prowincjonalizmu stosowany jest lekceważąco jako podkreślenie zacofania cywilizacyjnego i kulturalnego danego regionu. I Tygrysowice w ujęciu N. Śniadanko są zupełnym zaprzeczeniem tej definicji. Tu się trendy dyktuje - nic to, że mieścina niewielka, lecz opiniodajne czasopisma posiada. I w takim to periodyku - "KOL-2" pracuje główna bohaterka - Lichosława Galiczanko.
Pierwszym moim skojarzeniem - po pobieżnym zapoznaniu się z opisem na okładce, zdjęciem autorki i notą biograficzną było przypięcie jej łatki "ukraińskiej" Masłowskiej. Nic bardziej mylnego - owszem może i składniki są podobne, ale historia moim zdaniem dużo zgrabniejsza, bardziej strawna i dająca większą satysfakcję.
W fabułę wdawać się nie zamierzam - ni to kryminał, ni to obyczajówka. Raczej esej, który pod przykrywką absurdalnej historii doprawionej ironicznym językiem wyśmiewa współczesnych mieszkańców Ukrainy Zachodniej. "Ahatanhel" jest jednak bardziej uniwersalny w swoim zasięgu geograficznym - historię równie dobrze można by umiejscowić w Polsce i w każdym innym zakątku świata. Bo Tygrysowice nie są chyba niechlubnym wyjątkiem, gdzie wszystko ma swoją cenę, prawda?
Szczególnie pozytywne wrażenie zrobiły na mnie opisy pracy w gazecie "KOL-2". Już samo wprowadzenie w klimat - rys ideologiczny dziennika, geneza tytułu to wyjątkowo smakowite opisy. A praca w najbardziej opiniodajnym czasopismie w Galicji? No cóż - łatwy chleb to nie jest. Po pierwsze - do końca nie wiadomo dla kogo pracujesz. Właściciel gazety, zwany chlubnie Inwestorem, nie jest znany żadnemu pracownikowi ni z nazwiska, ni z twarzy. Idąc dalej - siedziba znajduje się na 6. piętrze budynku Instytutu Naukowego i nie jest oznaczone w żaden sposób. Trafienie za pierwszym razem do właściwego pomieszczenia równe jest szansie trafienia w Toto-Lotka bądź przedostaniu się do Narnii przez szafę we własnym pokoju. Po kolejne - praca w najbardziej poczytnym (o jedynie 10-krotnie zawyżonym nakładzie - "jedynie" gdyż konkurencja zawyża nakład przynajmniej 50-krotnie) to głównie praca dla idei, gdyż Inwestor nie zwykł płacić w ogólnie przyjętym cyklu miesięcznym. Zdarza się, że zapłaci po 3-4 miesiącach. A zdarza się, że zapłaci w naturze - na przykład w cukrze.I wtedy to biedna redakcja musi się nieźle napocić, aby to cukier ów spieniężyć. Literówki i błędy merytoryczne to chleb powszedni - jaka płaca ... Przysłany z Holandii szkoleniowiec dziwi się wynalazkowi marketingu barterowego (wróżka gazecie horoskop sprawi i reklamę w zamian kilka stron dalej otrzyma). I tak dalej ... i tak dalej...
A czymże jest tytułowy (i okładkowy nawet) Ahatanhel? A jest to szczur domowy Lichosławy. O rudym futerku. I szczur wprowadza niemałe zamieszanie w naszą historię. Jest on "judaszem" na świat dla naszej głównej bohaterki. Co i dlaczego - odsyłam do powieści.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu może przypaść do gustu taka forma pisarstwa. Mi Natalka Śniadanko zapewniła niemałą rozrywkę i zmusiła do myślenia, jak to tak naprawdę jest z tą naszą tak zwaną cywilizacją. Bo czy czasami nie ocieramy się w mediach o taką formę absurdu jaką zaserwowała autorka. Doskonały język, rewelacyjne tłumaczenie, dużo ironii, dużo absurdu. Nie mogę nie polecić. Zasłużona bardzo dobra ocena.
Kategoria: współczesna literatura zagraniczna
Wydawnictwo Czarne 2008, s. 480
Biblionetka: 4,14/6
Lubimy czytać: 3,71/5
Moja ocena: 5+/6
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Czarne oraz portalu Sztukater.pl. Dziękuję!
a ja jednak myślę iż może być rzeczywiście bardzo ciekawa pozycja i chętnie ją bliżej poznam.
OdpowiedzUsuńJa polecam jeszcze jej pierwszą książkę "Kolekcja namiętności":) Jest naprawdę świetna:)
OdpowiedzUsuń@cyrysia - polecam!!! jest zupełnie serio prześwietna:)
OdpowiedzUsuń@papryczka - no miałam cichą nadzieję, że to nie jednorazowy wyskok autorki :)