sobota, 14 stycznia 2012

20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła




Ilekroć widziałam tę książkę w księgarni przeglądałam, kartkowałam, głaskałam. Chciałam kupić. Jednak cena jakoś odstraszała i zawsze trafiałam na egzemplarz w twardej oprawie (jeśli książka nie liczy około 800 stron, nawet przez chwilę nie biorę pod uwagę takiego wydania). Jako, że moja biblioteka bardzo dobrze zaopatrzona jest - pewnego dnia "20 lat nowej Polski ..." wyszczerzyło się z półki w uśmiechu do mnie. Opis w miarę zachęcający, jednak ... czułam obawę, że będzie trudno, nudno i po grudach. Chciałoby się powiedzieć "phi!" - ten wybór reportaży jest po prostu R-E-W-E-L-A-C-Y-J-N-Y!

Niemal trzydzieści reportaży to wybór Mariusza Szczygła. Zostały one wcześniej opublikowane w "Dużym Formacie" lub "Polityce". Nazwiska autorów znamy dzisiaj w większości z ich świetnych publikacji. Wojciech Tochmann, Witold Szabłkowski, Jacek Hugo-Bader, Lidia Ostałowska czy sam Mariusz Szczygieł - to tylko niektórzy z autorów reportaży. Rozpiętość tematyczna ogromna - od trudnej młodzieży z krakowskich slumsów, poprzez podziemie aborcyjne na przemycie narkotyków skończywszy. Przyznam szczerze - dostałam mocno obuchem przez głowę. Od pierwszego tekstu poczułam, że żyłam do tej pory w pewnej bezpiecznej bańce, interesując się trudnymi historiami z końca kontynentu, ignorując dramaty, które rozgrywały się w moim kraju. Mało wiem o Polsce. A szczególnie o ostatnim dwudziestoleciu, które przecież było czasem mojego dzieciństwa i nastoletniości. Po przeczytaniu "20 lat nowej Polski ..." wiem więcej. Ale powiem szczerze - grzeczne dziewczynki nie powinny znać takich historii ...

Zbiór rozpoczynają wpisy z dziennika (niezbyt ortodoksyjnego) prowadzonego przez młodego, początkującego reportera Mariusza Szczygła. Mamy lato 1989 roku, po raz pierwszy można kupić nieprzyzwoitą ilość polędwicy sopockiej, śmietankę w proszku ("Holenderskie, nie umiem odczytać, co to  jest dokładnie, ale fajnie się rozpuszcza"), kiwi ("Wygląda jak ziemniak, ale w środku - ekstaza"). Pojawia się nowy zawód - makler ("Musiałem sobie trzy razy powtórzyć to słowo na głos, bo wychodzi mi "makrel"), otwiera się pierwsza IKEA ("Każdy chce siedzieć u Tochmanna na tych fotelach z drutu").  W 1989 roku Polacy obudzili się w nowej rzeczywistości - gdzie wszystko było inne, od tego do czego przywykli wcześniej. Z dnia na dzień trzeba było się przystosować. Mariusz Szczygieł w tym dość niezwykłym wstępie, wtłacza nas w klimat tamtej polskości. To poniekąd tłumaczy, dlaczego dalej potoczyło się to w taki, a nie inny sposób.

Zbiór rozpoczyna mocny akcent - historią o Janie opowiedzianą przez Wojciecha Tochmanna. Jan pewnego dnia budzi się na torach i nie pamięta niczego. Kim jest, skąd jest, co robił, czy miał żonę, dzieci. Pustka. Uczy się wszystkiego od nowa - posługiwania się sztućcami, życia. Autor reportażu porównuje Jana do Polaków po 1989 roku. Ocknęli się w świecie, gdzie wszystko było nowe i żądało, aby się przystosować. Reportaż ten ma również wydźwięk osobisty - Wojciech Tochmann jest założycielem Fundacji ITAKA, zajmującej się kompleksowo problemem zaginięć. 

Kolejne reportaże to już uderzanie w bardzo mocne akcenty. Największe wrażenie na mnie zrobił ten Ireny Morawskiej "Luiza wdowa idzie na Dług". Jest to historia głośnej sprawy, która stała się kanwą dla jednego z mocniejszych filmów w polskiej kinematografii czyli "Długu". Filmu nie widziałam. Historię znałam pobieżnie. Reportaż mną wstrząsnął. Im dalej w tekst, tym gula strachu w moim gardle stawała się coraz większa. Literacko, dziennikarsko - rewelacja. Ludzko - nie wiem, co powiedzieć. W całym zbiorze jest kilka takich reportaży po których poczułam bardzo mocno, że to chyba nie o tym kraju, który jest moją ojczyzną. Że to chyba o jakiejś innej Polsce. Bo Polska chociażby z reportażu o "Długu" to kraj o którym nie chce się słyszeć. Bo taki kraj nie może istnieć. Bo jak można w takim kraju żyć? 

Żeby nie poczuć się zbyt bezpiecznie - kolejne historie to kolejne pęknięcia na moim postrzeganiu kraju. Reportaż o jumie - mało treści, najgorsze rzucone w krótkie, pozornie beztreściowe zdanie. Historia przemytników kokainy z mazurskich wsi. Dzieciaki z krakowskiego blokowiska, które powodują strach u nauczycieli. Bardzo, bardzo wstrząsające historie. 

Mamy i kwintesencję Polski lat 90., czyli biznes a la polonaise. Reportaż-pamiętnik gracza giełdowego. Jeśli wierzyć autorowi historii - grali wtedy nawet nauczyciele. Sposób w jaki zostało to zjawisko przedstawione ma słodko-gorzki posmak. Paradoksalnie jednak kwintesencją polskości w latach 90. był Amway. Absurdalna organizacja, bazująca na sprzedaży bezpośredniej i marketingu wielopoziomowym. "Urszula i Zbigniew ze Stargardu, kiedyś byli właścicielami bankrutującego punktu ksero. Mają po 30 lat. Trzy lata temu powiedzieli "Gazecie", że muszą mieć taki duży dom, aby pies biegnący z jednego końca na drugi trzy razy odpoczywał". Amway teoretycznie miał spełnić takie wymogi - obiecywał szybki zarobek i kolejne odznaczenia oraz stopnie w hierarchii. Mariusz Szczygieł relacjonuje meeting Amway organizowany w Sali Kongresowej. "Wie pan - mówi gorączkowo człowiek od nagłośnienia - ja w Kongresowej pracowałem i za Gierka, zjazdy partii robiłem. Ale na to, co dziś się tutaj dzieje, to komunistom wyobraźni by zabrakło". 

Są też i reportaże socjologiczno-kulturowe - o fenomenie disco-polo, o wyjazdach Polaków do Wielkiej Brytanii do pracy w Tesco, o uczelni prowadzonej przez Ojca Dyrektora, o popularności seks-czatów. Dwa mocne reportaże o podziemiu aborcyjnym. I jako swoisty kontrast - historia Marii i Zosi, homoseksualistek wychowujących trójkę dzieci (w tym jedno wspólne) zestawiona z reportażem o Janie B. - homofobie. Jest i esej doskonale podsumowujący ideę centrów handlowych - o warszawskiej Arkadii. 

Tego rodzaju książki poszerzają wiedzę w rewelacyjny sposób. W trakcie czytania napadł mnie taki głód informacji, że Wikipedia niemal rozgrzała się do czerwoności. Szukałam, szperałam, doczytywałam. Chciałam WIEDZIEĆ. 

Chyba nie muszę pisać, jak bardzo polecam. Bo polecam. Bardzo. Nachalnie wręcz. Musicie to przeczytać. Nie jest nudno. Jest trudno, bo czasem nie da się zmieścić w głowie tego, co się właśnie przeczytało. Jednak warto. Bardzo.

Kategoria: zbiór reportaży
Wydawnictwo Czarne 2011, s. 472.
Biblionetka: 5,17/6
Lubimy czytać: 7,66/10
Moja ocena: 6/6

6 komentarzy:

  1. Czytałam tę książkę jakiś czas temu :)
    Muszę przyznać,że dzięki niej Szczygło stał się jednym z moich ulubionych reporterów.
    To na prawdę książka, którą powinien każdy, który nie chce się odnaleźć w nowej polskiej rzeczywistości :)
    Zazdroszczę,że posiadasz ją na półce.
    Ja wypożyczyłam z biblioteki, a to książką do której warto i trzeba wracać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczygieł czytał tę książkę na Trójce i powiem, że mam smaka na jej przeczytanie, ale nie koniecznie na kupno. Może uda mi się wypożyczyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, że jest to książka dobra dla mnie. Twoja recenzja bardzo mnie zachęciła - w innym przypadku pewnie nie zainteresowałabym się tą pozycją. Skoro tak bardzo polecasz, a książka poszerzę wiedzę - bardzo chętnie ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez Ciebie jestem dziś cholernie niewyspana! Zaczęłam wczoraj późnym wieczorem i nie mogłam się oderwać! Az dotarłam do momentu, kiedy organizm i oczy powiedziały stop! Ale od czego jest poranny budzik. Ta cisza, kiedy jeszcze wszyscy śpią - bezcenna - a powrót do książki:) Jestem po przeczytaniu tekstu "Cud ekranu" Joanny Sokolińskiej.... i jestem pod ogromnym wrażeniem! Mała przerwa, muszę to przetrawić! Zaimponowała mi... :) Jej dążenie do celu (nauka języka, żeby oglądać seriale w oryginale), ograniczenie spania, żeby czytać książki... i ta obowiązkowość w nagrywaniu, archiwizowaniu każdego odcinka. Przy tym wszystkim czuje się pasje a nie obowiązek:) Dzięki, że ta recenzja ukazała się Twojej stronie!

    OdpowiedzUsuń
  5. @biedronka - niestety egzemplarz nie mój. Ale - to już postanowione - muszę ją kupić. Ją po prostu trzeba mieć na półce.
    @Agata Adelajda - ha! miałam dokładnie to samo. Moja poznańska dusza nie chciała po prostu tej książki kupić, podskórnie obawiałam się, że nie będzie warta swojej ceny. Proponuję wypożyczyć i przekonać się. Ja teraz wiem, że muszę ją kupić.
    @Grafogirl - książka mocno prowokuje do poszukiwania. Co ciekawe, każdemu podoba się zupełnie inny reportaż. Ale niemal nikt nie przechodzi obok nich obojętnie. Jeśli lubisz reportaże - spodoba się na pewno.
    @PrzyAromacieKawy - Aneta, no przepraszam :D Ha! ja podczytywałam w pracy.. i też nie mogłam się oderwać. Ale faktycznie, są potrzebne przerwy na przemyślenie. "Cud ekranu" fajnie wpisuje się w naszą wczorajszą rozmowę - o postanowieniach i celach życiowych :) Można robić to, co się w życiu kocha i mieć z tego frajdę. Chociażby miało to być oglądanie seriali. Jestem ciekawa Twojej opinii po przeczytaniu całego zbioru :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No i się stało1 No i przeczytałam ! No i zabiło mnie na jakiś czas. Właściwie nadal mnie zabija... za każdym razem,kiedy patrzę na księdza i kościół, kiedy patrzę na bezdomnego, kiedy patrzę na podmiejskie piękne domki i zastanawiam się, jakim cudem ludzie do tego doszli i kiedy patrzę na polską biedną wieś ledwie łączącą koniec z końcem... I kurde zastanawiam się, po co ta książka? Co miała nam udowodnić? Zmobilizować czy zdołować? Uświadomić? I co z taką świadomością mam zrobić teraz?

    OdpowiedzUsuń

.
.
Template developed by Confluent Forms LLC